W całej wrzawie polsko-żydowskiej zastanawia mnie koncyliacyjny ton części rodzimych polityków i publicystów, którzy przypominają, że w Izraelu trwa kampania wyborcza. To ci dopiero usprawiedliwienie!
Okazuje się bowiem, że wygłaszanie oszczerstw na temat roli Polski w okresie II wojny światowej jest premiowane. Chcesz się przypodobać? Uderz! Przecież i tak ci nic nie zrobią, za to wzrosną słupki poparcia.
Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie analogiczną sytuację w Polsce? Ot, taki Jacek Czaputowicz powie np.: „Żydzi kolaborowali z komunistami, ponieważ wyssali antypolonizm z mlekiem matki”, a dziennikarz „Jerusalem Post” będzie dzielił włos na czworo tłumacząc: „Musimy pamiętać, że trwa kampania wyborcza w Polsce…”. Brzmi jak science-fiction? No właśnie.
Mimo to znajdują się nad Wisłą tacy, którzy każde splunięcie naszych strategicznych partnerów potraktują jako wypadek przy pracy. Ot, znów spadł deszcz. Ale przecież wyjdą oficjele, podpiszą jakiś świstek, uśmiechną się do kamery i po sprawie. I tak na okrągło. Problem jednak pozostanie.
Najwyższy czas nazywać rzeczy po imieniu. Nawet jeśli język dyplomacji wymaga ostrożności. Choć akurat p.o. szefa izraelskiego MSZ dał nam inny przykład. Ale to pewnie tylko nam. Jak to w strategicznym partnerstwie bywa…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/435884-chcemy-szacunku-w-relacjach-z-izraelem-to-szanujmy-siebie