Prezydent Andrzej Duda czasem w oficjalnych wywiadach, a częściej w bardziej kuluarowych rozmowach powtarza, że funkcja głowy państwa niejako skazuje na izolację. Także i stąd zdaniem Dudy konieczność regularnych spotkań z mieszkańcami (głównie Polski powiatowej), by nie stracić kontaktu z bazą, by nie odkleić się od rzeczywistości, by wiedzieć, czym żyją Polacy na co dzień. Część polityków ma jeszcze inną odpowiedź na to wyzwanie, nieustannie zlecając pogłębione badania opinii publicznej, szukając tam przesłanek do podejmowania kolejnych decyzji.
Poszukiwania tego, czego chce suweren
Tak czy inaczej - wszystkie te wysiłki można sprowadzić do jednego wspólnego mianownika: poszukiwania tego, czego żąda suweren. Koniec końców polityka to nie tylko czysta walka o władzę, a nawet nie spór o taką czy inną wizję Polski: w demokratycznym kraju to również wyczucie nastrojów społecznych. Rok 2015 był w dużej mierze triumfem właśnie tego rodzaju kierunku myślenia, a zwycięśtwo PiS w roku 2019 potwierdzeniem tego stanu rzeczy - oto zwycięska ekipa po wygranych wyborach mniej lub bardziej skutecznie, ale jednak starała się realizować składane obietnice. Przez wszystkie przypadki odmieniano - i słusznie - rzeczownik „wiarygodność”, intuicyjnie wyczuwając, że PiS jest tutaj lata świetlne przed Platformą.
Do tej wyliczanki dodać jeszcze trzeba coś, co Jacek Karnowski nazwał „społecznym prawem weta”. Chodziło o umiejętne wyczucie w ekipie dobrej zmiany, że czara społecznej frustracji niebezpiecznie zbliża się do momentu przelania - a po tym wyczuciu następowały radykalne reakcje. Najbardziej pamiętnymi z nich był nakaz oddania premii, które przyznano ministrom w rządzie Beaty Szydło, obniżki pensji polityków (moim zdaniem niepotrzebne), a także dymisja marszałka Marka Kuchcińskiego. Wentyl za pomocą którego udawało się spuścić nieco powietrza.
Społeczne prawo weta w trakcie epidemii
Czas epidemii, walki z koronawirusem i niesione siłą rzeczy zagrożenia i obawy są nowym polem tej odsłony politycznej gry. Momentami jest to wręcz pole minowe, biorąc pod uwagę skalę restrykcji i ograniczeń, jakie rządzący nałożyli na obywateli - tak, w dużej mierze za ich przyzwoleniem (jako społeczeństwo wykazaliśmy się dużym zrozumieniem i odpowiedzialnością), co pokazują sondaże i badania, ale cierpliwość też ma swoje granice, a nawet jeśli nie, to pewne przeczulenie i rozdrażnienie są w takich chwilach zwielokrotnione. Nie bez powodu i minister Łukasz Szumowski, i premier Mateusz Morawiecki zwracali uwagę, że podejmując decyzje w sprawie przedłużenia restrykcji oprócz czynników epidemicznych i gospodarczych trzeba brać również pod uwagę te psychologiczne. Zamykanie oczu i uszu na głos i odczucia suwerena jest strategią samobójczą - zarówno w sprawie skuteczności walki z koronawirusem, jak i szerzej na gruncie politycznym.
Pól do analizy jest kilka. Pierwszym, podstawowym problemem było przeciągające się w czasie zarysowanie horyzontu wyjścia (choćby częściowego) z nakładanych restrykcji. Nie jest to wina rządu - po prostu przez długi czas obowiązywało przekonanie, że stanie się to po świętach - z czasem wszyscy zauważali, że staje się to niemożliwe. Analizy dotyczące spłaszczenia krzywej zachorowań pozostawiały zbyt wiele znaków zapytania, by można było cokolwiek jednoznacznie wyrokować, niemniej jednak narodowa kwarantanna bez szkicu wyjścia z tego stanu stawała się z każdym kolejnym dniem coraz bardziej frustrującym zjawiskiem.
Z tym zdołano się uporać przed świętami, gdy premier Morawiecki zarysował scenariusz etapowego luzowania restrykcji i powrotu do względnej normalności. Oczekując na konkrety (mają się pojawić w tym tygodniu) można spodziewać się jednak, że jeszcze w kwietniu wróci część zakładów, w maju kolejne sektory gospodarki i zaczniemy powoli oswajać się z nową normalnością. Rodzące się kolejne problemy z tym związane to osobny temat.
