Przyznam się do intelektualnej porażki. Kiedy wczoraj po raz pierwszy usłyszałem o tym, że liberalny projekt ustawy aborcyjnej przepadł w pierwszym czytaniu na skutek zachowania posłów liberalnej opozycji, w pierwszym odruchu pomyślałem, że to ze strony tejże opozycji świadoma zagrywka.
Inteligentna i politycznie efektywna, choć ryzykowana. Bo to przecież świetne posunięcie – władza PiS odwołuje Macierewicza i Szyszkę, zaczyna grę o centrum, więc opozycja błyskawicznie krzyżuje rządzącym szyki – doprowadza do sytuacji, w której realne staje się zaostrzenie ustawy, więc reanimuje się duch Czarnego Protestu. I cała kombinacja ze złagodzeniem wizerunku władzy idzie na śmietnik. Przyznam, że trochę przestraszyłem się efektów tego machiavelistycznego posunięcia opozycji.
Tylko że minęło bardzo niewiele czasu, i z rosnącym zdumieniem zacząłem dostrzegać, że się bardzo a bardzo myliłem. Że nie było żadnego chytrego planu jakiegoś trustu mózgów opozycyjnych strategów. Że po prostu wszystko im się posypało.
Więcej – to osiągnęło takie rozmiary, że nie tylko opozycji się posypało, ale posypała się opozycja jako taka. Zauważmy, że do takiego wniosku dochodzimy niezależnie od tego, czy uznamy iż trójka posłów PO jest niesłusznie prześladowana za poglądy, czy że została słusznie ukarana za złamanie klubowej dyscypliny. Liczy się efekt, a jest nim wrażenie że kierownictwo Platformy utraciło kontrolę nad klubem. A jak skomentować to, co stało się w Nowoczesnej? Odsetek posłów tej partii, którzy nie uczestniczyli w kluczowym głosowaniu, był większy niż analogiczny procent posłów PO.
Powtórzmy: można to komentować jako przejaw buntu bardziej centrowo nastawionych opozycjonistów przeciw radykalnie lewicowemu (oczywiście kulturowo, a nie społecznie!) kierunkowi tożsamościowych zmian polskiego liberalizmu. Albo jako przejaw konformizmu, wysyłania do rządzącej większości sygnałów, iż mimo wszystko nie jesteśmy tacy straszni, że w różnych sprawach możemy być otwarci na jakieś dogadywanie się. Przyczyny, jakimi kierowali się poszczególni posłowie są oczywiście ważne, ale dla potrzeb krótkiej analizy istotniejsze jest, jak mogło do tego dojść, i jaki obraz sytuacji się z tego wyłania.
A wyłania się (zwłaszcza, jeśli przypomnieć sobie jeszcze niedawne dezercje z klubu PO) obraz opozycji w rozpadzie. W postępujących chaosie. I bez wiary w przyszłość. To znaczące, bo przecież jesteśmy na półmetku kadencji. W punkcie, w którym opozycjoniści mogliby odetchnąć, powiedzieć sobie: „no, już bliżej niż dalej….”. Jakoś zupełnie tego nie widać.
Widać za to coś innego. Postępującą nieudolność, przechodząca wręcz w groteskowość. Nie lubię nacechowanych skojarzeń, ale liberalna opozycja od wczoraj bije się o miano gangu Olsena. I coraz bardziej zaczyna przypominać czy to węgierską opozycję przeciw Orbanowi, czy to polską opozycję taką, jaką przedstawia „Ucho prezesa”. To wrażenie – słabości i śmieszności – dostrzegane przez wyborców i przez nawet te nie sprzyjające rządowi media, może zacząć odgrywać rolę samodzielnego czynnika, pogłębiającego jej kryzys.
Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło (chyba) najwyższy punkt swojej władzy. W sensie nie tylko własnej mocy, ale też słabości przeciwnika. W jaki sposób wykorzysta tę sytuację – to już inne pytanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/376132-kaczynski-przeciw-gangowi-olsena-czyli-apogeum-pisowskiego-mocarstwa