W odpowiedzi na nowe propozycje programowe PiS, tygodnik „Polityka” postawił pytanie zasadnicze: czy to wystarczy, by partia Jarosława Kaczyńskiego odnowiła władzę:
Kluczowe pytanie brzmi: czy wyborcy to kupią? Możliwe, że tak, że przemówi do nich gotówka w portfelu. Ale gdyby polityka była taka prosta, to żaden rząd nigdy nie oddałby władzy. Wystarczyłoby dosypać wyborcom kasy i pozgapiać odrobinę od opozycji.
To oczywiście prawda: obietnice socjalne nie są jakąś uniwersalną gwarancją zwycięstwa, wyborcy często kierują się innymi motywami. W tym wypadku jednak są wyborem słusznym: nie tylko dlatego, że w konkretnych, polskich warunkach, ten konkretny obóz polityczny musi odwoływać się bezpośrednio do ludzi. Także dlatego, że taki jest dziś dominujący nastrój społeczny. Polacy pilnie chcą mieć więcej w portfelach, inne sprawy - nawet bezpieczeństwo - sytuują się na dalszym planie. Takie wyniki przynoszą liczne badania, i te ilościowe, i te jakościowe. Zignorowanie tych sygnałów przez obóz rządzący groziłoby powtórzeniem roku 2007-go, gdy pierwszy rząd PiS upadł pomimo świetnych wyników gospodarczych. Jarosław Kaczyński tamtą lekcję dobrze zapamiętał, i dlatego teraz wskazał ten właśnie kierunek, i te konkretne rozwiązania.
Zresztą, pamięta o tej lekcji również opozycja, która chętnie weszłaby w licytację na obietnice socjalne, i nawet próbowała to robić, ale po pierwsze, nie ma władzy, a po drugie, w tej sferze jest wyjątkowo niewiarygodna. Prezentując swoją kolejną, wyjątkowo hojną Piątkę, PiS odbiera Platformie i jej sojusznikom przestrzeń do poważniejszych ruchów w tej dziedzinie. Pozostaje skrajna lewicowa ideologia oraz zakłamany wrzask w sprawie „łamania demokracji”, dobre do mobilizowania swoich, ale mało poręczne przy zabiegach o większość.
PiS adresuje swoje propozycje przede wszystkim do wyborców najmłodszych (zwolnienie z podatków, 500+ na pierwsze dziecko), do wyborców najstarszych (emerytalna trzynastka) oraz do mieszkańców prowincji (dotacje do PKS-ów). W tych właśnie grupach ma największe poparcie. Teraz liczy na zmobilizowanie tych ludzi w wyborach europejskich, które traktowane są w kierownictwie partii bardzo poważnie. Bo to one, jak już pisałem, zdecydują o pozycjach wyjściowych przed najważniejszym starciem.
Ogłaszając swoje propozycje, Prawo i Sprawiedliwość wykupiło bilet do kolejnego zwycięstwa, i to takiego, które daje większość. Ale to tylko bilet. Partia rządząca musi teraz tak poprowadzić kampanię, by owe obietnice rzeczywiście stały się osią debaty, by wywołały poruszenie choćby przybliżone do tego, co widzieliśmy w związku z 500+. Jeśli ogłoszoną dziś ofertę przykryją kolejne mniej i bardziej poważne awantury, jeśli nie zostanie ona przełożona na setki, tysiące spotkań, jeśli nie zostanie sprawnie „opakowana” w różnego rodzaju wydarzenia towarzyszące, lutowa Piątka może nie wystarczyć. Jeśli zaś praca domowa zostanie wykonana, rząd powinien utrzymać władzę.
Tymczasem, mimo rozbieżnych interesów, partie opozycji zdecydowały się razem walczyć o mandaty do europarlamentu. Można z tego wnioskować, że do wyborów jesiennych również pójdą razem. Da im to pewne atuty, ale też - co ważne w kontekście dzisiejszej konwencji - znacznie ograniczy wiarygodność programową.
W sumie PiS zaskoczyło, i ponowiło manewr, który już raz dał tej partii władzę, a później pozwolił przetrzymać wściekły szturm. Tym samym, na osiem miesięcy przed wyborami, znów stawia przed Polakami zasadnicze pytanie: albo dobra zmiana z jej sztandarami, albo powrót do tego, co było.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/435248-pis-wykupilo-bilet-do-zwyciestwa-nie-gwarancje-ale-bilet