Od kilku dni przebywa w Polsce delegacja Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych Parlamentu Europejskiego (tzw. LIBE). Jej członkowie mieli za zadanie przyjrzeć się wprowadzanym w Polsce zmianom w zakresie wymiaru sprawiedliwości oraz zapoznać się z sytuacją polityczno-prawną w naszym kraju. To zresztą ta sama komisja, która stoi za projektem rezolucji wymierzonej w Budapeszt, co stało się podstawą do następnego kroku ws. uruchomienia procedury z artykułu 7 (w atmosferze dużych kontrowersji wokół interpretacji 2/3 głosów wymaganych do przegłosowania takiego wniosku).
Wróćmy jednak do tego, jak posłowie z LIBE zajmują się Polską. Europosłowie - na czele z Claude Moaresem (Socjaliści i Demokraci) i Frank Engelem (Europejska Partia Ludowa) - odbyli szereg spotkań na terenie naszego kraju. Już sam fakt presji wywieranej na przykład na Marka Jurka - o czym ten napisał na Twitterze - każe zadać pytanie o cel wizyty. Jurek nie mógł bowiem znaleźć się z w składzie delegacji LIBE, ponieważ postanowiono, że nie będzie w niej nikogo z Polski, aby – jak miał powiedzieć przewodniczący Moraes – „zagwarantować pełny obiektywizm”.
Lista osób (spoza polityki), z którymi spotkali się europosłowie z LIBE dopełnia ten obraz:
Profesor Krystian Markiewicz, przewodniczący stowarzyszenia sędziów „Iustitia” Profesor Andrzej Rzepliński, były prezes TK Pani Draginja Nadażdin, dyrektorka Amnesty International Polska Pani Ewa Kulik-Bielińska, dyrektorka Fundacji Stefana Batorego Pan Maciej Nowicki, wiceprzewodniczący Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Pani Agnieszka Dziemanowicz, działaczka Czarnego Protestu Pani Krystyna Kacpura, dyrektorka wykonawcza Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Pan Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich Przedstawiciele instytucji Obywatele RP Przedstawiciele instytucji Obywatele Solidarne w Akcji Przedstawiciele instytucji Wolne Sądy. Przedstawiciel organizacji Ordo Iuris (na życzenie Marka Jurka).
Jeśli chodzi o polityków, zaproponowano spotkania wszystkim stron sporu nad Wisłą. Liderzy opozycji stawili się niemal w komplecie. Ze strony rządu doszło do spotkania w siedzibie Ministerstwa Spraw Zagranicznych (najpierw w formule śniadania roboczego, później eksperckich rozmów). Obecni byli minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz, Marek Suski, szef gabinetu politycznego premiera, a także wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański.
Planowane pierwotnie spotkanie europosłów z przedstawicielami Trybunału Konstytucyjnego zostało odwołane. Jak dowiedziała się PAP w źródłach zbliżonych do TK członkowie Trybunału byli zmuszeni odmówić spotkania z delegacją LIBE ponieważ przewidziany temat rozmów dotyczył m.in. reformy sądownictwa w Polsce, który będzie przedmiotem rozpoznania przez Trybunał Konstytucyjny. Z kolei spotkania w KRS i Senacie nie przyniosły większych efektów.
To tyle tytułem przydługiego wstępu. O wszystkich tych spotkaniach mogliśmy dowiadywać się jedynie z relacji uczestników. Ale końcówka wizyty posłów z LIBE miała być poświęcona przedstawicielom mediów. W biurze Parlamentu Europejskiego w Polsce zorganizowano krótką konferencję prasową, na której europosłowie zapewniali, że są maksymalnie otwarci na debatę i chcą w możliwie szeroki sposób dowiedzieć się o tym, co dzieje się nad Wisłą.
