W kontekście wyników wyborów samorządowych - udanych dla Zjednoczonej Prawicy na poziomie sejmików, powiatów i gmin, rozczarowujących na poziomie miast - o jednym warto pamiętać. Otóż PiS ma sens (i ma szanse) tylko wówczas, gdy jest wyraźną i konsekwentną kontrpropozycją dla systemu III RP.
Nie dlatego, że III RP nie można, choćby teoretycznie, trochę ulepszyć czy odrobinę zmienić. To jest do wyobrażenia. Powód jest inny: otóż nie da się zatrzeć drogi, którą PiS szedł do władzy.
A była to droga wieloletniej opozycyjności, wytrwałości, jednoznaczności, twardej walki, ze Smoleńskiem włącznie. To sprawiło, że w Polsce doszło w istocie do nowego podziału, który dziś przypomina stężałą lawę. Lawę, którą da się skruszyć albo poprzez lata, wręcz dekady wytrwałej pracy, albo za sprawą jakiegoś naprawdę dramatycznego wydarzenia (chroń nas Panie Boże!).
Skutek jest taki, że PiS nie tylko nie powinien, ale i nie może zająć miejsca, które zajmowała Platforma - partii lekko tylko zarządzającej rzeczywistością, opierającej się na społecznej dominacji tzw. wygranych transformacji, partii pasywnej w sferze wartości, pozostawiającej najważniejsze pola najsilniejszym globalnym i krajowym graczom. Te siły społeczne, na których opierała się partia Tuska, PiS już odrzuciły, i swojego zdania nie zmienią - ani za sprawą nowych propozycji czy obietnic, ani za sprawą komplementów. Przynajmniej nie w swojej zasadniczej masie.
To dlatego PiS musi być - i jest - realną i wyrazistą kontrpropozycją. Taką, która mobilizuje i wzmacnia - nie tylko w czasie wyborów - całą Polskę nieliberalną i nielewicową. Co ważne: nie tylko w sferze propozycji rozwojowych, gospodarczych, społecznych, międzynarodowych, ale także w sferze wartości. Nawet jeśli szczegółowe sondaże podpowiadają partii rządzącej, że lepiej pewnych spraw nie podnosić, że lepiej albo milczeć, albo udawać, że nie ma się zdania, albo lawirować - PiS nie powinno iść tą drogą; na pewno nie zawsze. Bo wówczas szybko stanie się w oczach znacznej części społeczeństwa partią w istocie dość podobną do swojej rywalki. Straci lub zdemobilizuje tych, co popierają i popierali, a innych nie zyska. Ludzie wybiorą coś, co uznają za swego rodzaju „oryginał”.
Nie chodzi oczywiście o politykę szaleńczą; politycy muszą działać roztropnie, muszą starannie wybierać tematy sporu. Ale ogólny kościec wartości - nie tylko patriotycznych, ale i rodzinnych, społecznych, związanych z tradycją i wiarą - powinien być jasno i wiarygodnie eksponowany. Właśnie z powodów pragmatycznych, a nie tylko ideowych. Także po to, by Polacy wiedzieli, co jest dobrem, a co złem. Bo partie nie tylko zdobywają wyborców; one ich także wychowują.
Bez tego klęska będzie kwestią czasu, i nawet najlepsze propozycje programowe czy doskonałe kampanie mogą niewiele tu pomóc.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/419973-pis-ma-szanse-tylko-wtedy-gdy-jest-wyrazna-kontrpropozycja