NASZ WYWIAD. Barbara Stanisławczyk: "Do otwartego propagowania pedofilii jeszcze się nie posunięto, tylko w niektórych przypadkach, jak Cohn-Bendita, przemilcza się je"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/ EPA
PAP/ EPA

W prokuraturze wrocławskiej leży wniosek o ściganie Daniela Cohn-Bendita, który przyznał się do seksualnych kontaktów z dziećmi i zachodzi duże niebezpieczeństwo, że pozostając bezkarny, będzie je pochwalał.

CZYTAJ TAKŻE: NASZ NEWS: Prokuratura przyjrzy się Cohn-Benditowi - liderowi „Zielonych” PE. Parlamentarzysta zachwala praktyki pedofilskie

O tym czy bezkarność Cohn-Bendita i jego niezmącony rozwój kariery zawodowej w Unii Europejskiej wynika z tego, iż jest przedstawicielem lewicy rozmawiamy z Barbarą Stanisławczyk, pisarką i dokumentalistką.

 

Jak to się dzieje, że ktoś taki jak Daniel Cohn-Bendit, choć przyznaje się otwarcie do seksualnych kontaktów z dziećmi, jest nie tylko bezkarny, ale jest uznawany przez środowiska lewicowe za autorytet moralny?

Tak się między innymi przejawia hipokryzja liberalnej lewicy. Mając na sztandarach obronę praw człowieka, w wygodnych dla siebie sytuacjach wyłącza z niej na przykład właśnie dzieci, udając, że seks z nieletnimi nie podlega karze. Eksperymenty na dzieciach w postaci oddawania ich do adopcji parom homoseksualnym także dokonuje się w imię tolerancji i równości praw. Podobnie jak uczenie małych dzieci masturbacji, zachowań seksualnych w formie wulgarnej wykładni, w imię otwartości. Czy ktoś zastanawia się nad prawami bezbronnych dzieci i ich dobrem? Czy też cynicznie poświęca się je w imię liberalno-libertyńskich ideologii? Dowodzi to kolejny raz, że w liberalno-lewicowym postulacie równości praw i tolerancji brakuje symetrii. Jak widać nie ma ograniczeń dla zachowań zgodnych z tak zwaną „ideologią końca ideologii”. A jej istotą jest anarchizacja życia społecznego pod szczytnymi liberalnymi hasłami: wolności, równości, sprawiedliwości i tolerancji. Liberalna lewica nie tylko dopuszcza, ale propaguje zachowania, które były kiedyś uważane za wykraczające poza normy, czy nawet za zboczenie. Do otwartego propagowania pedofilii jeszcze się nie posunięto, tylko w niektórych przypadkach, jak Cohn-Bendita, przemilcza się je, jakby nic się nie stało. Z tego co czytałam, Cohn-Bendit przyznaje się do erotycznych relacji z dziećmi z pozycji nauczyciela; on był ich wychowawcą, czyli miał być opiekunem i autorytetem. Trzeba przypomnieć, że Cohn-Bendit po wyznaniu złożonym w autobiografii i to nie w formie skruchy, ale - sądząc z fragmentu , który przeczytałam na państwa stronie -  raczej chełpiąc się, nadal jest eurodeputowanym. Autorytetem, zapraszanym na uniwersyteckie dysputy. Zastanawiam się, jak to się dzieje, że prokuratura nie ściga tego pana z urzędu? Gdzie są instytucje, które mają chronić prawa dziecka, prawa człowieka? Gdzie rodzice, których dzieci padły ofiarą przyjemności seksualnych eurodeputowanego? Problem w tym, że większość stanowisk w tych urzędach zajmują wyznawcy liberalnej lewicy.

 

Dlaczego lewicy tak zależy na obniżeniu norm, nawet ich przekreśleniu?

Niszczenie norm moralnych to jest jej metoda na sprawowanie władzy nad „tłumem”, którym staje się pozbawione stałych norm etycznych społeczeństwa. Ideałem tej formacji jest stworzenie społeczeństwa nihilistycznego, które Zygmunt Baumann nazwał „rojem”. „Rojem” wbrew pozorom łatwiej sterować niż uporządkowaną „ kolumną”, bo człowiek rzucony w zatomizowane społeczeństwo, pozbawiony wszelkich norm i więzi, wszelkich jednoznacznych odniesień, któremu wmówiono, że prawda nie istnieje, jak nie istnieje jednoznaczne dobro i zło, w którym nie ma Boga, gubi się w świecie i łatwo ulega fałszywym autorytetom i złudnym ideologiom. Nielicznym filozofom udało się stworzyć spójny model świata. Natomiast przeciętny człowiek, którego się pozbawi bazy moralnej i jakiegoś jednoznacznego odniesienia, jest człowiekiem słabym, wylęknionym  i zagubionym, jak wykazał Erich Fromm w książce „Ucieczka od wolności”. To człowiek, który ma tendencje totalitarne; człowiek ulegający totalitaryzmom albo do nich dążący.

