„Newsweek”, którego redaktorem naczelnym jest niechętny obecnej władzy Tomasz Lis, w zapowiadanym na jutro tekście, przeprowadzi atak na premiera Mateusza Morawieckiego. Choć autorzy chcieliby do szefa rządu strzelać z armaty, to wyszedł im strzał z kapiszona, a z dużej chmury (tytył: „Gdzie premier ukrył swoje miliony?”) spada mały deszcz.
„Newsweek” (wydawnictwo Axel Spriner) wydaje się czynić premierowi zarzut z tego, że jest człowiekiem majętnym. O „ukrywaniu milionów” mowa w tekście. To,że szef rządu jest człowiekiem majętnym, akurat powinno cieszyć. Być może mniej chętnie będzie przyznawał nagrody sobie czy swoim współpracownikom. Zresztą ostatnią nagrodę, którą otrzymał od premier Szydło przeznaczył Mateusz Morawiecki na cele charytatywne.
Wróćmy jednak do rzeczonych „milionów” Morawieckiego. O tym, że te są faktem, premier mówił wielokrotnie. Podkreślał, wchodząc do rządu, że swoje już zarobił, dlatego teraz chce pracować dla dobra publicznego. Taka postawa wielu może dziwić, bo po co rezygnować z zarabiania milionów, skoro można je inkasować dalej? Są widać jednak tacy, dla których „dobro publiczne” czy „służba państwu” coś znaczą.
Przypomnijmy, że Mateusz Morawiecki był prezesem Banku Zachodniego WBK w latach 2007 - 2015. Pracę w tym banku rozpoczął zaś w 1998 roku. Zajmował stanowiska doradcy prezesa banku, następnie był dyrektorem. Miał więc dwadzieścia lat na to, by się „dorobić”. Z tym, że tu wszystko jest jawne. Celna jest więc odpowiedź wicedyrektora CIR, Mariusza Chłopika:
Nie jest to polityk z Waszej bajki ale żeby robić zarzut z uczciwe zarobionych pieniędzy. Wiadomo mógł się PMM dorobić na prywatyzacji.
Na tym się jednak nie dorobił, bo jak informują źródła zbliżone do premiera Morawieckigo cały majątek państwa Morawieckich został wypracowany na podstawie kontraktu jaki podpisał obecny premier z BZ WBK.
Być może warto w tym miejscu dorzucić, że kierowany przez Morawieckiego BZ WBK stał się jednym z trzech największych banków w Polsce. Bank ten w tym czasie, z jego inicjatywy, brał udział w finansowaniu różnych przedsięwzięć kulturalnych, m.in. serialu telewizyjnego „Czas honoru” oraz filmu „Czarny czwartek”.
Kolejne dwa zarzuty „Newsweeka” dotyczą tego, że premier Morawiecki i jego żona mają rozdzielność majątkową oraz, że żona szefa rządu posiada kilka nieruchomości. Jeśli chodzi o rozdzielność, to Mateusz Morawiecki musiałby być jasnowidzem, żeby w 2013 roku przewidzieć, że w 2018 będzie premierem. Może jednak idąc do życia publicznego chciał żonę i dzieci zabezpieczyć, przepisując im część majątku. Zresztą nie jest jedynym członkiem rządu, który taką rozdzielność wraz z żoną posiada. Poza tym rozdzielność majątkowa, to dość popularna praktyka w kręgach biznesowych. Można sobie zadać pytanie czy nie należałoby tej praktyki zmienić, bo często zwykli oszuści wykręcają się dzięki takiemu prawu od odpowiedzialności. Ale nie mamy tu żadnych śladów działań nielegalnych.
A zakup nieruchomości? To akurat najpewniejszy w Polsce sposób lokowania pieniędzy. Jeśli nieruchomości kupowane były legalnie, to cóż w tym złego?
Mam wrażenie, że w tekście „Newsweeka”, który równie chętnie nie sprawdza kont polityków PO, jest drugie dno. Być może chodzi o wciągnięcie w brudną grę żony pana premiera, Iwony Morawieckiej, jak wielokrotnie próbowano to zrobić z Pierwszą Damą Agatą Kornhauser-Dudą. Tymczasem pani Morawiecka od zawsze trzyma się z dala od publicznego życia. Sporadycznie towarzyszy premierowi w publicznych uroczystościach. Nie było jej w Sejmie, gdy premier wygłaszał Expose. Ostatnio państwo Morawieccy byli widziani na spektaklu „Dziady” w Teatrze Narodowym. Pani Iwona najchętniej jednak spędza czas, zajmując się domem i wychowaniem czwórki dzieci. Każda matka wie, że to praca równie odpowiedzialna, co kierowanie państwem.
W samym poznaniu się państwa Morawieckich też ciężko doszukać się sensacji. Poznali się jeszcze w szkole podstawowej, szybko zaprzyjaźnili, więc znają się już 40 lat.
Przyjaciele rodziny są zgodni, że Morawieccy nie epatują swoim majątkiem, prowadzą normalne życie, wakacje spędzają głównie w Polsce, można ich spotkać co niedzielę w jednym z mokotowskich kościołów. Praktycznie zawsze uczestniczą w uroczystościach ważnych dla swoich przyjaciół: ślub, chrzest czy pogrzeb. Nie ma znaczenia czy to dawni działacze „S”, Banku czy liczni młodzi współpracownicy.
Morawieccy znani są z działalności społecznej i dobroczynnej. W wakacje na swojej działce w Dembkach organizują kolonie letnie dla dzieci z jednego z wrocławskich domów dziecka. Przez dwa miesiące zapewniają im nocleg, wyżywienie oraz nadmorskie atrakcje.
Przykładów, gdy premier Morawiecki chętnie dzielił się majątkiem, przyjaciele rodziny przypominają sobie więcej. Kiedyś pomagał poecie, literatowi, działaczowi opozycji, Krzysztofowi Gulbinowiczowi. Ten zmarł w 2009 roku, w wyniku choroby alkoholowej. PMM przez lata się nim opiekował i próbował wyciągnąć ze szpon nałogu. Choć pewnie pan Gulbinowicz nie wystawiał pokwitowań.
PMM od początku swej kariery biznesowej opiekuje się osobami związanymi z „Solidarnością” i „Solidarnością Walczącą”. Wspomagał finansowo weteranów o walczących o wolną Polskę.Jest jednym z inicjatorów ustawy przyznającej dodatek 400 zł bohaterom „S”.
Dobre zdanie mają o nim także byli współpracownicy z BZ WBK. Usłyszałam np., że jednemu z fanów piłki nożnej, gdy dowiedział się, że ten kibicuje Realowi Madryt, zasponsorował strój meczowy i wiele gadżetów piłkarskich. Jako prezes BZ WBK wspomagał walkę o godność Żołnierzy Wyklętych, to m.in. dzięki aktualnemu szefowi rządu prof. Szwagrzyk mógł prowadzić pracę i badania DNA. Mateusz Morawiecki i jego dzieci byli też wolontariuszami na Łączce.
Ostatnio wspomógł zakup wózka inwalidzkiego dla jednej z rodzin pracownika Urzędu Skarbowego w Warszawie.
Bo nie wystarczy mieć pieniądze. Trzeba jeszcze umieć z nich korzystać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/385428-co-z-tego-ze-premier-morawiecki-jest-czlowiekiem-majetnym-przynajmniej-nie-bedzie-sobie-wyplacal-nagrod