Mam żal tylko do ludzi z naszego obozu, którzy dzisiaj i to publicznie, zamiast wykorzystać potencjał warszawskich wyborów, próbują szukać dziury w całym. To bardzo przeszkadza. Przecież o głosy wciąż walczą kandydaci Zjednoczonej Prawicy. Niektórzy „eksperci” w naszym obozie tworzą sztuczne podziały. Uważam, że przegraliśmy w miastach i to niemal we wszystkich. Ja z kolei natrafiłem na ścianę i nie miałem żadnego wpływu na to jak manipulował taśmami Onet oraz nic nie mogłem zrobić w kwestii manipulacji TVN Polexitem. To te kwestie, które zrujnowały pół roku naszej pracy. To może należało wystawić Adama Bielana lub prof. Waldemara Parucha? Na 100 proc. „wygraliby”.
– mówi Patryk Jaki w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Mijają niemal dwa tygodnie od pierwszej tury wyborów prezydenckich. Dla jednych kampanijny kurz już opadł, ale są tacy, którzy wciąż żyją warszawskimi wyborami. Adam Bielan stwierdził w jednym z wywiadów, że „przestrzegał kolegów, żeby zbytnio nie inwestować w Warszawę medialnie i politycznie, bo to będzie na końcu miało gorzki smak”.
Patryk Jaki: Publiczne krytykowanie mnie przez kolegów z naszego obozu jest bardzo nie w porządku. Myślę, że tu powinna nastąpić jakaś refleksja. Co to znaczy, że ktoś nie inwestował w Warszawę? Czy to oznacza, że zarzuca nam się, że cokolwiek robiliśmy? Gdybyśmy nic nie zrobili i nic nie zainwestowali, to zarzucano by nam, że przez bezczynność przegraliśmy. Jest też taka teza, którą rozsiewają nasi, tzw. analitycy, czyli Adam Bielan i prof. Paruch, z której wynika, iż nasza kampania była aż taka dobra, że elektorat liberalny się przestraszył i ruszył do wyborów głosować.
Czy tak nie było? Mobilizacja drugiej strony była bardzo intensywna.
Prawda jest taka, że jeżeli weźmie się pod uwagę twarde dane, to tezy pana Bielana i prof. Parucha nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością. Warszawa była dopiero na siódmym miejscu jeśli chodzi o wzrost frekwencji. Wyższa frekwencja była choćby w Poznaniu, czy Bydgoszczy, gdzie kampanii nie prowadzono tam w podobnym stylu jak w Warszawie. Patryk Jaki nie startował na prezydenta tych miast. Wysoka frekwencja pojawiła się we wszystkich miastach, a nie tylko w Warszawie.
Może jest tak jak mówi Adam Bielan, że ta kampania wymagała „większej subtelności”. Osobliwa teza, biorąc pod uwagę, że akurat pana kampania nie miała nic wspólnego z ideologią, za to bardzo dużo z miejskim pragmatyzmem.
Wiedząc, że spotkam się z takimi zarzutami i mając świadomość, że PiS w Warszawie nigdy nie przekroczyło 30 proc. poparcia, szukałem takich rozwiązań, które będą pragmatyczne. Moja kampania była chyba jedyną w Polsce, w której postawiono na nowoczesne technologie. Chciałem odwrócić ten fałszywy trend, z którego wynika, że taka kampania może być jedynie domeną Koalicji Obywatelskiej. W tym obszarze, ani Rafał Trzaskowski, ani nikt z jego otoczenia nie był w stanie że mną podjąć dyskusji. Idea „smart city” była im zupełnie obca. Staraliśmy się także rozszerzać nasze poparcie na środowiska lewicowe. Za to byliśmy krytykowani także przez prawicę. Opowiadanie o rzekomo „prawicowej” kampanii było tez nieprawdziwe. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, by zbliżyć się także do centrum - często kosztem krytyki po prawej stronie. Jeśli jedna spojrzy się na liczby, to właśnie ta taktyka przyniosła skutek.
Zdobycie ponad 250 tys. głosów w stolicy ciężko uznać za wynik katastrofalny.