Totalitarne tendencje objawiają się już terrorem nie tylko psychologiczno-ideowym. Holendrzy chcą wyrzucić na margines społeczeństwa, na obrzeża miasta całe rodziny z ich własnych domów, jeśli ich dziecko naruszy normy politycznej poprawności i tolerancji pojmowanej w sensie liberalno-lewicowym. Wystarczy, że urzędnik uzna dziecko za homofoba (cokolwiek by to znaczyło) i rodzina ląduje na pół roku w baraku. W stosunku do przeciwników liberalna lewica nie zna tolerancji, stosuje  twarde reguły. Swoim zaś wolno wszystko.

 

Przyzwolenie na zachowania pedofilskie to zdziczenie Europy. Nasza kultura powstała przecież m.in. na fundamencie ochrony najsłabszych, czyli dzieci.

Tak jest, to jest kompletna barbaria, zdziczenie absolutne, co prowadzi do kompletnego nihilizmu, do społecznego rozkładu. Ale o to chodzi władzy globalnej, o generowanie tematów i problemów, które podzielą społeczeństwo, skłócą i odciągną uwagę od rzeczy dla globalnej władzy najważniejszej – łupienia kieszeni obywateli. To nie jest tylko twierdzenie nowoczesnej konserwatystki, za jaką się uważam. To nie jest tylko twierdzenie  naukowców. Mówi to również  Zygmunt Bauman, który – jak zresztą sam to przyznaje – był stalinowskim propagandystą. Później stał się filozofem postmodernizmu. W  książce „Wspólnota” pisze o tym, jakie są cele tzw. globalnej władzy. W jaki sposób rozbija się społeczeństwa, demontuje się je, skłóca i zastępczymi tematami odwraca uwagę od sprawy najistotniejszej – powiększającej się biedy i dysproporcji dochodów. Pisze to człowiek, który w jakiś sposób ideologicznie współtworzył to wszystko. Więc zgadzając się z nim lub nie zgadzając w sensie ideologicznym, jeśli również on pokazuje te mechanizmy, to znaczy, iż jest coś na rzeczy.

 

Dorośli ludzie mogą być między sobą skonfliktowani na tle politycznym, ideologicznym. Ale powinien być między nimi zawarty consensus – łapy precz od dzieci.

Dyskurs społeczny i ideologiczny jest pożądany, ścieranie się różnych poglądów jest istotą demokracji, pod warunkiem jednak, że każde z nich dąży do poszukiwania prawdy, co było zawsze istotą nauki i drogą do  wolności. Jeśli jednak jedna ze stron dyskursu kwestionuje  istnienie obiektywnej prawdy i dobra, stosuje wolną amerykankę jako wykładnię moralną, pozostaje jedno – w sytuacji, kiedy naruszane jest podstawowe dobro, jakim są dzieci, krzyknąć -  Łapy precz od dzieci! Eksperymenty na ludziach dokonywali hitlerowcy i to jest coś, co przecież dawno potępiliśmy i uznaliśmy, że jest to dno piekła, absolutnie nieludzkie. Nie doprowadzajmy do tego, co już było. Nawet jeśli dziś robi się to w białych rękawiczkach...

 

...I pod wzniosłymi hasłami na sztandarach. Czerwonych tym razem. Czy da się coś z tym zrobić wyhamować? Konserwatyści mogą tylko głośno protestować i apelować, prawda?

Ale to jest bardzo dużo. To, co się dziś dzieje wokół edukacji, np. w sprawie sześciolatków, te protesty w związku ze zmianami w programie nauczania, one nie giną w próżni. Widać to choćby w sondażach, w rozmowach z przeciwnikami ideologicznymi. Część z nich zaczyna się otrząsać powoli ze swojego liberalnego snu. Obecne podziały, to nie są podziały jakie istniały 15 lat temu – na liberalną lewicę i konserwatystów, na jednorodne grupy. Linie podziałów idą często w poprzek grup. Szczególnie gdy problem dotyczy rodziny i dzieci. Co widzimy w walce o sześciolatków, w dyskusji o małżeństwach homoseksualnych i adopcji przez nie dzieci. Jakkolwiek by liberalni lewicowcy zaprzeczali istnieniu natury człowieka, w sytuacji  - sprawdzam – daje ona o sobie znać i łączy odległe w innych kwestiach światy. Instynkt macierzyński i ojcowski nie zaginęły.  Tak samo jak więzi rodzinne. Nie udało się ich zniszczyć komunizmowi ani faszyzmowi, nie uda się i liberalnej lewicy. Jej władza nad umysłami, to tylko kwestia czasu. Pytanie tylko, jak wiele zniszczeń społecznych uda jej się dokonać nim wyląduje w „muzeum myśli nowoczesnej”.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych