W chwili gdy piszę te słowa nie jest jeszcze znana formuła wyborcza opozycji. Źródła donoszą, że może poznamy ją lada moment, a może to jeszcze potrwa. Platforma pójdzie albo z PSL ale bez SLD, albo z SLD ale bez PSL, albo właściwie samodzielnie, z resztkami Nowoczesnej i panią Nowacką. Ale bez względu na wynik tych negocjacji (toczonych w środku lipca, trzy miesiące przed głosowaniem, po czterech latach gadania!) wyraźnie już widać, że każdy gra tam już na siebie. Co więcej - to bardzo racjonalna postawa.
Dlaczego nie może być inaczej? Dlaczego tak niewiele już tam paliwa „wspólnego antypisowskiego interesu”? Z trzech powodów.
Po pierwsze - bo wszyscy wiedzą, że jeśli nie wystarczyło go do zwycięstwa na najbardziej dogodnym dla opozycji polu wyborów europejskich, to w krajowych szanse są jeszcze mniejsze.
Po drugie - bo najwięcej za wspólny antypis zapłaciło Polskie Stronnictwo Ludowe. Wyczerpane koalicją ze skrajną lewicą, odrzucone z tego powodu przez swoje zaplecze, nie ma już siły na ciągnięcie eksperymentu. A bez niego o opozycja nie może mówić o zjednoczeniu.
Po trzecie, bo liderzy wszystkich formacji myślami są już w momencie porażki wyborczej - a to zmienia perspektywę.
Kilka tygodni temu radziłem tutaj Grzegorzowi Schetynie, by zaczął właśnie o tym jesiennym momencie myśleć, by zastanowił się, czy budując bardzo szeroki blok nie buduje sobie powyborczego szafotu.
Wszystko wskazuje, że posłuchał rady. Stąd zresztą irytacja SLD, które czuje się traktowane użytkowo. Ale też nie przesadzajmy: eseldowscy posłowie do PE nawet się na Platformę, na której plecach tam weszli, nie obejrzeli. Platforma nie ma powodu do sentymentów.
Nie tylko Schetyna, ale i Kosiniak-Kamysz muszą dziś myśleć przede wszystkim o tym, jak ocalić przywództwo w swoich formacjach w obliczu coraz bardziej prawdopodobnej (ale zgoda - nie przesądzonej) jesiennej porażki. A same partie, jak być silną opozycją. To nakazuje zawężanie frontu, listę wyborczą wąską i lojalną.
Dlatego spodziewam się, że to dopiero początek zamieszania. W opozycji każdy już myśli wyłącznie o swoim interesie. Działają osobne sztaby, rozpadają więzi zawarte w czasach Koalicji Europejskiej. Za mało szans na wygraną, by znowu ryzykować i montować wielki front. Kolejne grupy majowych koalicjantów będą odpadały, nie dostaną biorących miejsc. To logiczne. Gdy idzie się po zwycięstwo, trzeba przyciągać. Gdy gra się ze świadomością nadchodzących trudnych czasów, trzeba zwierać szeregi.
Tak oto jesteśmy świadkami prawdziwego końca idei antypisu, rozumianej jako przedkładanie zadania odsunięcia od władzy formacji Kaczyńskiego ponad wszelkie inne interesy, poglądy, ambicje. Przyniósł ten koncept opozycji kilka lat dużych emocji, trochę hałasu na ulicy, zepsucie opinii Polski za granicą. Ale całkowicie zabetonował też wszystkie struktury, procesy myślowe, szukanie nowych pomysłów i ludzi. W efekcie trzy miesiące (mniej więcej) przed wyborami, wydaje się być ona w stanie dość dużego pogubienia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/454574-w-opozycji-kazdy-juz-gra-tylko-na-siebie-to-koniec-antypisu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.