Wiele było zawirowań, kryzysów i trudności w obozie Zjednoczonej Prawicy po roku 2015, kiedy przejęła odpowiedzialność za państwo. Wbrew opisom krytyków widzących w PiS jakąś zwartą armię, zawsze była to raczej konfederacja „archipelagów polskości”, pod niekwestionowanym i jednoznacznym przywództwem Jarosława Kaczyńskiego. Stąd naturalne napięcia, ucieranie się poglądów i wpływów. Taka jest polityka.
Na dodatek nie było nawet przysłowiowych stu dni spokoju po przejęciu władzy, żadnego miesiąca miodowego. W dniu gdy władzę stracił Donald Tusk dotychczasowi „państwowcy” i „Europejczycy” z obozu III RP przekształcili się natychmiast w opozycję totalną, uliczną, zagraniczną i komitetową. Zawsze - radykalną, nie przebierającą w słowach, odrzucającą jakikolwiek kompromis, piętnującą każdego, kto choćby spróbował współpracy z nową władzą. Prezydent Andrzej Duda nie podpisał jeszcze żadnej ustawy, rząd Prawa i Sprawiedliwości nie podjął żadnej decyzji, a oni już „bronili demokracji”, alarmując świat.
Wszystko to sprawiło, że od pięciu lat poziom politycznego napięcia pozostaje na wysokim poziomie. Ujmując to jeszcze inaczej: mocne i trwałe poparcie dla obozu Kaczyńskiego wśród wyborców mocno kontrastuje z antyrządowym radykalizmem klas społecznych posiadających większość narodowego bogactwa i z wynikającą z tego (między innymi) postawą struktur społecznych, takich jak media. Takie zderzenie musi powodować wyładowania. Co z kolei przekłada się na ciągłą presję na cały obóz.
Nigdy jednak wydarzenia nie były jednak tak bliskie wymknięcia się spod kontroli, nigdy nie było tak nerwowo i blisko rzeczywistego odpadnięcia części środowiska, które w roku 2015 wspólnie wzięło odpowiedzialność za Polskę. W ślad za tym - przejęcia władzy przez opozycję (w każdym razie większości w Sejmie), jakiejś nowej nocnej zmiany.
Dlaczego? Widzę trzy przyczyny.
Po pierwsze, Jarosław Gowin złamał podstawową zasadę lojalności obozu ukonstytuowanego w roku 2015: nie gramy z wrogiem. Możemy się kłócić, negocjować, ale nie wolno przekraczać czerwonej linii jaką jest paktowanie z obozem III RP. Żadne oklaski, których nie szczędzi panu Gowinowi krakowskie zaplecze, nie zmyją tego faktu, który najlepiej uwidocznił się w słowach skierowanych przez byłego już wicepremiera do Władysława Kosiniaka-Kamysza i Pawła Kukiza: „Nasi partnerzy z Koalicji Polskiej”, w tym samym czasie, gdy jego zaplecze rzucało (i rzuca) siekierami w kierunku PiS. Co ważne, Jarosław Gowin nigdy się publicznie od tych ataków nie odciął, podobnie jak od snutych w mediach planów zbudowania jakiejś nowej większości. A coś musiało być na rzeczy, bo Włodzimierz Czarzasty szczerze wyznał:
Naiwni są ci, którzy myśleli, że dogadają się z Gowinem i osiągną następujące cele: po pierwsze miała być odrzucona dzisiaj ustawa (o głosowaniu korespondencyjnym - PAP) dzięki Gowinowi. Nie została odrzucona. Po drugie miały być przesunięte o rok wybory, bo Gowin to obiecał. Nie zostały przesunięte. Po trzecie, miał być wprowadzony stan klęski żywiołowej. Nie został wprowadzony. Po czwarte Gowin miał być marszałkiem Sejmu. Nie został marszałkiem Sejmu. Gowin miał gwarantować rozwalenie rządu PiS. Nic się takiego nie stało. Tak kończą się rozmowy z Gowinem
Polityka to bardzo poważna sprawa. Jeżeli polityk z rdzenia opozycji wygłasza takie tezy, brak jednoznacznego dementi jest odczytywany jako potwierdzenie.
