Choć rocznica 4 czerwca 1989 już minęła, to ciągle jeszcze pojawiają się zarzuty, że prawica, ignorując ten dzień, pogłębia podziały w społeczeństwie. Wszak wtedy skończył się komunizm i zaczęła wolność. Nasza wspólna wolność. Czyżby?
Cóż, jestem w takim wieku, że 4 czerwca 1989 pamiętam dobrze, pamiętam też pierwsze wybory, w których oddałem wtedy swój głos. Na „Solidarność” oczywiście, w moim okręgu startował Andrzej Miłkowski z Huty Warszawa, później działacz Unii Pracy.
Nie przypominam sobie jednak, aby towarzyszyła wówczas większości Polaków świadomość wielkiego przełomu. Wybory były dużym wydarzeniem, ale tak naprawdę 4 czerwca był dniem zwykłym, niemal jak każdy inny. Na ludziach znacznie większe wrażenie zrobiła w tamtym czasie choćby debata Wałęsa-Miodowicz, czy Okrągły Stół. A i tak było to nic w porównaniu z uwolnieniem rynku przez rząd Rakowskiego na początku 1989. To był rzeczywiście przełom, dostrzegalny i odczuwalny przez każdego.
Nie chcę twierdzić, że 4 czerwca był nieważny. Był datą symboliczną, która – tak jak 11 listopada – mogła stać się umownym fundamentem wspólnego państwa. Jednak tak się nie stało. Dlaczego? Odpowiedź kryje się w tym, co nastąpiło później. W przemianach, które jesienią 1989 ogarnęły całą Europę Środkowo-Wschodnią, i których efektem było załamanie komunizmu w naszym regionie. W czasie gdy kolejne reżimy traciły władzę w wolnych wyborach, Polska ciągle tkwiła w okrągłostołowym układzie z Sejmem, gdzie jedynie 35 proc. miejsc pochodziło z wolnych wyborów, z Jaruzelskim w roli prezydenta oraz Kiszczakiem i Siwickim jako ministrami.
Trudno było zrozumieć wtedy, na przełomie 1989 i 1990 opór przed pójściem dalej, przed „przyśpieszeniem”, przed dopełnieniem wolności i oddaniem pełni władzy społeczeństwu. Odpowiedzią liberalnej części obozu solidarnościowego na te postulaty była eksplozja nienawiści i pogardy wobec zwolenników zerwania z komunizmem. Liberalne elity chciały budować Polskę według własnych założeń, ignorując jakiekolwiek głosy sprzeciwu. Zwieńczeniem sztucznie wykreowanej atmosfery strachu przed oszalałym plebsem prącym do władzy (skąd my to dziś znamy?) stał się inny 4 czerwca – ten z 1992 roku, gdy obalony został rząd Jana Olszewskiego.
4 czerwca 1989 nie dla wszystkich jest triumfem wolności. Byłby nim, gdyby nie to, że nie każdemu wtedy tej wolności dano po równo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/342986-kilka-slow-o-tym-dlaczego-4-czerwca-nie-budzi-dzis-na-prawicy-cieplych-uczuc
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.