Trzy lata od momentu zaprzysiężenia Andrzeja Dudy na urząd prezydenta minęły naprawdę szybko. Moim zdaniem jest to prezydentura dojrzewająca (w wielu wymiarach), a jednym z nich jest spojrzenie na obóz Zjednoczonej Prawicy z nieco innej perspektywy niż ta obowiązująca na co dzień w Prawie i Sprawiedliwości. To nie tylko poszerza potencjalną pulę elektoratu, ale również wywołuje intelektualny i polityczny ferment, który czasem jest przeszkodą, ale często bywa pożyteczny. Można dyskutować, czy prezydent Duda ze swoich narzędzi korekty kursu nie powinien korzystać częściej, ale to temat na osobną historię.
Wspominam o tej nieco innej perspektywie prezydenta z powodu decyzji, jaka jest przed Andrzejem Dudą w sprawie zmian w ordynacji do Parlamentu Europejskiego. Przypomnijmy - zmiany oznaczają spory bonus dla największych partii (bloków koalicyjnych), kosztem ugrupowań mniejszych. Niezależnie od tego, na jakim poziomie zostanie ustalony (poprzez rozkład głosów) realny próg wyborczy, przyjęte przez parlament zmiany bardzo mocno utrudniają życie takim partiom jak PSL czy Nowoczesna (de facto wymuszając wspólne listy z Platformą), a zabójcze są dla takich ruchów jak Kukiz‘15. O kroku w kierunku zabetonowania sceny i stworzenia dwupartyjnego/dwublokowego systemu mówił na antenie wPolsce.pl Piotr Trudnowski z Klubu Jagiellońskiego.
I choć nie do końca przemawiają do mnie obawy tej egzotycznej koalicji (Kukiz‘15, Razem, PSL, Prawica RP i kilka mniejszych podmiotów), nad wadami i zaletami systemu dwublokowego można spokojnie porozmawiać, to jest jeszcze jeden argument, który - jak słyszymy z okolic Pałacu Prezydenckiego - jest poważnie rozważany przez prezydenta Dudę i jego doradców.
Chodzi o bardzo pragmatyczną kwestię uderzenia nową ordynacją w Kukiz‘15. Ruch kierowany przez Pawła Kukiza byłby największym poszkodowanym nowego prawa wyborczego, straciłby - sądząc po sondażach - zapewne kilka miejsc w Parlamencie Europejskim, a co za tym idzie sporo pieniędzy na codzienną działalność (K‘15 nie skorzystało z subwencji budżetowych). Dlaczego Prawo i Sprawiedliwość powinno przejmować się tym, co mają do powiedzenia w tej sprawie politycy mało ważnego dziś ugrupowania? Ano dlatego, że Kukiz‘15 utrzymuje stabilne poparcie w społeczeństwie, jest też naturalnym (i raczej jedynym, choć trudnym) koalicjantem dla PiS w przypadku wyniku wyborczego, który nie pozwoliłby na samodzielne rządy po roku 2019. Rzecz jasna do wyborów parlamentarnych pozostał jeszcze rok ze sporym hakiem, ale już teraz pewne ruchy wyprzedzające byłyby wskazane. Uderzanie w K‘15 bez większego powodu (kilka mandatów w PE więcej to nie jest wielka stawka dla PiS, w przeciwieństwie do K‘15) jest w tej logice ruchem mało logicznym. Nawet jeśli zakładać, że K‘15 może być w pewnych grupach wyborców rywalem PiS w zabieganiu o poparcie, to jednak pewne szorstkie, ale jednak rzeczowe kanały komunikacji powinny pozostać otwarte.
Jest jeszcze jeden argument, o którym słychać w Pałacu. Znów - do bólu pragmatyczny. Uchwalając taką, a nie inną ordynację obóz dobrej zmiany niejako wymusza na partiach opozycyjnych współpracę. Politycy PSL, SLD, PO i Nowoczesnej będą musieli zagryźć zęby i wystawić wspólną listę; każdy umie bowiem liczyć i oszacować efekty pójścia do wyborów oddzielnie. Biorąc pod uwagę ewentualne pomysły na wzmocnienie takiej opozycyjnej listy głośnymi nazwiskami byłych premierów (Buzek, Marcinkiewicz, Cimoszewicz), a także trudny dla PiS charakter wyborów europejskich (kiepska mobilizacja w terenie, struktury skupione na wyborach krajowych, elektorat mało zainteresowany sprawami Brukseli), może się okazać, że nowe prawo wyborcze byłoby dla PiS strzałem w stopę. No chyba, że to faktycznie tylko przygrywka przed zmianami w prawie wyborczym także do polskiego parlamentu, ale tutaj zmiany wykluczył ostatnio Jarosław Kaczyński w rozmowie z „Sieci”.
Wszystko to nie jest, rzecz jasna, pewnikiem, a jedynie próbą szerszej analizy, wzięcia pod uwagę większej liczby argumentów niż prosta kalkulacja sugerująca więcej mandatów dla PiS z powodu takiego, a nie innego układu sił. Nie oznacza to od razu, że prezydent ewentualnym wetem w tej sprawie uratowałby PiS przed porażką czy złym scenariuszem. Ale czasem ten równoległy tor - mimo tego samego kierunku -, jakim porusza się prezydent Andrzej Duda wobec obozu PiS może okazać się przydatny. Wniosków oczywistych tutaj nie ma, ale kilka rzeczy w Pałacu (i nie tylko w Pałacu) powinni sobie szeroko przemyśleć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/406823-weto-pad-ws-ordynacji-ma-za-soba-tez-argumenty-pragmatyczne