Te komentarze odebrały też wiarygodność tłumaczeniom, że w sporze chodziło wyłącznie o termin i sposób przeprowadzenia nakazanych przez Konstytucję wyborów.
Po drugie, akcja Gowina wokół terminu wyborów zachwiała dotychczasową równowagą w obozie rządzącym. Obudziła ambicje i niepokoje środowiskowe (zwiększane jeszcze przez stan epidemii, niepewność co do skali nieuniknionego osłabienia gospodarczego), które odbierają racjonalność działania. Patrząc z tej perspektywy szkody są naprawdę duże. I w jakimś sensie pozwalają postawić pytanie, czy w tej formie jaką znaliśmy, Zjednoczona Prawica może przetrwać. Pewne zmiany mogą się okazać nieuniknione - bo trzeba będzie znaleźć nową równowagę wewnętrzną.
Po trzecie, Gowin obiektywnie nie miał racji: reakcja opozycji i jej mediów po przyjęciu czerwcowo-lipcowego harmonogramu pokazała, że to większość obozu Zjednoczonej Prawicy dobrze odczytała polityczne intencje i cele.
Tak wyglądała ta przemiana w TVN - to ważne, bo symboliczne:
Innymi słowy: ustępstwo nie przyniosło uspokojenia, nie dało dosłownie niczego. Nie ma zgody na nowe terminy wyborów, na głosowanie korespondencyjne, na jakiś konsensus - zero urobku.
Kilka głosów, którymi dysponował Jarosław Gowin okazała się jednak wystarczające, by Zjednoczona Prawica została zmuszona do popełnienia dużego politycznego błędu i konieczności szukania innego niż bezpośrednio wynikającego z konstytucji terminu głosowania. Uruchomiła się też spirala oskarżeń o rzekomą zbrodnię jaką była próba wypełnienia zapisów konstytucji, przez druk zestawów wyborczych. To z kolei dalej napędza konflikty.
Wszystko razem składa się na poważne wyzwanie.
Jak z tego wyjść?
Trzeba to przeciąć.
Jeżeli koalicja w obecnym kształcie ma być kontynuowana, Jarosław Gowin musi znaleźć sposób na zapewnienie partnerów, że nie ponowi gier z obozem III RP. To jest klucz to dalszego trwania koalicji rządzącej. To słyszę w rozmowach z ludźmi, którzy znają kulisy i martwią się o przyszłość Polski. Nie powinien także tworzyć - co się pojawia w plotkach - własnego osobnego klubu parlamentarnego, bo wejście na tę ścieżkę będzie siłą rzeczy mnożyło napięcia i zwiększało nieporozumienia.
Jeżeli taki pakiet pojednawczy jest niemożliwy, członkowie Porozumienia muszą wybrać, czy przechodzą z Gowinem do obozu opozycji, idą jako przystawki PSL tropem Kukiza (bo tak bez zastopowania to się może skończyć), czy realizują to, na co się umówili z wyborcami - a to jest możliwe tylko w ramach Zjednoczonej Prawicy.
To z kolei jest ścieżka albo do potwierdzenia/zbudowania nowej większości bez Jarosława Gowina, choć z większością posłów Porozumienia, albo do nowych wyborów parlamentarnych.
Alternatywą w mojej ocenie jest gnicie, utrata zaufania w oczach wyborców i utrata sterowności.
Podkreślam: Gowin ma pełne prawo do podmiotowości, nikt mu tego nigdy zresztą nie odbierał. Ale jeśli rzeczywiście chce trwania tej koalicji, musi wykonać krok wstecz.
A wybory prezydenckie? Trzeba wybrać pierwszy możliwy ale pewny prawnie i technicznie termin i głosowanie przeprowadzić.
Komunikat Państwowej Komisji Wyborczej sprzed kilkudziesięciu stwierdzający, że
że w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych na dzień 10 maja 2020 r. brak było możliwości głosowania na kandydatów,
a to z kolei oznacza iż
marszałek Sejmu ma teraz 14 dni na ponowne zarządzenie wyborów
otwiera do tego drogę.
POLECAM TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/499620-dlaczego-kryzys-wywolany-akcje-przez-gowina-jest-tak-nerwowy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.