Tak, nasz wynik był lepszy niż ten, który uzyskał Andrzej Duda w Warszawie w 2015 roku. Wybory zostały jednak rozstrzygnięte w pierwszej turze. Stało się tak z dwóch powodów. Nie miałem wpływu na to jak wyglądała kampania „centralna”. Spadki PiS w sondażach pojawiły się po ujawnieniu przez Onet tzw. Taśm Morawieckiego. Na koniec doszła jeszcze kwestia rzekomego Polexitu. Na te dwa trendy, które w Warszawie okazały się niezwykle mocne nie miałem żadnego wpływu. Od kwietnia do lipca samodzielnie prowadziłem swoja kampanię. Wtedy notowania obozu Zjednoczonej Prawicy były rekordowe. Pamiętajmy, że gdy nastąpił 11 proc. spadek w sondażach, to w Warszawie taki spadek należy obliczać podwójnie. To w Warszawie mamy ośrodek najmocniejszego oddziaływania mediów liberalnych, choćby Onetu, który wypuścił „taśmy”. Porównywać możemy kwestie porównywalne. Można porównać wyniki jakie osiąga partia w Sejmiku w odniesieniu do elektoratu danego miasta i porównaniu do wyników kandydata na prezydenta. Ja miałem największą ilość osób, która chciała głosować na mnie, a nie chciała na PiS. Podobnie było w Gdańsku. W Warszawie nigdy tak nie było. 13 proc. osób więcej niż na PiS w Sejmikach chciało głosować na mnie. To najlepszy tego rodzaju wynik w Polsce.
Kto więc zaszkodził? Decyzje podejmowane poza pana kampanią? Dziś wszyscy wyciągają wnioski i tworzą analizy. Jedni żądają pana głowy, inni chcą rozliczeń ludzi, którzy stali za kampanią centralną, mimo iż ta odniosła sukces. Jak pan dzisiaj na to patrzy?
Uważam, że przegraliśmy w miastach i to niemal we wszystkich. Ja z kolei natrafiłem na ścianę i nie miałem żadnego wpływu na to jak manipulował taśmami Onet oraz nic nie mogłem zrobić w kwestii manipulacji TVN Polexitem. To te kwestie, które zrujnowały pół roku naszej pracy. To może należało wystawić Adama Bielana lub prof. Waldemara Parucha? Na 100 proc. „wygraliby”.
A może ma pan żal do partii? Generalnie do obozu władzy?
Mam żal tylko do ludzi z naszego obozu, którzy dzisiaj i to publicznie, zamiast wykorzystać potencjał warszawskich wyborów, próbują szukać dziury w całym. To bardzo przeszkadza. Przecież o głosy wciąż walczą kandydaci Zjednoczonej Prawicy. Niektórzy „eksperci” w naszym obozie tworzą sztuczne podziały.
Co dalej? Do czego pan wróci po urlopie?
Wracam do pracy w Komisji weryfikacyjnej, wracam do pracy w ministerstwie. Jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia w Polsce.
A Solidarna Polska? Czy to już zamknięty rozdział?
Oczywiście, że będę nadal współpracował. Dla mnie najważniejsze będą jednak teraz kwestie związane z pracą w resorcie i komisji. Będę jednak chciał wykorzystać ten kampanijny potencjał oraz wszystkich ludzi, którzy tę pracę wykonali. Nasza kampania „ciągnęła” też kampanię w całej Polsce. Potężne siły mainstreamu skupiły się właśnie na nas, tutaj w Warszawie. Oznacza to, że uderzenie ominęło wielu innych kandydatów Zjednoczonej Prawicy, w innych miastach. Mój zespół zrobił kawał dobrej roboty i mogliby użyć swojego doświadczenia w innych obszarach. Szkoda, że są ludzie, którzy pragną to zniszczyć.
To ciekawe, że niektóre opinie osób teoretycznie z obozu władzy zbiegają się z opiniami Rafała Trzaskowskiego. Zwycięzca wyborów na prezydenta Warszawy właśnie powiedział, że był pan „grzechem pierworodnym kampanii prawicy”. Nie ma dnia, by pana nie atakował. Ma się wrażenie, że Trzaskowskiego kampania wyborcza trwa nadal.
Ja pogratulowałem Rafałowi Trzaskowskiemu i zaproponowałem mu współpracę i pomoc dla Warszawy. On jednak ciągle mnie atakuje. Zawodnika poznaje się także po tym jak zachowuje się po zakończeniu walki.
Ale Rafał Trzaskowski ogłosił, że do współpracy zaprasza Hannę Gronkiewicz-Waltz. To pewien symbol.
Przykro mi, ze moje niektóre tezy z okresu kampanii wyborczej dzisiaj się potwierdzają. To zła wiadomość dla Warszawy.
Rozmawiał Wojciech Biedroń
-
Zapraszamy do lektury nowego i jak zawsze bardzo ciekawego numeru tygodnika „Sieci”! E - wydanie naszego pisma dostępne na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/419157-nasz-wywiad-jaki-moze-nalezalo-wystawic-bielana