W związku z planowanym spotkaniem Biden – Putin, które odbędzie się według ostatnich przecieków najprawdopodobniej w Szwajcarii, w Stanach Zjednoczonych zaczęła się dyskusja na temat najlepszego kształtu polityki administracji Bidena wobec Rosji. Swoje stanowisko w tej kwestii zaprezentował Samuel Charap, z wielkiego think tanku RAND, specjalizujący się zarówno w tematyce rosyjskiej jak i kwestiach związanych z wielką strategią Stanów Zjednoczonych.
W jego opinii ukształtowana po 2014 roku amerykańska linia wobec Moskwy opierała się na trzech podstawowych przesłankach. Po pierwsze jej fundamentem była „aktywna presja”, zespół działań, które miały „ukarać” Rosję za prowadzenie polityki niezgodnej z międzynarodowymi standardami, czy szerzej, z interesami Stanów Zjednoczonych. Elementem tej linii były zarówno sankcje ekonomiczne, działanie na rzecz wzmocnienia wschodniej flanki NATO, czy próba dyplomatycznej izolacji rosyjskiego reżimu. Drugim intelektualnym filarem tej polityki było dążenie do zbudowanie takiego modelu relacji, który zakładał możliwość selektywnej kooperacji, ale tylko wówczas, kiedy taka współpraca będzie na rękę Waszyngtonowi i jeśli zachowa on swobodę decyzji zarówno co do samego faktu rozpoczęcia współpracy jak i jej głębokości. Najlepszym przykładem, w opinii Charapa, tego rodzaju podejścia była kwestia negocjacji w zakresie irańskiego programu jądrowego czy rozmów w sprawie traktatu New-START. Wreszcie trzecim fundamentem amerykańskiej polityki wobec Rosji, która kształtowała się za czasów administracji Obamy, było utrzymywanie perspektywy poprawy relacji o ile Moskwa zmieni swoje postepowanie w spornych kwestiach. Za czasów Trumpa, niezależnie od jego osobistego stosunku do Putina, istota amerykańskiej polityki, zdaniem analityka RAND, nie uległa zmianie. Wzmocnione, czy „utwardzone” ostało stanowisko Waszyngtonu w niektórych kwestiach, związanych głównie z obszarem wojskowym, ale trudno mówić o generalnej rewizji linii politycznej ukształtowanej po roku 2014. Biden w swych pierwszych wypowiedziach zaprezentował się generalnie jako zwolennik tego kierunki działania, polegającego z grubsza na utrzymywaniu wobec Moskwy presji oraz szukaniu, ale to Ameryka miałaby mieć w tym zakresie inicjatywę, obszarów gdzie kooperacja byłaby możliwa.
Problemem jest wszakże to, że, jak pisze Samuel Charap ta polityka nie działa, Stany Zjednoczone nie realizują swych celów geostrategicznych a sytuacja wraz z upływem czasu ulega pogorszeniu.
Sankcje – diagnozuje sytuację Charap - wzmacnianie wschodniej flanki NATO czy aktywna polityka wypychania Rosji z niektórych kluczowych dla jej sektora obronnego rynków jakim są np. Indie, znacząco utrudniła życie rosyjskiej elicie, a nawet można powiedzieć, że przyczyniła się do spowolnienia tempa rozwoju gospodarczego kraju, ale czy zrealizowała swe główne założenie, jakim było skłonienie reżimu do zmiany linii politycznej? Nie stało się to ani w polityce zagranicznej, ani wewnętrznej. Rosja w efekcie presji międzynarodowej i ekonomicznej nie stała się ani bardziej skłonna do kooperacji ani też nie zaczęła w większym stopniu przestrzegać standardów praw człowieka i demokratycznych procedur. Z tego też powodu, co postuluje Samuel Charap, warto na nowo poddać dyskusji podstawowe, z intelektualnego punktu widzenia, przesłanki na których opiera się dzisiejsza strategia Stanów Zjednoczonych wobec Rosji. Po pierwsze nie można, w jego ocenie poważnie utrzymywać, że Rosja jest „imperium w stanie upadku”, a w związku z tym presja ekonomiczna nie przyczyni się do przyspieszenia tego trendu. Jak zauważa Charap, nadal jest to państwo wydające rocznie na zbrojenia od 150 do 180 mld dolarów licząc według parytetu siły nabywczej, a ekonomiczne spowolnienie, co udowodniły ostatnie lata, nie skłania rosyjskie elity do ograniczenia nakładów na wojsko. A to oznacza, w jego opinii, że w dającej się przewidzieć perspektywie Federacja Rosyjska nie tylko w zakresie potencjału nuklearnego, ale szeroko rozumianych możliwości wojskowych będzie równorzędnym rywalem Stanów Zjednoczonych. Rywalem, który co prawda nie jest mocarstwem w swej fazie wznoszącej, ale z pewnością w czasie nawet najbliższych kilkunastu lat utrzyma zdolności rzucenia wyzwania polityce Stanów Zjednoczonych. Tym bardziej, że rosyjska elita przejawia większą, niźli np. chińska, skłonność do ryzyka i ponoszenia ewentualnych kosztów aktywnej polityki międzynarodowej. Z takiej oceny sytuacji Charap wyciąga wniosek, że Waszyngton winien traktować Rosję poważniej niźli teraz, a to oznacza uznanie realiów, iż ma on do czynienia z realną siłą w sprawach globalnych. Obserwowana od pewnego czasu większa skłonność Moskwy do posługiwania się argumentem siły w opinii Charapa każe postawić pytanie czy bezpieczeństwo Europy nie stoi obecnie pod znakiem zapytania. W jego opinii „bezpieczeństwo europejskie jest znacznie mniej stabilne, niż mogłoby się wydawać, być może jeden poważny kryzys dzieli nas od całkowitego załamania”. Konflikt Rosji ze Stanami Zjednoczonymi, w Europie, nawet przypadkowy i nie będący wynikiem intencjonalnego działania, będzie miał, w opinii amerykańskiego analityka fundamentalne i bardzo niekorzystne, z amerykańskiego punktu widzenia konsekwencje, które dotyczyć będą nie tylko naszego kontynentu ale również układu sił w skali globalnej. Choćby z tego powodu Waszyngton winien znacznie więcej uwagi poświęcić budowie systemu „zarządzania kryzysowego”, który mógłby uchronić Stany Zjednoczone przed perspektywą niepotrzebnej eskalacji.
