Nie wiem, czy do decyzji Grzegorza Schetyny o zejściu na drugi plan potrzebne były analizy izraelskich firm wizerunkowych, ale postawienie na Małgorzatę Kidawę-Błońską jako kandydatkę na premiera z ramienia Koalicji Obywatelskiej świadczy przynajmniej o kilku sprawach, które nasuwają się na gorąco na myśl.
Po pierwsze, Schetyna pokazuje, że w dramatyczny (bo uderzający w dotychczasową opowieść Platformy) sposób poszukuje politycznego resetu. Nie sprzyjają sondaże, sam przewodniczący jest nielubiany (co potwierdzają kolejne badania), a perspektywa, w której PiS przegrywa z poszczególnymi listami opozycji jest coraz dalsza.
Nie jest to ruch głupi czy absurdalny, niemniej jednak na pewno obarczony jest politycznym ryzykiem najwyższego poziomu. Przez długie miesiące opowiadano, że to Schetyna jest liderem, że to on będzie premierem, że nie ma mowy o kwestionowaniu przywództwa. Nawet we wtorkowym porannym spotkaniu radiowym w Trójce Schetyna wyśmiewał tezy o tym, że zostanie schowany do cienia. Nie minęło kilka godzin i sprawa się zmieniła radykalnie - na miesiąc z niewielkim hakiem przed wyborami Platforma wykonuje zwrot o 180 stopni. Oznacza to dużą nerwowość i paniczne poszukiwanie gamechangera, resetu. Czy ktoś bowiem wierzy, że Schetyna przestał marzyć o zostaniu premierem, jeśli jeszcze niedawno mówił tak:
Nie może być tak, że rząd jest prowadzony z tylnego siedzenia (…) Mówiliśmy o tym od początku - lider partii, prezes partii powinien być premierem i tego oczekuję!
Jest w tym pewnie również próba przykrycia rosnącej nerwowości (i spadających morale) co do składu list KO w całym kraju.
Po drugie, przewodniczący PO wyraźnie próbuje naśladować manewr zastosowany w roku 2015 przez Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS wystawił wówczas niemal nieznanego kandydata na prezydenta (efekt wszyscy znamy), a na fali sukcesu Andrzeja Dudy - także kandydatkę na premiera. Beata Szydło szybko zdobyła sympatię wyborców, a jedną z jej głównych zalet było społeczne „ciepło”, o które tak bardzo starano się w kampanii roku 2015. Mówi się nie bez racji, że naśladownictwo to najszczersza i najwyższa forma pochlebstwa, a w tym przypadku powiedzenie to ma solidne zaplecze w realiach.
Jak się wydaje, twist Schetyny jest jednak wykonany zbyt późno, efekt byłby lepszy, gdyby o Kidawie-Błońskiej jako kandydatce na premiera mówiło się już od wyborów majowych, a może i wcześniej. Choć oczywiście w ciągu tych trzydziestu kilku dni realnej kampanii wydarzyć się może sporo. Prawo i Sprawiedliwość przygotowywało grunt o wiele dłużej, w wykonaniu Platformy wygląda to na dość paniczną próbę wykreowania nowego lidera (liderki). Przy okazji Schetyna schodzi z pierwszej linii strzału, rezygnując z prestiżowego pojedynku liderów na listach wyborczych w stolicy. Ryzykuje też politycznie, jeśli chodzi o pozycję w partii: wszak pozycja prezesa Kaczyńskiego w PiS była o wiele mocniejsza niż Schetyny w PO i całej opozycji.
Po trzecie, jeśli za tą decyzją pójdą kolejne sygnały, może oznaczać to odejście Schetyny od przyklejonej - z własnej winy - gęby „opozycji totalnej”. Kidawa-Błońska to polityk lubiana, ceniona w wielu środowiskach (także konserwatywnych, a nawet w samym PiS), niekojarząca się z regularną młócką, ale raczej poszukiwaniem konsensusu. Zawsze grzeczna, umiarkowana w poglądach (i stylu ich wyrażania), ale przez to też nie do końca sprawdzona na pierwszym froncie.
Nie jestem też pewien, czy pani marszałek jest gotowa na wzięcie na swoje barki politycznej odpowiedzialności za los kampanii, Platformy, a w zasadzie całej opozycji. W sytuacjach podbramkowych kilka razy potrafiła się zagubić, a jej umiejętności nie zostały - jak na razie - rozpoznane w boju, w rzeczywistości gorącej kampanii. Walory, nazwijmy to, estetyczno-wizerunkowe nie zastąpią pragmatycznych starań w kampanii prowadzonej w Polsce lokalnej, powiatowej, gminnej. Tutaj kandydatura marszałek Kidawy-Błońskiej przynajmniej na początku będzie przyjmowana jako dość osobliwe, sztuczne zjawisko w polityce. Tego nie zmieni się jedną konferencją czy konwencją.
Decyzja Schetyny jest jednak na pewno ciekawym sygnałem wysłanym na miesiąc (z paroma dodatkowymi dniami) przed wyborami parlamentarnymi. Jestem głęboko przekonany, że jest za późno na polityczny reset, a poparcie dla obozu Prawa i Sprawiedliwości ma podstawy w zupełnie innym segmencie - i dlatego nie spodziewałbym się wyraźnego i szybkiego efektu zmiany (po kandydowaniu Kidawy-Błońskiej). Co nie znaczy, że manewr ten nie pozwoli samej marszałek z mozołem budować swoją polityczną pozycję i stać się ciekawą ofertą na politycznym poletku roku 2020, a może i 2023. Ale to już temat na zupełnie inny tekst.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/462150-projekt-kidawa-blonska-schetyna-rozpaczliwie-szuka-resetu