Każda tego typu kontrmanifestacja, każde tego typu efektowne zachowanie, czy to wobec funkcjonariuszy publicznych, czy dziennikarzy, polityków przeciwnej orientacji, przybliża obecny obóz rządzący do reelekcji. To jest coś, co w ewidentny sposób odstrasza tę część wyborców, która nie jest z góry przypisana do wielkich obozów politycznych
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog (Uniwersytet Warszawski).
wPolityce.pl: Wczoraj odbyła się kolejna miesięcznica smoleńska, która zgromadziła także środowiska protestujące przeciwko niej. Z udziału w kontrmiesięcznicy wycofał się Lech Wałęsa, oficjalnie przez zły stan zdrowia. Natomiast samo zgromadzenie zostało rozwiązane przez lidera Obywateli RP, Pawła Kasprzaka. Jak Pan to ocenia?
Prof. Rafał Chwedoruk: Pierwszym problemem opozycji nie jest taki czy inny partyjny wymiar jej funkcjonowania. Ona ma problem na poziomie strategów. Próba przeniesienia wzorców rożnych rewolucji, buntów czy przewrotów z ostatnich lat jest kompletnie woluntarystyczna, zupełnie nie uwzględnia sytuacji politycznej, ekonomicznej, podziałów wewnątrz społeczeństwa. W socjologii jest takie pojęcie anty-ruch społeczny. Mianowicie im bardziej taki anty-ruch działa, tym bardziej oddala się od zakładanych celów. Jeśli popatrzymy na działalność KODu i środowisk nieodległych od KODu, próbujących poprzez manifestacje uliczne doprowadzić do zmiany politycznej, to trudno się do tego pojęcia nie odwołać.
Podczas tej kontrmiesięcznicy, fizycznie zaatakowany przez jej uczestników został dziennikarz TVP Michał Rachoń. Czy tego typu zachowanie, to nie jest pewien problem dla środowisk, które tak dużo mówią o poszanowaniu prawa, wolności mediów?
Zwróciłbym tutaj uwagę na coś, co jest kluczem do zrozumienia tej sytuacji. To zajście jest tego symbolicznym podsumowaniem. Przez cały okres transformacji ustrojowej liberalny obóz przekonywał, że zachowania masowe,protesty uliczne, mają potencjał niebezpieczny dla demokracji. Liberalny elektorat został ukształtowany w dystansie do takich demonstracji. Teraz następuje próba przekonania liberalnej części społeczeństwa, że to co my piętnowaliśmy, jest w porządku kiedy my sami to robimy. To trafia w próżnię. A jak trafia w próżnię, to ten wąski krąg, który w tym uczestniczy, siłą rzeczy próbuje nadrabiać radykalizmem. Każda tego typu kontrmanifestacja, każde tego typu efektowne zachowanie, czy to wobec funkcjonariuszy publicznych, czy dziennikarzy, polityków przeciwnej orientacji, przybliża obecny obóz rządzący do reelekcji. To jest coś, co w ewidentny sposób odstrasza tę część wyborców, która nie jest z góry przypisana do wielkich obozów politycznych. Raczej nie budzi to przesadnego entuzjazmu także w samym liberalnym elektoracie. Ciekawym potwierdzeniem tego jest fakt, że Platforma, mimo że ma cały czas kłopoty z rozliczaniem rządów ekipy Donalda Tuska, jest wciąż stabilnym wiceliderem sondaży, a każdy, kto jest lansowany przez uliczne manifestacje, za chwile kończy swój polityczny żywot.
Pana zdaniem w interesie opozycji jest odcinać się od twego typu manifestacji?
Opozycja jako całość jest zakładnikiem emocji antypisowskich. Płaci cenę za strategię, którą przyjęła jeszcze ekipa Ewy Kopacz. Rozpalenie tych emocji powoduje, że każdy kto będzie próbował, nawet na chwilę, odchodzić od jednoznacznej bipolaryzacji, natychmiast jest piętnowany. Przykładem tego jest sytuacja, kiedy Ryszard Petru podczas sporu dotyczącego Trybunału Konstytucyjnego, wspomniał o światełku w tunelu. Od razu został zakrzyczany, że nie jest dostatecznie antypisowski. To jest takie błędne koło. Każdy polityk, który odejdzie od radykalnie antypisowskiej retoryki, natychmiast jest piętnowany przez resztę opozycji. Trwanie w tym schemacie powoduje takie mieszanie w kotle z tymi samymi wyborcami.
Z tej właśnie logiki wydaje się, że wyszła inicjatywa Rady Krajowej Platformy, podczas której politycy opozycji skupiali się przede wszystkim na krytyce PiSu.
Najwyższą cenę za to płaci Platforma, ponieważ jest to partia, która w największym stopniu byłaby zdolna do stopniowej ewolucji, mogłaby szukać alternatywnych linii wobec obecnych rządów. Natomiast w ten sposób musi uczestniczyć w takiej licytacji. W jednym momencie członkowie Platformy fotografują się z czołowymi europejskimi politykami, przedstawiają swoją partie jako poważną, a za chwilę muszą licytować się z politykami, którzy zdążyli już kilka razy w swojej karierze przegrać, o to kto jest bardziej antypisowski. Kiedy powstał KOD, powiedziałem, że jest to idealny przeciwnik dla PiSu, ponieważ on będzie kumulował wszystkie wady opozycji i nie będzie miał żadnych potencjalnych możliwości, porównywalnych z normalną partią polityczną.
W manifestacjach KODu i Obywateli RP biorą udział zarówno osoby uchodzące za bohaterów opozycji z czasów PRL, jak Władysław Frasyniuk i Lech Wałęsa, jak i drugiej strony ludzie z przeciwnej strony barykady, np. pułkownik Mazguła czy Włodzimierz Cimoszewicz. Czy to nie jest pewien problem wizerunkowy dla opozycji?
Oczywiście, że jest to problem. Wyborcy, którzy mogliby się wahać na kogo zagłosować, z reguły nie są najbardziej zaangażowanymi politycznie. Siłą rzeczy odwołują się do różnych stereotypów i symboli w swoim myśleniu. Widząc obok siebie pułkownika Mazgułę i działacza opozycji, mogą po prostu nie rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/348248-nasz-wywiad-prof-chwedoruk-o-blokadzie-obywateli-rp-kazda-tego-typu-kontrmanifestacja-przybliza-obecny-oboz-rzadzacy-do-reelekcji