Deklaracja Schetyny, że w razie przełożenia wyborów prezydenckich „wszystko otworzy się na nowo”, potwierdza, że Platforma jest w wielkich opałach.
Słabnięcie dotychczasowego hegemona widzą także pozostałe partie opozycji. Mieliśmy ostre spięcie pomiędzy PO a PSL (ludowcy promowali kompromitującą wypowiedź Małgorzaty Kidawy-Błońskiej) praz pomiędzy PO a Lewicą (rzecznik lewicy nagłośniła wypowiedź Sławomira Nitrasa, w której ten zapowiadał wspólne rządy z Konfederacją). Łatwość, z jaką mniejsi bracia decydują się na zaczepki pod adresem partii Borysa Budki to wyraźny sygnał, że wyczuli krew. I wiedzą, że nadchodzi moment, w którym mogą myśleć o podjęciu walki o zmianę układu sił po stronie opozycyjnej.
To proces, który może przynieść bardzo poważne skutki obozowi rządzącemu. Jeżeli następowałoby jego pogłębianie się, to w istocie musiałby on doprowadzić do zejścia „antypisowskości” na drugi plan. Między PO, PSL a Lewicą zaczęłaby się gra bardziej przypominająca normalne relacje pomiędzy konkurencyjnymi partiami. Zresztą, czy fakt, że lewica i PSL rzucają Platformie tak ostentacyjne wyzwanie nie wynika z przynajmniej podświadomego zmęczenia totalnością, którą narzucili całej opozycji liderzy Platformy?
Ale główne przyczyny tej konfrontacji w czasach zarazy są rzecz jasna całkiem konkretne, namacalne. Po pierwsze dramatycznie słaba kandydatura Kidawy-Błońskiej, którą obala teraz ten sam Schetyna, który we wrześniu ogłaszał: „Nie wiem, jak mogliśmy na to wcześniej nie wpaść”. Słabość kandydatki KO otwiera bardzo obiecujące perspektywy przede wszystkim przed Kosiniakiem-Kamyszem. Po drugie, jednak słabe przywództwo Borysa Budki, który nie tylko nie potrafi zapanować nad frakcjami, ale także nie umie nadać swojemu ugrupowaniu jakiejś nowej dynamiki.
Wchodzimy w ciekawy czas. W tym sensie majowe wybory mogłoby doprowadzić do poważnego przemodelowania sceny politycznej po stronie opozycyjnej. Ich przełożenie jest dziś w interesie przede wszystkim Koalicji Obywatelskiej, i to nie całej, bo przecież ci, którzy dziś są przy Kidawie-Błońskiej, zapłacą za jej wycofanie z wyścigu wysoką cenę. Wybory odłożone nie są natomiast ani w interesie lewicy, ani PSL. No chyba że już tak bardzo przesiąknęły totalnością, że myślą interesem KO.
Czy wybory w maju da się przeprowadzić? Być może nie. Ale na pewno nie można się zgodzić na dyktat w tej sprawie. Tę opcję trzeba trzymać jako otwartą możliwie długo, przynajmniej do Wielkanocy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/493241-presja-na-przelozenie-wyborow-ma-uratowac-tonaca-platforme