Wreszcie Charap kwestionuje, jako nieuprawnione wishful thinking, obecne w amerykańskim myśleniu przeświadczenie, że zmiana ekipy na Kremlu, doprowadzi do przełomu politycznego i umożliwi skokową poprawę relacji. Nie ma aby tak myśleć dziś ku temu żadnych przesłanek, a nawet można bronić tezy, że ewentualni następcy Putina mogą być z punktu widzenia Zachodu zmianą na gorsze.
Rewizja tych wątpliwych, w opinii Charapa, założeń, jakie legły u podstaw rosyjskiej polityki Stanów Zjednoczonych winna prowadzić do jej rewizji i oparcia o nowe zasady. Jakie? Po pierwsze na uznaniu, że problem Rosji, która jest i będzie istotnym zagrożeniem dla długofalowych interesów amerykańskich nie rozwiąże się wraz z upływem czasu i słabnięciem Federacji Rosyjskiej. Po drugie utrzymywanie obecnego kształtu relacji z Moskwą grozi niepotrzebną eskalacją napięcia, co nie jest w interesie Stanów Zjednoczonych i sojuszników. Po trzecie raczej nie ma co liczyć na to, że Kreml zmieni swe zachowanie na arenie międzynarodowej i „przeprosi za grzechy”. Nie ma też powodu aby zakładać, że następcy Putina będą lepsza opcją z punktu widzenia Zachodu.
Z punktu widzenia wielkie strategii wnioski jakie wypływają z takiej oceny sytuacji, z perspektywy Stanów Zjednoczonych, zdaniem Charapa są jasne – Ameryka winna stabilizować stosunki z Rosją. W większym stopniu posiłkować się dyplomacją niźli do tej pory oraz nie rezygnując z presji znacznie rozszerzyć obszar możliwej współpracy, nie odrzucając programowo tych sfer, które są istotne z rosyjskiego punktu widzenia.
Nie oznacza to resetu, bo ten obarczony był iluzjami na temat możliwości zmiany polityki rosyjskiej, ale również nie może być mowy, w opinii Samuela Charapa, o kontynuowaniu dotychczasowej linii, bo ta okazała się nieskuteczna, a może być potencjalnie groźna. Moskwa nie skapitulowała i w najbliższym czasie na to się nie zanosi, a skutki eskalacji w Europie są obarczone z punktu widzenia Waszyngtonu zbyt dużym ryzykiem aby móc brać pod uwagę taki scenariusz.
Formułowana przez Charapa propozycja rewizji amerykańskiej polityki wobec Moskwy, co do istoty nie różni się od tych głosów, coraz liczniejszych w amerykańskim środowisku eksperckim, aby zacząć traktować „Rosję taka jaką ona jest”, porzucić mrzonki o jej demokratyzacji i zacząć uprawiać politykę opartą o rachunek sił i jasno sprecyzowane interesy. Nie jest to też wizja polityki, która musi oznaczać porzucenie przez Waszyngton sojuszników, czy poświęcenie ich interesów. Choć w tym ostatnim przypadku nie można mieć pewności, że jednym z elementów negocjacji, o czym wprost pisze Charap, nie będzie poszukiwanie np. amerykańsko – rosyjskiej formuły rozwiązania kryzysowej sytuacji wokół Ukrainy, co w związku z odmienną hierarchią celów obydwu układających się stron może oznaczać zbyt dużą „elastyczność” czy wręcz ustępliwość Waszyngtonu. Ważne w propozycji amerykańskiego analityka jest co innego, a mianowicie przekonanie o kruchej równowadze europejskiego systemu bezpieczeństwa i o tym, że ewentualna eskalacja w Europie zagraża amerykańskiej pozycji, nie tylko na naszym kontynencie, ale globalnie. Charap nie pisze tego wprost, ale z tonu jego wystąpienia i rodzaju argumentacji można wyraźnie wyczytać, że ewentualne starcie z Rosją w Europie nie byłoby dla Ameryki zwycięskim. A to oznacza, że formułowane przezeń propozycje budowy systemu „zarządzania kryzysowego”, szukania pól kooperacji czy większej roli dyplomacji w relacjach z Rosją trzeba traktować jako środki o charakterze defensywnym. Jeśli takie odczytanie przesłania Samuela Charapa jest słuszne, to może okazać się, że poszukiwanie kompromisów i możliwości współpracy w naturalny sposób prowadzić będzie do ustępstw Waszyngtonu w pewnych obszarach, zwłaszcza tych z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych peryferyjnych i mniej istotnych. Jakie są gwarancje, że nie będą to akurat kwestie z naszej perspektywy bardzo istotne?
POLECAMY NOWOŚĆ! Książka Marka Budzisza „Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna”, dostępna w naszym wSklepiku.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/551446-o-potrzebie-rewizji-polityki-waszyngtonu-wobec-rosji?utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%253A+wPolitycepl+%2528wPolityce.pl+-+Najnowsze%2529