W ciągu czterech lat rządów Prawa i Sprawiedliwości upadło wiele mitów na temat polskiej centroprawicy. Zmieniło się, i to dość mocno, nastawienie Polaków do liderów PiS, w dużej mierze zostały zerwane niekorzystne gęby i łatki poprzyklejane przez lata, a formacja Zjednoczonej Prawicy pokazała w wielu wymiarach skuteczność w codziennym rządzeniu. Efekt? Swoista zamiana ról Platformy z PiS, gdzie to obóz Jarosława Kaczyńskiego krok po kroku przesunął się na pozycje partii centrum, skupionej na konkrecie (złośliwi mówią - „pisowskiej ciepłej wodzie w kranie”), a nie pełnej zacietrzewienia polityce. W tym ostatnim miejscu jest dziś Platforma. Nawet skrajnie niechętny obozu rządowemu Cezary Michalski puentuje w najnowszym „Newsweeku”, pisząc o procesie modernizacji prawicy w Polsce.
Wydaje się, że trzydniowy kongres programowy Prawa i Sprawiedliwości w Katowicach jest wykonaniem kolejnego kroku na tej drodze. Dziesiątki paneli dyskusyjnych, w których każdy mógł wyłowić coś inspirującego, pokazały szereg możliwości (w tym wielu tych niewykorzystanych), w których obóz Kaczyńskiego ma jeszcze spore rezerwy. Michał Karnowski nazwał to zgrabnie wyprawą na teren konkurentów.
Wyprawy te, jeśli mają być skuteczne i naznaczone zgarnięciem politycznych łupów, muszą mieć ambicję zagarnięcia na polityczną agendę tematów, które dotychczas były domeną opozycji. Nawet jeśli często były to uproszczenia na wyrost, to politycy Prawa i Sprawiedliwości muszą zmierzyć się z tym szufladkowaniem. Kilka z aspektów tych wyzwań nakreślił w Katowicach premier Mateusz Morawiecki, co później wypunktowała minister Jadwiga Emilewicz.
Przyznajmy szczerze - poza sprawą ochrony zdrowia, która nie ma barw politycznych (bo absolutnie każdy na nią narzeka), nie są to kwestie, które można kojarzyć z obozem centroprawicy w Polsce. O ochronie środowiska czy betonowaniu miast kosztem obszarów zieleni mówili do tej pory niemal wyłącznie ekolodzy i działacze miejscy (przytulani przez obóz III RP), o wielkich inwestycjach raczej dyskutowano wyłącznie na uniwersyteckich panelach ekonomistów (w olbrzymiej większości niechętnych PiS), a transformacja energetyczna nie była opakowywana jako temat atrakcyjny kampanijnie. Czy to może się zmienić?
Szanse na to nie są w mojej ocenie przesadnie duże, ale po pierwsze - nie od razu Kraków zbudowano, a po drugie - politycy PiS w wielu miejscach pokazali w ciągu tych czterech lat możliwości rozbicia sufitów niemożności nad swoimi głowami. Czy tak będzie i tym razem? Trudności związane są przede wszystkim z wyborczą specyfiką dużych (ale i tych mniejszych) miast, do których PiS kołacze i łomocze od dłuższego czasu - bez wyborczego efektu. Boleśnie dla obozu rządzącego zweryfikowały to wybory samorządowe i chociaż głosowanie do Parlamentu Europejskiego dało co prawda nieco lepsze dla PiS wyniki w miastach, to jednak wciąż dalece niewystarczające, by mówić o przełamaniu czy wyraźnym trendzie.
Postawienie na sprawy walki z postępującym procesem betonowania polskich miast to ciekawy trop, biorąc pod uwagę choćby ostatnie decyzje prezydenta Rafała Trzaskowskiego w zakresie Jeziorka Czerniakowskiego w stolicy. Przy całej złożoności sytuacji (olbrzymie zaległości po HGW, częściowe minimalizowanie strat przez dzisiejszy ratusz, plan regulujący choćby w minimalnym stopniu te budowy) efekt będzie taki, że bardzo duża część obszarów zielonych trafi w ręce deweloperów - pod beton i kolejne bloki mieszkalne. Upraszczając całą (nie)oczekiwaną dynamikę polityczną - czy mieszkańcy niektórych dzielnic Warszawy (ale przecież i innych miast) są w stanie przełamać swoje polityczne fobie i uprzedzenia dla konkretnych deklaracji i decyzji w zakresie sensownego uporządkowania swoich małych ojczyzn? Czy sygnały wysyłane w obszarze źródeł energii, dopłat przy wymianie pieców, postulaty dotyczące deglomeracji, czy z innej mańki - ewentualne decyzje co do wyraźnego wzrostu wydatków na ochronę zdrowia, mogą być źródłem choćby częściowego sukcesu wyborczego? Czy takie kongresy jak ten organizowany w tym tygodniu w Chełmie przez partię Jarosława Gowina jest w stanie wpłynąć choćby częściowo na decyzje mieszkańców miast niechętnych wobec PiS?
Cały ten proces obliczony jest na długi marsz, bez pewnego efektu wyborczego (a już na pewno natychmiastowego). Tym bardziej, że w Prawie i Sprawiedliwości to wciąż wyprawy w nieznane - do niedawna kierownictwo partii i rządu niespecjalnie było przekonane do postawienia na tematy związane z czystością powietrza czy szeroko rozumianą ekologią; przekonujące miały okazać się dopiero efekty polityczne. Jeden z najwyżej postawionych dziś polityków rządowych mówił na nieoficjalnych spotkaniach wprost, że miasta można odpuścić, bo tutaj jest wyraźna granica, czego nie zmienią ani ekologia na tapecie, ani żadne ukłony podatkowe. I to jasne, że wyłącznie na tych kwestiach nie może być zbudowana kampania - ani ta najbliższa, ani pewnie jeszcze następna. Baza PiS i fundament władzy dzisiejszych rządzących są gdzie indziej. Niemniej jednak tak jak na pstryknięcie palcami nie pozyska się obszarów metropolitalnych i małomiasteczkowych, tak uruchomić pewną pozytywną dynamikę polityczną z pewnością można. Co jest na końcu tego procesu? To chyba najciekawsze pytanie, na które dziś udzielić odpowiedzi nie sposób.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/454171-jeszcze-jeden-sufit-do-przebicia-dla-pis-i-centroprawicy