Myślę, że warto wysłuchać rozmowy z prof. Waldemarem Paruchem na antenie telewizji wPolsce.pl. Szef Centrum Analiz Strategicznych przy Kancelarii Premiera przekonywał, że nazwiska, jakie ogłosiły wczoraj władze Prawa i Sprawiedliwości można czytać jako odnowienie list wyborczych.
Wybory do PE będą nasycone polityzacją w sposób o wiele większy niż w roku 2014. (…) W Prawie i Sprawiedliwości prezes Jarosław Kaczyński już kilka razy wykonywał manewr odnawiania list wyborczych, gdy pojawiali się na nich ludzie niezwiązani z bieżącą polityką
— wskazywał prof. Paruch.
Początkowy kształt list nie zapowiadał tak dużego zaskoczenia, nazwiska nie były przesadnie mocne, raczej obliczone na grę na przeczekanie. W ostatnich tygodniach szefowie okręgów PiS dostali jasny sygnał - listy trzeba wzmocnić. I to bardzo. Koniec końców efekt może nieco zaskakiwać, bo nie ma co kryć - ten mały „reset” list wyborczych jest faktem i tak to zresztą odbierają posłowie i szeregowi działacze Prawa i Sprawiedliwości.
Postawienie na polityków wagi ciężkiej to nie tylko reakcja na takie, a nie inne okoliczności, w jakich odbędą się najbliższe wybory (i wyraźną ich polityzację, z prawdopodobnie wysoką frekwencją), ale również na niedostatecznie zmobilizowany elektorat w wyborach samorządowych (co przełożyło się na niezły, ale jednak nie świetny wynik). Wynik wykręcony przez Beatę Szydło, Patryka Jakiego, Joachima Brudzińskiego czy Witolda Waszczykowskiego ma być na tyle dobry, że pozwoli zdecydowanie wygrać wybory do PE i uzyskać pole position przed jesiennymi wyborami.
Kluczowym zagadnieniem na dziś jest to, byśmy wygrali wybory do Parlamentu Europejskiego. Zgoda, że realnie nie są one przesadnie ważne czy interesujące, ale porażka na tym froncie mogłaby uruchomić bardzo niekorzystną dynamikę, coś na kształt równi pochyłej przed jesienią. I stąd taki, a nie inny ruch
— mówi jeden z rozmówców w szeregach PiS.
Nazwiska przyporządkowano zresztą nie metodą chybił-trafił, ale według okręgów, często bardzo specyficznych (z czego w PiS nie są do końca zadowoleni). I tak wzmocnienie listy w okręgu małopolsko-świętokrzyskim Patrykiem Jakim to próba zawalczenia o dodatkowy mandat, a postawienie na Joachima Brudzińskiego w okręgu zachodniopomorsko-lubuskim to próba odwojowania bardzo trudnego okręgu dla PiS. Tym bardziej, jeśli z ramienia Platformy (czy całej koalicji) listę miałby tam ciągnąć Bartosz Arłukowicz.
To zresztą wokół ministra Brudzińskiego i jego kandydatury jest najwięcej zamieszania. Nie wiedziano o tej decyzji ani w mediach (po raz kolejny okazało się, że Nowogrodzka potrafi być szczelna), ale nawet w szeregach PiS. Z naszych informacji wynika, że start szefa MSWiA był dogadany w cztery oczy - między Brudzińskim właśnie a prezesem Kaczyńskim.
Na zapleczu pojawia się również teza o odpuszczeniu frakcyjnego sporu z premierem Mateuszem Morawieckim - walki o władzę w partii (i państwie). Wyjazd do Brukseli miałby się jawić w tym scenariuszu jako pewnego rodzaju porażka i przycięcie jednego ze skrzydeł ugrupowania. Ale to tylko ułamek bardziej skomplikowanej całości - a i samemu Brudzińskiemu paradoksalnie łatwiej może być doglądać partii z pozycji europosła, a nie zabieganego, rozrywanego i utopionego w dokumentach i decyzjach ministra.