Drugim ważnym aspektem problemu były - i wciąż jeszcze są - rodzaje nakładanych restrykcji i ich egzekwowanie. Wybiórczość w traktowaniu obywateli, którzy wychodzili biegać, spacerować, jechać samochodem czy wybierać się na leśne złapanie oddechu stawała się coraz większym utrudnieniem. Wiele z wytycznych nie było twardych, a uznaniowych - co w oczywisty sposób otwierało furtki do działania służbom. Nie winię i ich, niemniej jednak filmiki z mniej lub bardziej aroganckimi zachowaniami policjantów były czymś, co wykraczało poza codzienne bańki polityczno-ideowe.
Jednymi z pierwszych ograniczeń, które zaczęły mocno irytować były te związane z działalnością sklepów. Wielkanocne kolejki w niektórych miejscach sięgały naprawdę minut liczonych już nie tylko w dziesiątkach, ale wręcz w setkach. Zakaz świątecznych wizyt (znów - wprowadzony dość miękko i uznaniowo, jeśli chodzi o karalność) tylko to potęgował, podobnie jak skrajnie utrudniony dostęp do kościołów - i nie chodzi tylko o uroczystości związane z Triduum Paschalnym, ale także codziennymi mszami, pogrzebami czy planowanymi ślubami.
Na to wszystko nałożyły się obawy dotyczące utraty pracy - albo wręcz po prostu jej utrata lub ograniczenie zarobkowania. Przed wieloma z nas problem z zapłatą czynszu, opłat za wynajem, rat kredytowych, nie mówiąc o większych rozpoczętych inwestycjach stał się czymś po prostu mocno dotykającym. Tarcza antykryzysowa (a zwłaszcza jej druga odsłona) jest co prawda odpowiedzią na wiele tych pytań, ale przecież - co naturalne - wszystkiemu nie zaradzi. Żaden kraj nie jest przygotowany na kilka długich tygodni zamrożenia gospodarki.
Oczekiwanie podwójnej wrażliwości ze strony rządzących
Na tym piętrowym tle nie trzeba tęgiej głowy, by przewidzieć, że frustracja społeczna jest większa niż zwykle, a przewrażliwienie to stan wręcz oczywisty. Wielu z nas instynktownie zwraca uwagę na „dziwne” zachowania w serialach czy filmach nagranych przed epidemią, gdzie ludzie przytulają się, witają podając sobie ręce czy po prostu idą na mecze lub koncerty. Także dlatego trudno dziwić się emocjom tych, którzy szeroko otwierali oczy ze zdziwienia, gdy widzieli 10 kwietnia tak dużą delegację na Placu Piłsudskiego, w dodatku tak blisko siebie, ze stłoczonymi fotoreporterami tuż obok.
W tak trudnych i uciążliwych czasach rządzący powinni z góry zakładać „społeczne prawo weta” przy sytuacjach, które mogą wydać się sporne lub kontrowersyjne, nawet jeśli oficjalnie niełamiące restrykcji. Do wielu obywateli sfrustrowanym przedłużającym się okresem narodowej kwarantanny o wiele mocniej trafiłby obrazek prezesa Kaczyńskiego samotnie składającego kwiaty na Placu Piłsudskiego (trochę na wzór Franciszka w Rzymie) niż niemal oficjalne obchody w towarzystwie wielu innych polityków. Polityka - zwłaszcza dziś - karmi się takimi obrazami. Podobnie ma się sytuacja z wizytą na cmentarzach. Nie wiem, czy rację ma Ilona Łepkowska tak mocno opisująca problem widziany jej oczami, ale pewna, niemała część wyborców poczuła się po prostu urażona. I to dotyczy nie tylko baniek wyborców spod znaku KOD i Soku z Buraka. To było po prostu społeczne prawo weta - emocjonalnego, ale prawdziwego - wszystko dlatego, że intencje nie zostały opowiedziane tak, jak trzeba. A emocji suwerena bagatelizować nie można - także, a może i zwłaszcza w czasie takim jak epidemia i związane z nią restrykcje. Zabrakło wyczucia, antycypacji, zrozumienia. Osobnym wątkiem jest wykorzystanie tej historii do rytualnych ataków na Jarosława Kaczyńskiego przez część polityków i mediów, ale tego nie pozbędziemy się chyba nigdy, a nie może być to wytłumaczeniem każdej historii, inaczej stajemy się zakładnikami jednego czy drugiego nazwiska.
O „społecznym prawie weta”, emocjach wyborców i nastrojach społecznych warto będzie pamiętać również w czasie odmrażania gospodarki, tempie w jakim będzie się to działo, a także przy poczuciu zagrożenia wśród wielu wyborców. Powiedzieć, że nic nie będzie takie samo po koronawirusie to banał, ale przez długi czas trzeba będzie żyć w bardzo specyficznej rzeczywistości, którą premier określił mianem „nowej normalności”. A ta nie może zamykać oczu na mniejsze i większe „społeczne prawa weta”.
ZOBACZ TAKŻE NOWY ODCINEK MAGAZYNU BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/495674-o-spolecznym-prawie-weta-w-epidemii-i-nowej-normalnosci