Bojkot uroczystego Zgromadzenia Narodowego, zorganizowanego z okazji 550-lecia polskiego parlamentaryzmu, to po prostu wpisanie się w logikę psucia państwa i partyjnego traktowania wszelkich instytucji. Piszę to bez satysfakcji, bo każde tego rodzaju wydarzenie jest potwierdzeniem tezy Jarosława Marka Rymkiewicza, który w jednym ze swoich wierszy napisał o pęknięciu w polskiej wspólnoty politycznej, że „to się już nie sklei”.
Ten wielki poeta obchodzi dziś 83 urodziny i życząc mu wszystkiego dobrego, mam jednak nadzieję, że koniec końców pomylił się akurat co do tej oceny. Niemniej trudno nie odnieść wrażenia, że dzisiejsza dychotomia - obóz rządzący i część opozycji na Zamku Królewskim, reszta o kilometr dalej przy Foksal - jest smutnym symbolem stanu, jaki mamy w Polsce.
Wszystko to okraszone jest nieznośną, miejscami łopatologiczną opowieścią, w której jedni przedstawiają ostatnie dwa lata jako zniszczenie pięciu wieków (!) polskiego państwa…
Za nami 550 lat polskiego parlamentaryzmu. Wysiłek wielu pokoleń został zniweczony w 2,5 roku przez pisowską maszynę zniszczenia!
… a drudzy niemiłosiernie płytko opowiadając o historii polskiego parlamentaryzmu, w której - jak mogłoby się wydawać - najwięcej działo się w ostatnich latach, a nie choćby w roku 1939 i czasie II wojny światowej, kiedy to zginęło ponad dwustu polskich parlamentarzystów.
Ale może to po prostu wina spotów - formy z definicji płytkiej, propagandowej i skrótowej. Wróćmy na chwilę do tego piątkowego bojkotu ze strony opozycji i organizowania „alternatywnego” Sejmu, Zgromadzenia Narodowego.
To zawsze psucie i niszczenie jednych z ostatnich instytucji i momentów, które składają się na najniższy wspólny mianownik naszej wspólnoty. Pozostały jeszcze tylko pogrzeby i może 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Wspólnych obchodów ostatniej rocznicy nie jestem jednak pewny, w listopadzie może się okazać, że walka w wyborach samorządowych okaże się ważniejsza. Jeszcze inna rzecz, że posłowie i senatorowie dziś łamią ustawę o wykonywaniu mandatu…
To zawsze kończy się źle, a w najlepszym razie - ze stratami na podstawowym poziomie fundamentów polskiej wspólnoty. Mam tutaj czyste sumienie, bo gdy kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości w czasach głębokiej opozycji decydowało się bojkotować uroczystości organizowane na Placu Piłsudskiego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, krytykowałem to równie mocno. Polski parlamentaryzm, polskie państwo to coś więcej, dużo więcej niż PiS, Platforma czy nawet 30 lat III RP.
To jasne, że opozycja ma prawo - a czasem, może nawet często - słuszne przekonanie o kneblowaniu swojego głosu, spychaniu na margines państwa, wykluczeniu. O pakiecie demokratycznym wesoło mówi się w czasach opozycji, później rzeczywistość brutalnie weryfikuje piękne idee. Ale to poczucie nie powinno determinować wszystkich działań: fizycznego blokowania parlamentu, odrywania się od oficjalnych obchodów, namawiania do agresji. Agresji? Ano tak. Zacytujmy felieton Jerzego Baczyńskiego, naczelnego poważnej „Polityki”, który pisze z nadzieją:
Bez stutysięcznego, raczej agresywnego tłumu - bardziej zresztą na Nowogrodzkiej niż przed gmachem sądów - Jarosław Kaczyński się nie cofnie.
Z drugiej zaś strony to po stronie rządzącej są realne narzędzia, by - nawet nieco na przekór opozycji - wytworzyć atmosferę, w której trudno byłoby o takie gesty jak dzisiejszy opozycji. Daleko nam, niestety, do standardów, które pozwalają się spotkać byłym i obecnym głowom państw, którzy - jak w USA - są w stanie spokojnie ze sobą porozmawiać.
Skoro nasze elity nie potrafią rozmawiać wspólnie nawet przy takich okazjach jak 550-lecie polskiego parlamentaryzmu, skoro podać sobie rękę potrafią tylko przy pogrzebach, to jest z naszym państwem naprawdę kiepsko. I nawet jeśli te podziały, alternatywne Sejmy i cyrkowe bojkoty to tylko teatr polityczny na potrzeby wyborcze, to wszystko to przynosi namacalnie złe owoce i emocje. Tylko czy ktoś - i na Zamku, i na Foksal - zastanawia się jeszcze nad tymi efektami?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/403692-bojkot-uroczystosci-panstwowych-to-psucie-panstwa-zawsze