Przed nami kolejna kulminacja walki o reformę sądownictwa. Tym razem Sąd Najwyższy, o którym nie mam najlepszej opinii także na podstawie własnych doświadczeń (zabrał nam „w” z nazwy tygodnika zmieniając istotną definicję, odrzucając merytoryczne i jednoznaczne ustalenia sądów dwóch instancji).
Bój to jest zażarty, i trudno się dziwić: sędziowie są władzą w pewien sposób najwyższą. Są wszakże w stanie obalić bądź zablokować każdą ustawę i niemal każdą decyzję polityczną, albo w Trybunale, albo w Sądzie Najwyższym, albo nawet w instancjach niższych. W polskich warunkach byli zaś przede wszystkim strażnikami tej formy ustrojowej, którą powołano przy okrągłym stole. Mówił o tym całkiem szczerze Marcin Święcicki przy okazji sporu o Krajową Radę Sądownictwa.
W tym boju w obronie ustaleń okrągłego stołu wszystkie chwyty są dozwolone. Najpierw Platforma - po tym, gdy zorientowała się, że może stracić prezydenturę - wybrała trzech sędziów na zapas. Potem Trybunał oceniał ustawy regulujące tryb jego pracy, mimo, że Konstytucja jasno przypisała parlamentowi stosowne uprawnienia w tej dziedzinie. Stale sięgano też po wsparcie ulicy i zagranicy. Teraz słyszymy zapowiedzi niepodporządkowania się ustawie przez I prezes Sądu Najwyższego, mimo, że obowiązuje ją domniemanie konstytucyjności. Mamy wreszcie próbę - niestety udaną - próbę nakłonienia Komisji Europejskiej do działania, które w ewidentny sposób łamie unijne traktaty, wyłączające wymiar sprawiedliwości spod władzy Brukseli.
Ale krok po kroku sprawy idą do przodu. Kolejne ustawy wchodzą w życie.
Bez zmian w wymiarze sprawiedliwości, zwłaszcza w jego kręgach decyzyjnych, nie uda się żadna naprawa Rzeczypospolitej. To są zmiany dla tego procesu fundamentalne, kluczowe. I jednocześnie najtrudniejsze. Obie strony mają pełną świadomość stawki, o którą toczy się ta wieloletnia już batalia.
Ale reforma wymiaru sprawiedliwości jest kluczowa dla przyszłości Polski także w innych sferach: suwerennościowej (relacje z Unią Europejską) oraz cywilizacyjno-światopoglądowej (sprawy o charakterze precedensowym, podważające ład społeczny). Obecny kształt sądownictwa, z charakterystycznym dla postkomunizmu rysem konformizmu wobec dominujących nurtów, skazywał nas na wprowadzanie rewolucyjnych rozwiązań tylnymi, niedemokratycznymi drzwiami (casus drukarza, który odmówił wydrukowania plakatów fundacji LGBT).
Obserwując kolejną odsłonę boju o reformę sądownictwa, pamiętajmy, jak ogromna jest jego stawka. Pamiętajmy także, że kolejnej wyjścia z postkomunizmu w tej kluczowej dziedzinie już nie będzie. W innych obszarach być może tak, ale w tej już nie. Zadbają o to - jeśli wróci stare - sami sędziowie z SN i innych instytucji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/402245-to-jest-ostatnia-szansa-na-zmiany-w-wymiarze-sprawiedliwosci