Od 26 maja po stronie opozycji wielka burza mózgów: warianty poziome (równa koalicja wszystkich ze wszystkimi) rywalizują z wariantami pionowymi (matka Platforma przewodzi) oraz mieszanymi (opozycja podzielona na bloki platformerski, peeselowski i lewicowy). Wyłania się z tego pesymistyczny wniosek, że tam każdy może połączyć się z każdym, różnice ideowe i życiorysowe to tylko maski, a jedyną troską jest to, czy wyborcy zauważą oszustwo. Jedyny wyjątek to pan Zandberg, który realnie wydaje się gardzić takim podejściem.
Każdego dnia nowe przyprawy podkreślają gorzki, piołunowy smak tej opozycyjnej potrawy: a to pan Biedroń, który wszedł do polityki bo miał dość wiarołomstwa polityków, jednak swoje słowo niezbyt ceni i mandatu do PE nie złoży za szybko, a to pan Trzaskowski pójdzie w tzw. Paradzie Równości, ale Marsz dla Życia i Rodziny obrazi.
Co się z tego wyłoni? Zakładam jednak jakiś jeden wielki blok opozycyjny, zapewne dla zmylenia nazwany inaczej i dla pozoru skonstruowany bardziej luźno niż Koalicja Europejska. Strach przed niemal pewną porażką całego obozu opozycyjnego i poczucie rozsypania się dotychczasowych linii narracyjnych (padł Polexit, nie udała się nagonka na Kościół, PiS okazał się sprawną formacją rządzącą) nie skłaniają do podejmowania ryzyka. Kiedyś się dowiemy ile milionów i skąd wpompowano w projekt „Wiosna”, ale na pewno stopa zwrotu jest słaba.
Taka jedność wszystkich ze wszystkimi ma z punktu widzenia opozycji jeszcze jedną zaletę: pozwala jakoś maskować porażającą pustkę programową. Na pytanie, po co jesteśmy i co niesiemy, można zawsze odpowiedzieć, że „wspólną platformę demokratyczną” i to niewątpliwie brzmi lepiej niż „nie wiemy”.
Przecież nawet uważany za nową gwiazdę opozycyjną Bartosz Arłukowicz w poważnym wywiadzie proponuje taką receptę:
Grzegorz Schetyna z pewnością świetnie poradziłby sobie, grając z dzieciakami w kosza.
A tytuł wywiadu brzmi:
Czasem trzeba tańczyć i śpiewać
Zachwycają te obliczenia doradców opozycyjnych iż wystarczy pozbawić obóz Jarosława Kaczyńskiego czterech punktów, samemu wygrać trzy i już będzie inaczej. Albo te, że gdyby dodać głosy oddane na Wiosnę do tych oddanych na Koalicję Europejską, to byłoby więcej niż dostał PiS. To też bzdura, bo tak licząc, do PiS trzeba też dodać wyniki oddane na formacje przynajmniej formalnie niechętne III RP i raczej konserwatywne: Konfederację i Kukiz‘15.
Prawda jest taka, że opozycja przegrała w wyborach najbardziej dla siebie dogodnych, na najlepszym możliwym dla niej polu programowym, przy rzuceniu na stół wszystkich zasobów. Z perspektywy czasu widać, że fundamenty poparcia dla rządów Jarosława Kaczyńskiego są solidne, a wyniki wyborów samorządowych (też wygrana, ale mniejsza) były raczej zaburzeniem obrazu niż jakąś zmianą trendu. Na marginesie: stąd zresztą pomysły na wciągnięcie samorządowych bonzów i promocja projektu rozbicia Polski. Wstrząsające ustalenia na ten temat znajdą Państwo w najnowszym wydaniu „Sieci”:
Jesienią czeka nas zapewne powtórzenie scenariusza majowego: pełna mobilizacja obu stron, sięgnięcie po wszystkie rezerwy. Zjednoczona opozycja przejmie zapewne większość wyborców Konfederacji (niewielkie momentum minęło) oraz Kukiza - chyba, że ten jednak podejmie na serio walkę o własną formację. Opozycja może zyskać wśród obecnych zwolenników Biedronia. Jeżeli jednak nie pojawi się jakiś niespodziewany, nagły czynnik, to szanse na zwycięstwo obozu III RP są niewielkie. To będzie plebiscyt w którym zdecydowanie więcej argumentów ma obóz zmiany niż obrony tego, co było.
I tu ciekawy wniosek: w takim układzie, przy szerokiej koalicji, Grzegorz Schetyna dzień po wyborach jest politycznym emerytem. Im większe nadzieje zbuduje przed jesienią, tym szybciej straci pozycję po prawdopodobnej przegranej. Im liczniejsze środowiska przyłączy, tym większy rachunek zapłaci teraz (miejscami na listach) i potem (pierwsi rzucą się do ataku).
Jeżeli jednak Schetyna stanie twardo na ziemi i świadomie już teraz zbuduje partię na czas opozycji, wyrówna szeregi, wypchnie potencjalnych buntowników, to ma duże szanse utrzymać swój obóz w kolejnych latach. W takim wariancie o żadnej koalicji nie powinno być mowy, a Platforma powinna startować pod własnym szyldem, jako partia Schetyny. To teraz tym łatwiejsze, że pozycja Donalda Tuska jako potencjalnego odnowiciela drastycznie osłabła.
Oczywiście, wymaga to intelektualnej odwagi zmierzenia się na zimno z obiektywną oceną sytuacji, przyjęcia do wiadomości, że plan pogonienia PiS-u w ramach anty-PiS-u się nie udał, uznania porażki taktyki ostatnich 4 lat.
Ciekawe, na co zdecyduje się Schetyna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/450404-powiem-wam-co-powinien-dzis-zrobic-schetyna