Przemówienie Grzegorza Schetyny, inaugurujące kampanię wyborczą Koalicji Europejskiej, potwierdziło, że lider PO próbuje powtórzyć, niemal co do kropki i co do przecinka, drogę Donalda Tuska z lat 2005-2007.
A więc najpierw totalna opozycyjność, odmowa współpracy nawet w najbardziej podstawowych dla państwa sprawach, rozkręcanie histerii, panika moralna, wzywanie na pomoc zagranicy, demonstracje uliczne, groźby pod adresem rządzących, a na końcu wizja raju, który czeka Polskę pod rządami PO.
Czyż Schetyna obiecujący czegóż to nie będzie i jakież to cuda będą nie mówił tego samego, co mówiła Platforma w swoim słynnym spocie sprzed niemal 12 lat?
Założenie nie było głupie: skoro coś raz zadziałało, mogło zadziałać i drugi. Warunki były dwa: rzeczywiste zmęczenie Polaków ciągłym konfliktem politycznym oraz przekonanie społeczeństwa, że to władza niemoralna i niebezpieczna.
Schetyna przemawiał tak, jak gdyby oba te cele - stanowiące klucz do zwycięstwa PO w 2007 roku - zrealizował. Czy rzeczywiście? PiS doskonale wiedziało, że taki właśnie jest cel opozycji, i konsekwentnie wybierało taki kurs, który zagrożenia minimalizował. A więc ograniczyło listę reform, już w połowie kadencji rezygnując ze wszystkich projektów mogących napotkać opór społeczny, z wyjątkiem tych naprawdę niezbędnych, stanowiących kontynuację przedsięwzięć rozpoczętych wcześniej. Nie podejmowało także działań, nawet tych realnie koniecznych, które mogłyby zostać odebrane jako próba ograniczenia prawa do wyboru. W efekcie choć emocji politycznych nie brakuje, to atmosfera jest wyraźnie lepsza niż w roku 2007-ym. Duże znaczenie ma tu stabilna większość parlamentarna, której wówczas brakowało, ale również decyzje władz PiS odegrały ważną rolę.
W sferze dotyczącej skandali - tych realnych i tych wydumanych - PiS przyjęło konsekwentną strategię reagowania na zjawiska godne potępienia. Czasem są to reakcje spóźnione, czasem ograniczone, czasem takie, które nie przynoszą trwałej poprawy, ale zawsze są. Opinia publiczna za każdym razem dostaje jasny przekaz: PiS reaguje, zawiesza, wyrzuca, zwalnia, przeprasza, wprowadza nowe przepisy. Dziś, można zaryzykować tezę, to procentuje. To się w pewien sposób odkłada w głowach Polaków, uniemożliwiając narzucenie tezy o władzy niemoralnej i zepsutej.
Co ważne, rosną notowania obozu rządzącego, i to te ważniejsze niż bieżące notowania partyjne. Można odnieść wrażenie, że opozycja dostała premię za zjednoczenie, ale krótkotrwałą i zbyt niską, by doprowadzić do przełamania. Momentum przyszło za wcześnie.
Schetyna gra więc swoją rolę, idzie przyjętym kursem, ale celów, które mogłyby otworzyć mu drogę do władzy nie spełnił. Rzecz jasna wszystko jest możliwe, ale o ile Tusk w poprzedniej odsłonie tej batalii o Polskę dość skutecznie, choć nikczemnie, zdemolował ówczesny PiS, i musiał jedynie postawić kropkę nad i, to obecny lider PO musi po prostu wygrać w normalnej walce wyborczej. A to już znacznie trudniejsze wyzwanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/439353-schetyna-nie-osiagnal-celow-ktore-byly-kluczem-do-wladzy