Takiego pokazu samouwielbienia, samozadowolenia i samozaspokojenia Warszawa i Polska jeszcze nie widziały.
Można się było wielokrotnie zalać łzami słuchając 11 stycznia 2020 r., jakie to wielkie i fundamentalne wartości znajdują się w depozycie sędziów. Czego to strażnikami (często strażnikami na rubieżach) nie są sędziowie: wolności, demokracji, sprawiedliwości, moralności, równości, godności, własności, dobrobytu, członkostwa w Unii Europejskiej, praw Polaków w relacjach międzynarodowych, a nawet możliwości oddychania czystym powietrzem i picia czystej wody. I owi strażnicy wszystko robią absolutnie bezinteresownie, kierując się wyłącznie wartościami i tym, że „niebo gwiaździste nad nimi, a prawo moralne w nich”. Ich brudy i niedoskonałości tego świata nie dotyczą. Nie reprezentują żadnych przyziemnych interesów. Tylko najczystszy altruizm i etyczne powinności. Stąd zapewne brało się niezwykłe uduchowienie mówców, porównywalne tylko z tym, jakie przypisuje się dziewicy orleańskiej.
Warszawiacy i Polacy obserwując, jak sędziowie są depozytariuszami i strażnikami najważniejszych dla nich wartości oraz zasad i z jakim przejęciem oraz zaangażowaniem realizują tę misję, powinni masowo omdlewać, zalewać się łzami wzruszenia, czuć dozgonną wdzięczność oraz nie wychodzić z zachwytu nad poświęceniem i altruizmem. A także nad nadzwyczajnym poziomem duchowości, która niczym mgła zasnuwała ulice stolicy po południu i wieczorem 11 stycznia 2020 r. Już tylko obserwacja uduchowionych lic sędziów mogła wywoływać ekstazę, nirwanę, rozkosz, błogość, upojenie, trans oraz euforię. A przecież były jeszcze słowa, ich nadzwyczajna artykulacja oraz brzmienie, które porywało i angażowało niczym finałowy popis Jana Baptysty Grenouilla w „Pachnidle” Patricka Süskinda.
Gdyby się jednak jakiś uczestnik ulicznej ekstazy przebudził, zobaczyłby wielką, zbiorową masturbację. Nie dosłowną oczywiście i nie wszystkich wykonujących zawód sędziego, na nawet nie wszystkich, którzy pokazali się na ulicach Warszawy, bo przecież presja środowiskowa, a nawet pewien szantaż moralny czy też panika moralna również robią swoje. Chodziło nie o manifestację, a masturbację właśnie. W asyście przedstawicieli innych zawodów prawniczych i zjednoczonych sił opozycji: parlamentarnej, ulicznej, zadymowej, happeningowej. Plus małe oddziały zaciężne z zagranicy występujące w roli rycerstwa europejskiego walczącego po stronie krzyżaków w bitwie pod Grunwaldem. Jak na wielką masturbację przystało, dużo było w tym wszystkim wielokrotnych orgazmów i ekstazy. I końcowy efekt typowy dla onanizmu, czyli samozaspokojenie. Ważny jest ten element „samo”, bowiem najmniej w tym wszystkim chodziło o kogokolwiek poza sędziami i innymi zawodami prawniczymi.
Mimo wzniosłych słów i ekstatycznych min, mimo odwoływania się do służby społeczeństwu oraz jednostkom, w tym wszystkim najmniej chodziło o przeciętnych ludzi. Albo wręcz wcale. Nie sposób przecież stwierdzić, jakie pożytki wynikają dla przeciętnych ludzi z tego, że sędziowie uważają się za wyjątkowych, za pomazańców, depozytariuszy, strażników czy krzewicieli. To jeszcze bardziej wynosi sędziów ponad społeczeństwo. Nawet mimo deklaracji, że to wszystko altruistycznie, z myślą o innych oraz o wartościach, zasadach i etosie. Przecież ludzie nie doznali 11 stycznia zbiorowej amnezji pod wpływem zbiorowej ekstazy. Nie zapomnieli, co ich na co dzień spotyka w sądach, do kogo i jak odnoszą się sędziowie w togach i z łańcuchami, kto w sądzie może liczyć na sprawiedliwość, a kto tylko na wyrok. Nie zapomnieli, jak bardzo sprawiedliwość bywa oddalona od Temidy. Nie zapomnieli o swego rodzaju apartheidzie, jaki ich spotyka w sądach.
Polacy nie doznali zbiorowej amnezji mimo wielkich słów delegatów z zagranicy, którzy pokazali tylko, jak wiele interesów łączy sędziów ponad granicami. A najważniejszy z tych interesów polega na tym, by nikt i nigdy nie był w stanie naruszyć sędziowskiego nietykalnego księstwa. By świętokradcy rządzący obecnie Polską przekonali się, czym grozi nawet próba otwierania bram tego warownego księstwa. I by zobaczyli to rządzący w innych „nieprawomyślnych” państwach. Istnieje pewien feudalny, uświęcony porządek i on jest naruszalny, stąd wzniosłość przemówień i uduchowienie na licach, szczególnie u przeżywającego multiekstazę sędziego Krystiana Markiewicza, przewodniczącego stowarzyszenia „Iustitia”.
Takiego pokazu samouwielbienia, samozadowolenia i samozaspokojenia Warszawa i Polska istotnie jeszcze nie widziały. I takiego poziomu zblatowania części środowisk prawniczych. A że powinien być to stan wieczny i nienaruszalny, dowodzili zagraniczni goście oraz opozycyjni politycy występujący w roli żyrantów status quo. A właściwie żyrantów tyranii status quo. Podstawowym problemem masturbacji z 11 stycznia, podobnie jak każdego innego aktu samozaspokojenia, jest bezproduktywność. Z tego nic się nie rodzi. Z tego jest tylko przyjemność i samozadowolenie. I jeszcze większe zadufanie oraz pycha.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/481672-polacy-nie-doznali-zbiorowej-amnezji-mimo-wielkich-slow