Niestety, oszczędność w słowach i konkretach ze strony europosłów LIBE była cechą charakterystyczną ich wystąpień i odpowiedzi na pytania dziennikarzy. Ani Jacek Prusinowski (dziennikarz Radia Plus), ani niżej podpisany nie mogli uzyskać odpowiedzi na pytanie, które elementy reformy - i zapisy ustaw - budzą ich wątpliwości. Dodatkowo próbowałem dopytać europosłów, jak odnoszą się do zarzutów sugerujących, że unijne instytucje wykraczają poza traktatowe kompetencje. W praktyce odpowiedzi wyglądały tak, że Moraes odparł, że straciłem minutę swojego życia na zadanie pytania, a Engel dołożył swoje trzy grosze, wskazując na maksymalnym poziomie ogólności, że zastrzeżenia są i tyle. Mogą to państwo zobaczyć poniżej w krótkim materiale wideo.
WIDEO:
Wisienką na torcie, jeśli chodzi o relacje z mediami, miała być dyskusja o wolności słowa (w tym mediów, rzecz jasna) w naszym kraju. Lista zaproszonych prelegentów wyglądała następująco:
-Pan Michał SZUŁDRZYŃSKI, Rzeczpospolita
-Pan Roman IMIELSKI, Gazeta Wyborcza
-Pan Łukasz LIPIŃSKI, Polityka
-Pan PRZYBYŁA, TVN24
-Pani Agata KOWALSKA, TOK FM
Naiwnie sądziłem, że mimo dość jednostronnego wyboru prelegentów - debata ta będzie otwarta na głosy z sali dla innych dziennikarzy. Niestety, na prośbę wysłuchania tej dyskusji (i ewentualnego dodania trzech groszy) przedstawiciele Biura Informacyjnego PE poinformowali, że jest ona zamknięta. Debata o wolności mediów była zamknięta dla przedstawicieli mediów. Wesoło. Przemiły Pan z PE zapewniał mnie tylko, że rzutem na taśmę doproszono kogoś z „Naszego Dziennika” i że „mam prawo do opinii, że to jednostronne spotkanie”. Można i tak.
Szkoda, ale mam nadzieję, że wyżej wspomniani koledzy z innych redakcji zdążyli opowiedzieć o stanie wolności mediów przed zmianą roku 2015. O akcji służb we „Wprost”, o nocnej wizycie Pawła Grasia pod śmietnikiem, której celem była sytuacja w „Rz”, p skargach tego polityka na to, że spółka skarbu państwa ośmiela się wykupywać ogłoszenia w prasie konserwatywnej, czy o niemal domkniętym systemie mediów elektronicznych, w którym trzy telewizje chórem opisywały rzeczywistość.
Żadna to nowina, ale wygląda na to, że wizyta europosłów LIBE była po prostu politycznym teatrem, grą znaczonymi kartami, której wynik jeszcze przed przyjazdem był znany. Sam uważam, że rządowa strona powinna otworzyć się na takie dyskusje maksymalnie szeroko, także na możliwość ewentualnych kolejnych kompromisów i ustępstw, natomiast gdzieś w tle musi wrócić pytanie o celowość tego rodzaju spotkań.
Nawiasem mówiąc podobnie wygląda rozgrywka wokół Sądu Najwyższego. Premier Mateusz Morawiecki podjął tę grę, otwierając nowe pole manewru poprzez spotkanie z prof. Małgorzatą Gersdorf. Ta zresztą podjęła dyskusję, także tę polityczną, ale - jak w jej przypadku dzieje się po raz kolejny - zrezygnowała z niej, prawdopodobnie po naciskach ze strony środowisk sędziowskich i opozycyjnych. Podobne historie miały miejsce, gdy pani profesor pojawiła się na zaprzysiężeniu w Pałacu Prezydenckim czy spotkała z Andrzejem Dudą.
Spotkanie miało być poufne, ale prof. Gersdorf nie dotrzymała słowa i „sprzedała” info do mediów. To praktycznie nie pozostawia marginesu na kompromis
— słyszę od ważnego członka rządu.
Smutny wniosek jest jednak taki, że znaczonymi kartami można jedynie pozorować grę. Trochę jak dyskusję o wolności mediów bez udziału dziennikarzy. W przypadku delegacji LIBE jej postawa nie buduje autorytetu europejskim instytucjom, ale może po kolejnych wyborach do PE nastąpi tam jakościowy reset w podejściu do poszczególnych państw członkowskich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/413290-gra-znaczonymi-kartami-czyli-o-ruchu-libe-i-prof-gersdorf