Wszyscy znamy stawkę październikowych wyborów: kontynuacja procesu naprawy państwa, utrzymanie kursu na podmiotowość, albo zwrot ku temu, co było: ku państwu, które nie miało ambicji, ani tych zewnętrznych, ani tych wewnętrznych. Ku państwu, które nie umiało, a zapewne także nie chciało, wyrwać się ze spirali de facto postkomunistycznych niemożności.
O tym, którą drogą pójdzie Polska, zdecydują wyborcy. Jeśli obóz rządzący zdobędzie więcej niż 231 mandatów, sanacja Rzeczypospolitej będzie kontynuowana. Nie bez błędów, nie bez wpadek, ale jednak będzie.
Sondaże wskazują jednak, że można mówić o szansie na coś więcej: na ważne przełamanie w czymś, co często nazywa się u nas „wojną polsko-polską”. Bo jeśli partia Jarosława Kaczyńskiego dostanie wynik po pierwsze znacząco wyższy niż cztery lata temu, a po drugie rekordowy w historii III RP, to w sposób nieuchronny będziemy mogli mówić o końcu pewnego etapu. To już będzie naprawdę inna Polska. Naprawdę nowa.
Bo jeśli po tym wszystkim, co mu zaserwowano w ciągu ostatnich czterech lat obóz dziś odpowiadający za Polskę zdobędzie niemal połowę głosów - a niektóre badania na to wskazują - to będzie to znaczyło, że głos suwerena jest jednoznaczny. Że naprawdę nie ma powrotu, do tego, co było.
Zdaje się to również rozumieć opozycja. Taki jest przecież sens głośnej wypowiedzi anonimowego polityka PO, który miał stwierdzić:
Jeśli w wyborach między nami a PiS będzie różnica 15 proc., to trzeba pomyśleć o zakończeniu projektu Platforma.
Jeśli PiS sięgnie po rekord, i będzie to rekord wyśrubowany, będziemy mogli mówić o faktycznym momencie konstytucyjnym - nawet jeśli nie będzie to literalnie większość konstytucyjna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/465093-jesli-pis-siegnie-po-rekord-to-bedzie-to-juz-nowa-polska