Myślę, że dwa krótkie fragmenty nagrań, jakie w ostatnich dniach obiegły Internet, powinny zostać jeszcze raz zauważone i odnotowane. Chodzi o filmiki, na których widzimy polityków Koalicji Europejskiej: Jerzego Meysztowicza (Nowoczesna) i Róży Thun (Platforma Obywatelska). Wspomniani politycy zidentyfikowali biało-czerwoną flagę oraz różaniec jako symbole, znaki i rzeczy kojarzące się z Prawem i Sprawiedliwością.
W wielu portalach i komentarzach internautów skupiono się na kabaretowym wydźwięku tych wypowiedzi. Trudno, by było inaczej - to rzeczywiście słowa zabawne i głupiutkie. Ale upieram się, że stoi za nimi nieco bardziej poważna teza o tym, że wielu przedstawicieli opozycji odkleiło się od rzeczywistości, oddało walkowerem olbrzymią wspólną przestrzeń, jaka przysługuje każdemu Polakowi i w zasadzie podarowało tym samym wielki prezent Jarosławowi Kaczyńskiemu. Niemiłosiernie złośliwy wobec PiS dr Marek Migalski ujął to całkiem trafnie w swoim wpisie na Twitterze.
Jeśli inteligentny facet, jakim naprawdę jest Jerzy Meysztowicz kojarzy flagę Polski z politykami PiS, a Róża Thun - córka katolickiego inteligenta prof. Jacka Woźniakowskiego - widzi w różańcu symbol pisowskiej władzy i kaczystowskiego reżimu, to z opozycją jest gorzej niż wszyscy myślimy. Dezercja ważnych przecież polityków PO i Nowoczesnej z tak neutralnych przestrzeni, jaką tworzą narodowa wspólnota pod biało-czerwoną flagą i religijna wspólnota przy różańcu to tak naprawdę przyznanie, że w polskim społeczeństwie nie ma czego przesadnie szukać. Jasne, powie ktoś nie bez racji - przecież są i Polacy niewierzący, antyklerykalni, albo i tacy, którym już obmierzł ten cały patos i wielkie słowa o patriotyzmie. Tyle że ani Thun, ani Meysztowicz kompletnie tego nie brali pod uwagę, tylko podzielili się emocjami, a poza tym nawet gdyby była w tym jakaś przebiegła logika, to jest to sprowadzenie swoich politycznych starań do walki o kilkuprocentowy elektorat.
Przez długie miesiące politycy Platformy pluli sobie w brody, że odpuścili temat szeroko rozumianej polityki historycznej, że w zasadzie każda patriotyczna (dla wielu także i kościelna) uroczystość - może poza takimi datami jak 4 czerwca - jest dziś postrzegana jako coś wymierzonego w politykę i ludzi PO. Doprowadzono do tego takimi właśnie wypowiedziami, a przede wszystkim - sposobem myślenia, jaki przedstawił duet Meysztowicz-Thun.
Oczywiście, że wspomniani politycy nie są politykami odzwierciedlającymi w stu procentach sposób pojmowania polityki, wspólnoty i poszczególnych symboli (ważnych wszak w polityce) w całej Platformie czy Nowoczesnej. W wypowiedzi Thun (u Meysztowicza mniej) było trochę żartu, przyłapania siebie samej na pewnej kalce skojarzeniowej. Niemniej jednak tempo przejmowania takiej samobójczej logiki jest czymś zaskakującym - nawet jak na niewygórowane oczekiwania i nisko zawieszone poprzeczki przez samych polityków. Co jest na końcu tego procesu? Skojarzenie orzełka na reprezentacyjnej koszulce Roberta Lewandowskiego jako poparcia dla PiS? Obecność żołnierzy na Święcie Wojska Polskiego i defiladzie jako marsz poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego? Piknik z grochówką z okazji rocznicy wejścia do NATO jako uznanie dla ministra Błaszczaka?
Czasami Jarosław Kaczyński jest faktycznie jak rolnik z anegdoty, który śpi, a zboże samo rośnie i dojrzewa.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/440798-flaga-i-rozaniec-jako-znaki-pis-to-cos-wiecej-niz-kabaret