Prof: Nowaczyk: "Nie ma jeszcze takiej specjalności jak odtwarzanie katastrofy lotniczej z zafałszowanych wykresów"

Fot. Komisja Millera
Fot. Komisja Millera

Ciekawy artykuł w "Naszym Dzienniku": profesor Kazimierz Nowaczyk, amerykański fizyk polskiego pochodzenia, przeanalizował oprogramowanie do deszyfracji tzw. czarnych skrzynek, którym od lat posługuje się MAK. Porównał opublikowane przez Rosjan dane o położeniu polskiego Tu-154M z wynikami odczytów amerykańskiej aparatury, którą zainstalowano w tupolewie. Jak zauważa "ND" wnioski naukowca dają wiele do myślenia:

MAK nie tylko mógł dość swobodnie manipulować zarejestrowaną historią lotu, ale rzeczywiście tak się stało i te modyfikacje wydają się mieć bardzo jasny cel: zmianę obrazu tego, co faktycznie wydarzyło się po zderzeniu ze słynną brzozą.

Profesor Nowaczyk, fizyk, jest gdańszczaninem. Pracuje w Centrum Spektroskopii Fluorescencyjnej Wydziału Biochemii i Biologii Molekularnej Szkoły Medycznej Uniwersytetu Maryland (USA), mieszczącego się w Baltimore. Spektroskopia fluorescencyjna to ważna metoda badawcza mająca praktyczne zastosowanie m.in. w fizyce, chemii, biologii i medycynie.

Do parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej zgłosił się sam. Mówi:

Pewne zdarzenia, według MAK, miały miejsce w innym momencie, niż wynika to z zapisów TAWS i FMS. Z czasem wiąże się też oczywiście miejsce, w jakim do nich doszło. Różnice kilkusekundowe oznaczają, przy tej prędkości, setki metrów.

Okazuje się, że odczyty sensorów zostały przesunięte tak, aby zlokalizować zarejestrowane przez nie dramatyczne wydarzenia bliżej miejsca zderzenia samolotu z brzozą. Zapewne po to, żeby zasugerować, iż uszkodzenie skrzydła, odchylenie od ścieżki schodzenia i półbeczka autorotacyjna były wynikiem ścięcia drzewa.

Według prof. Kazimierza Nowaczyka, sławna już brzoza wcale nie zmieniła kursu tupolewa, lecz po ponad 140 metrach nastąpiło coś innego: dwa silne impulsy. Na wykresach przedstawionych przez MAK zobrazowano je jako nagłe zmiany przyspieszenia pionowego. Tak silne, że sam prof. Nowaczyk nie może uwierzyć, że ponad 80-tonowa maszyna w ciągu ułamków sekundy doznała tak silnych zmian wysokości. - Nastąpiła zmiana przyspieszenia od 1,2 g do 0,2 g. To różnica, jaką poczuje osoba, której waga w ciągu pół sekundy zmieni się ze 120 do 20 kilogramów - tłumaczy fizyk. Dodaje przy tym, że nie wiemy, czy to cały samolot raptem (dwukrotnie) opadł w dół i wzniósł się gwałtownie do góry, czy tylko, na przykład, podniosła się część dziobowa, a opadł tył.


Do silnych impulsów z zewnątrz doszło, według amerykańskiego naukowca, po piątym i ostatnim ostrzeżeniu TAWS przemilczanym w raporcie MAK, tuż przed zamrożeniem działania komputera FMS po zaniku zasilania. Stąd bardzo prawdopodobne, że były one przyczyną przerwania zasilania kluczowego systemu. Profesor Nowaczyk dystansuje się natomiast od hipotezy związku tej awarii z uderzeniem samolotu w brzozę.

Sądzę, że te wstrząsy były znacznie silniejsze i nastąpiły później

- komentuje. Z jego obliczeń wynika, że samolot po zderzeniu z brzozą przeleciał jeszcze około 140 metrów bez zmiany kursu, z czego wynika, że nie mógł wykonać beczki autorotacyjnej.

Dokument MAK pokazuje na s. 97 zmianę kursu tuż za ściętym drzewem, natomiast polski raport jest bardziej "elastyczny" w tej kwestii. Na s. 70 twierdzi, że samolot skręcał wcześniej, natomiast siedem stron dalej czytamy, że nie skręcał.  Natomiast polski raport w żaden sposób nie odnosi się do przerwania pracy komputera, być może dlatego, że według przedstawionych w nim danych na mapie (załącznik 1.1) FMS zamroził się 0,5 sekundy po pierwszym uderzeniu w ziemię, na wysokości 15 metrów i w odległości około 60 metrów od rzeczywistej pozycji zanotowanej w pamięci tego urządzenia.

Jak jednak wytłumaczyć rozbieżności pomiędzy danymi MAK a odczytami z amerykańskiej aparatury, skoro pochodzą z tych samych sensorów? Nowaczyk zwraca uwagę, że Rosjanie do odczytu czarnych skrzynek używają programu WinArm32.

Wszystkie wykresy zamieszczone w raporcie MAK pochodzą właśnie z tego programu. Umożliwia on, między innymi, usuwanie punktów, korektę błędów systematycznych itd. Nie trzeba w ogóle manipulować danymi z czarnych skrzynek, pod warunkiem, że nikt inny tych skrzynek nie dostanie. Nie wiadomo, czy "kopie z czarnych skrzynek", o których wszyscy mówią, to nie są kopie z tego programu

- wyjaśnia.

Ciekawostką potwierdzającą możliwe manipulacje jest brak odczytów danych na wykresach w miejscu ostatniego - pominiętego przez Rosjan -  komunikatu TAWS, występują tam jedynie szare linie, które nazwano "szarą strefą".

Nie ma jeszcze takiej specjalności: odtwarzanie katastrofy lotniczej z zafałszowanych wykresów

- komentuje profesor.

wu-ka, Nasz Dziennik

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.