Wydawany w Polsce przez niemiecko-szwajcarski koncern Ringier Axel Springer tabloid „Fakt” pochylił się dziś nad menu z wczorajszego spotkania premierów Polski i Węgier w Budapeszcie. Nie dość, czytamy, że obaj Morawiecki i Orban „brną w kierunku unijnego weta” (brnie się, w domyśle, na bagna, na mielizny, w ślepą uliczkę), to jeszcze omawiali sprawę „przy frykasach i dobrym winie”:
Była zupa krem z dyni, a na drugie pieczona polędwica wołowa ze smażoną gęsią wątróbką w sosie borowikowym i szary sum z rusztu w sosie gulaszowym ze smażoną kapustą kiszoną z dżemem pomidorowym.
W sumie posiłek, jak na standardy spotkań dyplomatycznych, całkowicie normalny, żadna uczta, zwłaszcza, że to wszystko w stylu międzynarodowym, czyli małe i szumnie brzmiące, ale średnio obfite. „Fakt” też to wie, ale się oburza. Czyżby premierzy Polski i Węgier (karykaturalnie przedstawieni jako karzełki rzucające wyzwanie prawdziwej potędze) mogli jeść wyłącznie suchary z wodą?
Czy kanclerz Merkel podczas spotkań z prezydentem Francji jada paluszki i popija wodą sodową?
Wczoraj „Fakt” także szturmował, tak oto konstruując opis sytuacji:
Co zrobi premier Morawiecki? Ursula mówi: Szach”.
Ursula to oczywiście szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. W tekście czytaliśmy:
Tu i ówdzie da się słyszeć pohukiwania pewnych naszych polityków, że 26 krajów Europy bardziej potrzebuje Polski niż Polska współpracy z tymi krajami. I że Unia przyjdzie jeszcze do nas na kolanach. Wczorajsze słowa szefowej Komisji Europejskiej pokazują, że raczej tak nie będzie. Ursula von der Leyen rzuciła wyzwanie polskiemu premierowi.
Zasugerowała Mateuszowi Morawieckiemu, by poszedł do unijnego sądu, jeśli uważa, że przyjęte przez kraje wspólnoty przepisy są niezgodne z unijnym prawem. Tym samym dała do zrozumienia, że nadszedł już czas, by Polska i Węgry przestały blokować przyjęcie unijnego budżetu.
Opis jak z czytanki dla dzieci, do tego mocno zakłamanej. My, walczący o przestrzeganie traktatów i o niezakładanie smyczy, „pohukujemy”, rzekomo chcemy poniżyć partnerów. Ci z kolei szlachetnie proponują nam wizytę w swoim sądzie. O tym, czy w tym sądzie można wygrać, „Fakt” nie wspomina, i słusznie. Byłoby to nieprzyzwoite, bo wygrać tam nie można.
W sumie „nadszedł już czas, by Polska i Węgry przestały blokować przyjęcie unijnego budżetu”. A może nadszedł czas, żeby przestano oszukiwać, szantażować i łamać traktaty?
Jedno w tej sprawie jest ciekawe: fakt, że niemieckich zasobów używa się w sprawie weta tak otwarcie i tak mocno. Bo przecież stosowanie soft power w tak jawny sposób jest jednocześnie dekonspiracją. Ktoś, kto w tak gardłowym czasie otwarcie staje po drugiej stronie, mówi przecież, kim jest.
O czym to świadczy? Że strona niemiecka nie ma poczucia, że sprawy idą w dobrą stronę. Gdyby dynamika sytuacji była rzeczywiście dla Polski tak fatalna, nie byłoby tego medialnego poganiania. Po prostu czekano by na korzystny finał. Skoro sięgnięto po działania nadzwyczajne, wskazujące na desperację, to znaczy, że Warszawa i Budapeszt mają dość mocne karty w ręku.
I znaczy to także, że gra toczy się naprawdę o najwyższą stawkę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/528472-to-ze-niemiecka-soft-power-zdjela-maske-mowi-duzo-o-stawce?utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%3A+wPolitycepl+%28wPolityce.pl+-+Najnowsze%29