Wchodzimy w nowy 2018 rok. Chciałoby się, aby był znacznie spokojniejszy od poprzedniego i abyśmy jako państwo i społeczeństwo wyszli z niego wzmocnieni. Niestety, wydaje się, że w roku, w którym przypada 100-lecie polskiej niepodległości, będziemy zmuszeni stawić czoła zewnętrznej interwencji. Mam tu oczywiście na myśli uruchomienie procedury zmierzającej do nałożenia na Polskę sankcji unijnych.
Wszyscy, którzy dobrze Polsce życzą, uspokajają się, że przecież do żadnych sankcji nie dojdzie, że Orban, że Grupa Wyszehradzka, że precedens itd. Jednak nie wszyscy dostrzegają fakt, że nie o sankcje tu idzie, one są jedynie jednym z wielu instrumentów presji (inne to – bardzo prawdopodobne – pozbawienie nas większości środków budżetowych z Unii), lecz o coś znacznie ważniejszego – o spacyfikowanie wszelkich ognisk buntu, który mógłby zagrozić ideologicznemu monolitowi liberalnej lewicy w Unii Europejskiej. Jeżeli tego buntu nie uda się zgasić, nastąpi wykluczenie opornego państwa z Unii. Pisze o tym wprost Berndt Riegert na portalu Deutsche Welle:
„Co jest jednak zadziwiające w tej całej awanturze z Polską i Węgrami to to, że obydwa te kraje chętnie wyciągają rękę po brukselskie pieniądze, jednocześnie pogardzając tym systemem i postponując go, co kompletnie do siebie nie pasuje. Do tej pory wszelkie pogróżki pod ich adresem nic nie dały. To mogłoby się jednak zmienić w roku 2018, ponieważ wtedy rozpoczynają się negocjacje na temat ram finansowych UE po roku 2021. Polska, czerpiąca ogromne korzyści z funduszy strukturalnych i rolniczych, nie chce oczywiście wyjść z pustymi rękami. Ale w obliczu procedury na podstawie art. 7 ma złe karty. Jeszcze przed rokiem 2021 UE mogłaby wykluczyć Polskę z wewnętrznego rynku, ponieważ także udział w nim uzależniony jest od przestrzegania zasad państwa prawa. To byłoby bolesne dla polskiej gospodarki i znacznie ograniczyło swobody, jakimi cieszą się polscy pracownicy. Pozostaje nadzieja, że elektorat w Polsce za dwa lata będzie wiedział, jak odsunąć od władzy narodowych konserwatystów. W innym przypadku istnieje niebezpieczeństwo, że Polska zostanie wypchnięta z UE.”
W 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości zostajemy więc postawieni przed alternatywą: albo rząd PiS zostanie obalony, albo Polska zostanie wyrzucona na peryferie Unii. Innej opcji nie ma. Przypominają mi się w tym kontekście słowa prof. Ryszarda Legutki, który wielokrotnie zwracał uwagę na fakt, że Unia nie chce z nami negocjować, ona domaga się naszej bezwarunkowej kapitulacji.
Wachlarz retorsji, które mogą nas spotkać jest – jak widać – również szeroki. Sankcje to jedno, ale pojawia się tu również – oprócz zamrożenia subwencji budżetowych – wykluczenie ze wspólnego rynku, które „byłoby bolesne dla polskiej gospodarki” i uderzyło w swobody polskich pracowników. Zadziwiająca jest ta troska o Polskę wyrażająca się w satysfakcji ze szkód, jakie można będzie wyrządzić naszej gospodarce.
Piotr Skwieciński napisał niedawno na naszym portalu, że dzisiejsza Unia Europejska jest jaka jest: progresywistyczna, liberalna i wroga wartościom, które są wciąż żywe w Polsce. I na to mamy niewielki bądź żaden wpływ. To prawda, Polska jest uważana w obecnej Unii za obce ciało: albo się podporządkuje i przejdzie proces indoktrynacji, albo musi się z Unii wynosić (te echa pojawiły się też w propozycjach Martina Schulza, szefa niemieckiej SPD, który zgłosił postulat stworzenia federacji europejskiej w 2025 roku).
Proces wypychania Polski z Unii już się rozpoczął. Swoje niezaprzeczalne zasługi ma tu – jak zauważył w wywiadzie dla najnowszego tygodnika „Sieci” Jacek Saryusz-Wolski – antypisowska opozycja, zarówno ta parlamentarna – donosząca na Polskę w Brukseli oraz ta uliczna – urządzająca nieustannie rozróby pod niebieskimi sztandarami. Należy się, niestety, spodziewać, że ten proces w rozpoczynającym się roku bardzo się nasili.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/374331-to-nie-bedzie-latwy-rok-na-stulecie-niepodleglosci-unia-wypowiada-nam-wojne