Kiedy usłyszałem o utworzeniu, przez środowiska opozycji liberalnej, ciała zwącego się „Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie”, przyszły mi do głowy dwie refleksje. Przy czym obie połączone były z zażenowaniem.
Refleksja pierwsza polegała na tym, że oto liberalna opozycja po raz kolejny próbuje zasugerować, że oto rządy PiS – to nowy PRL. A ona sama w myśl tej wizji jawi się nowym wcieleniem „Solidarności”, czy też, ogólniej, dawnego wolnościowego ruchu antykomunistycznego.
To, że jest to absurd, bije po oczach, podobnie jak nieadekwatność i nieuczciwość takich narracji. Snujących je nie usprawiedliwia fakt, że drugiej stronie zdarza się czynić podobnie, czyli pozycjonować się jako „Solidarność”, swoich przeciwników – jako ciąg dalszy ówczesnej władzy, i w ogóle obecny konflikt – jako kontynuację niedokończonego konfliktu ówczesnego. Nikt, kto (niezależnie z jakich pozycji) twierdzi coś takiego, nie ma racji. Lata 80 się skończyły, co więcej - jakiś czas temu skończyły się nawet lata 90.
Skończył się też, na początku tych lat 90, komunizm. Tak jest, skończył się, bo system polityczny i społeczny stał się diametralnie inny, a sam podnoszony często fakt zachowania przez przedstawicieli dawnych elit pozycji społecznej jeszcze nie jest dowodem na tezę przeciwstawną. Jeśli część rodów feudalnych przeniosła niegdyś swoją pozycję i bogactwo z feudalizmu do kapitalizmu, to przecież nie znaczy, że się sam feudalizm, jako system, nie skończył.
Podobnie absurdalne jest porównywanie obecnej władzy z komunistyczną. To przecież urąga wszelkiej logice w kraju, w którym istnieje system wielopartyjny i wolne media.
Ale tworzenie przez opozycję tworu pod nazwą Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie jest nie tylko operacją propagandową, próbą „ubrania” PiS-u w komunistyczne szatki. To byłoby jeszcze pół biedy. Tymczasem oni naprawdę tak postrzegają rzeczywistość. To jest chyba najbardziej groteskowe. I wydaje opozycji świadectwo, nie wróżące jej optymistycznej przyszłości.
Bo – i to jest refleksja druga - to jest przejaw, nigdy me sprzyjającego politycznej efektywności, myślenia magicznego co się zowie. Skądinąd nie zaskakującego w wypadku ludzi, którzy jeszcze niedawno niemal modlili się publicznie, żeby Władysław Frasyniuk zdołał sprowokować policję do zatrzymania go, bo jak Polacy zobaczą bohatera stanu wojennego w kajdankach, to już na pewno zrozumieją że Kaczyński to nowe, tylko nieskończenie gorsze wcielenie Jaruzelskiego i wreszcie pójdą na barykady.
Tworzenie Komitetu Obywatelskiego jest czymś podobnym. Jak nie wiemy co robić, to róbmy to, co robiliśmy za młodu. Wtedy się udało, a w dodatku było nam fajnie. Więc teraz jak zrobimy to samo, to pewnie znów się uda, a w dodatku zrobimy sobie dobrze.
I będziemy znów piękni i młodzi. Jak wtedy. Kiedy czytałem sobie w internecie, jak na powołanie Komitetu przy Wałęsie 2.0 reagują moi mniej więcej rówieśnicy, w latach 80 zaangażowani w antykomunistyczną opozycję, a potem, w IIIRP – w politykę (po liberalnej stronie), w służby specjalne, czy w media, to czułem te emocje bardzo wyraźnie.
Niejednokrotnie pisałem o ludziach, którym wydaje się, że na dworze wcale nie jest rok 2018, tylko jakiś dziwny, magiczny Tysiąc Dziewięćset Osiemdziesiąty Trzydziesty Ósmy (1980+38…). Odnosiłem to do wiecznie „walczących z komunizmem” 50- i 60-letnich działaczy prawicowych. Ale oto okazuje się, że to zjawisko się do nich nie ogranicza. Że można być okrągłostołowym liberałem, członkiem elit IIIRP pełną gębą, KOD-owcem czy innym tam Obywatelem RP - i mentalnie żyć w Wiecznych Latach Osiemdziesiątych…
Cóż, to chyba pokoleniowe i nieuleczalne. A poza tym infantylizm przekracza granice obozów politycznych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/401374-skad-sie-wzial-komitet-obywatelski-przy-lechu-walesie