W języku polskim nie istnieje słowo, które istnieje w językach niemieckim i rosyjskim. Po niemiecku brzmi ono „die Gleichschaltung”, a po rosyjsku – „urawniłowka”. Słownik PWN podaje, że „glajchszaltowanie” to „likwidowanie na siłę różnic w sposobie myślenia i działania ludzi”, zaś „urawniłowka” to „zrównywanie, ujednolicanie, zwykle nieuzasadnione i szkodliwe”.
Tego typu działanie było tak obce polskiemu charakterowi narodowemu i polskiej kulturze politycznej, że nasz język nie wykształcił nawet w ogóle pojęcia na określenie takiego zjawiska. Tu po prostu nikomu nie przychodziło do głowy glajchszaltować innych, a nawet jak przychodziło, to mu na to nie pozwalano.
Odmiennie było natomiast wśród naszych zachodnich i wschodnich sąsiadów. Dla Niemców (zwłaszcza w wersji pruskiej) oraz dla Rosjan (w wydaniu moskiewskim) przez długi czas była to nieodłączna część ich kodu kulturowego. W XX wieku stanowiła wręcz rdzeń powstałych tam ustrojów totalitarnych. Choć oba systemy upadły, to jednak to dziedzictwo pozostaje żywe do dziś.
Nauka racjonalnego myślenia bez alienacji
To nie przypadek, że nigdy nie było u nas rządów absolutystycznych. Dwór królewski, odgrywający kluczową rolę w wielu państwach europejskich, nie zaistniał w Polsce jako znaczący podmiot życia politycznego. Ale też w żadnym innym kraju tak wielkiego znaczenia nie nabrały dworki szlacheckie.
Ciekawy dialog odbył się zaraz po zamachu majowym w 1926 roku, gdy Józefa Piłsudskiego odwiedził korespondent francuskiego dziennika „Le Matin”. Wszyscy mieli wówczas jeszcze świeżo w pamięci objęcie władzy przez Mussoliniego we Włoszech, więc dziennikarz zapytał, czy podobna przyszłość czeka także Polskę, na co marszałek żachnął się:
Myślę, że nie mogłoby się przyjąć nic podobnego w Polsce,
a swój wywód na ten temat zakończył słowami:
Nie, to nie dla nas!
Na uwagę korespondenta, że nie mówi jak dyktator, Piłsudski odparł, że po wojnie mógł sięgnąć po władzę absolutną, jednak nie zrobił tego. Dlaczego? Jak stwierdził:
gdy patrzę na historię mojej ojczyzny, nie wierzę – naprawdę, aby można było rządzić w niej batem.
Nawet Józef Stalin uważał, że Polacy są narodem wyjątkowo opornym na przyjęcie dyktatury proletariatu, powtarzając swym współpracownikom, że komunizm pasuje do Polski jak siodło do krowy. To nie przypadek, że zamordystyczne rządy wprowadzały u nas zawsze obce siły (choć nie brakowało oczywiście rodzimych zaprzańców, którzy uważali, że jest to uprawniony sposób modernizacji kraju, co wyraził lapidarnie Tadeusz Kroński w liście do Czesława Miłosza:
my sowieckimi kolbami nauczymy ludzi w tym kraju myśleć racjonalnie bez alienacji).
Oswajanie z cywilizacją europejską
Niemiecka pasja glajchszaltowania objawiała się wobec Polski wielokrotnie. Już Fryderyk Wielki po I rozbiorze Rzeczypospolitej mówił o Polakach:
Biednych tych Irokezów będę się starał oswoić z cywilizacją europejską,
tak jakby pruskość była emanacją europejskości, a polskość dziczą i nienormalnością. W podobnym duchu wypowiadał się sto lat później „żelazny kanclerz” Otto von Bismarck, starając się zlikwidować jakąkolwiek polską odrębność. Późniejsza polityka wobec Übermenschów ze wschodu wyrosła więc na sprzyjającej glebie kulturowej.
Katarina Barley, specjalistka od „finansowego głodzenia” Europy Środkowej, nie wzięła się znikąd. Wpisuje się w długą tradycję „Gleichschaltung”. Zapewne ma dobre serce dla swoich wschodnich sąsiadów. Chce ich po prostu oswoić z cywilizacją europejską i nauczyć myśleć racjonalnie bez alienacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/522590-my-nie-znamy-pojec-gleichschaltung-i-urawnilowka