Między bajki można też włożyć scenariusze, w których kandydaci PiS z list wyborczych wygrywają wybory, zdobywają mandat, ale go nie przyjmują, zostając na funkcjach posła czy ministra. W tej materii bezwzględne jest prawo - po wygranych wyborach automatycznie przestaną być członkami rządu i parlamentu. Inną jednak sprawą jest scenariusz, w którym nowi europosłowie po kilku miesiącach pracy w Brukseli i Strasburgu wracają do Warszawy - jako członkowie rządu po jesiennych wyborach (o ile PiS go oczywiście stworzy).
Zawsze możliwy jest wariant, gdy będzie powstawał nowy rząd PiS, to europosłowie mogą wrócić, by objąć stanowiska rządowe. Jak w przypadku Dawida Jackiewicza. Dyscyplina wewnętrzna w PiS jest na tyle duża, że taki manewr jest możliwy
— mówił prof. Paruch.
Mniej oczywiste i czyste będzie zagranie z podwójnym startem w wyborach - a więc i latem, i jesienią. Trudno będzie wytłumaczyć opinii publicznej jakiś szerszy przepływ dopiero co wybranych europosłów do polskiego parlamentu. Ale na poziomie dwóch, może trzech nazwisk? Czemu nie? Nie takie rzeczy widziała polska polityka. Nie takie też zapewne zobaczy.
Wracając do wyjściowej tezy prof. Parucha o odnowieniu list wyborczych - to rzeczywiście reset, który ma też dość oczywiste, ale i pragmatyczne dno. Chodzi o wewnętrzna rywalizację na listach PiS, co może skłonić poszczególnych kandydatów (jak choćby na Mazowszu, Pomorzu czy w Lubelskiem) do wytężonej pracy - by pokonać kontrkandydata z listy i zdobyć mandat. Zbigniew Kuźmiuk zrobi, co może, by odnowić swój mandat europosła (choć startuje z pozycji nr 3) i przeskoczyć Adama Bielana czy Marię Koc. Elżbieta Kruk powalczy z Beatą Mazurek o „biorące” miejsce z Lublina, Anna Fotyga będzie czuć na plecach oddech Jarosława Sellina. Takie przypadki można mnożyć, co z perspektywy całej partii i jej wyniku może wyjść tylko na dobre.
Otwartym pytaniem pozostanie personalna roszada w szeregach rządowych po wyborach europejskich (lub tuż przed). Na kilka miesięcy, które pozostaną do końca tej kadencji, trzeba będzie powołać nowych ministrów w MSWiA i MEN, obsadzić parę stanowisk wiceministerialnych i we władzach parlamentu. Ale też nie miejmy złudzeń - ostatnie miesiące pracy rządu to już niemal dryf odbywający się niemal wyłącznie pod dyktando rozkręcającej się kampanii - pozostanie kilka posiedzeń Sejmu, będzie to rząd domykania pewnych spraw, co najwyżej wdrożenia ustaw, które będą miały znaczenie w zakresie wyborczym. Te ostatnie możemy zresztą poznać w najbliższą sobotę na konwencji PiS.
Podsumowując - Jarosław Kaczyński po raz kolejny udowodnił, że stać go na zagranie niekonwencjonalne, na małe wywrócenie stolika i zmuszenie partyjnych dołów (niemalże siłą) do bardziej wydajnej pracy. Można zastanawiać się nad siłą list w poszczególnych okręgach (Wielkopolska, Śląsk), ale z nieco szerszej perspektywy Kaczyński pokazał, że wybory do PE nie będą ani spacerkiem, ani nic nie znaczącą rozgrzewką. To naprawdę będzie pierwsza odsłona boju o wszystko. Kto przegapi ten moment, może już później nie nadrobić straconego dystansu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/434773-odswiezenie-i-reset-list-wyborczych-co-nam-mowi-manewr-pjk