Zdobycie przez Katarzynę Lubnauer stanowiska szefowej Nowoczesnej to ważna informacja – nawet biorąc pod uwagę sondażowe notowania, zdecydowanie niekorzystne dla tej partii.
Chodzi przede wszystkim o aspekt płciowy. Lubnauer nie jest oczywiście pierwszą kobietą, która w polskiej mainstreamowej polityce sięga po najwyższe stawki. Ale jest pierwszą, która zdobyła najwyższe stanowisko w walce z mężczyzną. I która nie została przez jakiegoś mężczyznę ani politycznie stworzona, ani nawet de facto na wysokie stanowisko przez mężczyznę wprowadzona. A takie – niezależnie od tego, że mówimy o bardzo różnych polityczkach o bardzo różnych i osobowościach, i intelektach – były polityczne kariery Hanny Suchockiej, Ewy Kopacz, Hanny Gronkiewicz-Waltz, Magdaleny Ogórek czy Beaty Szydło.
Nie trzeba być feministą (ja nie jestem; nie uważam aby zwiększanie odsetka kobiet czy to w polityce, czy to w ogóle w jakimkolwiek segmencie życia publicznego czy profesjonalnego musiało samo w sobie być czymś dobrym) aby uznać to za fakt znaczący. A to z dwóch powodów.
Po pierwsze, analitycy polskich wyborów już jakiś czas temu dostrzegli tzw. syndrom kobiety z najwyższego miejsca na liście wyborczej. Upraszczając chodzi o to, że bardzo często ta pani, która na liście wyborczej swojej partii zajmuje pozycję relatywnie najwyższą, choćby nawet daleką od czoła, otrzymuje nieproporcjonalnie dużą jak na to miejsce liczbę głosów. I to nawet, jeśli jest kandydatką mało znaną. Ewidentnie więc (zjawisko dotyczy również partii prawicowych) istnieje zauważalna grupa wyborców (wyborczyń?), na tyle zmotywowanych feministycznie, że skłonnych do wybrania – spośród kandydatów, odpowiadających mu/jej ideowo kobiety – po prostu ze względu na płeć.
Może to, choć oczywiście nie musi, wróżyć sondażowe odbicie się – w jakimś zakresie – Nowoczesnej, kosztem Platformy i ugrupowań lewicowych. Tym bardziej, że teraz z pewnością sfeminizowane (jeśli nie płciowo, to ideologicznie) liberalne media z pewnością dostaną wzmożenia, i zerwą się do szarży, lansującej Nowoczesną i Lubnauer. Kosztem z Platformy z obrzydliwym samcem Schetyną na czele, rzecz jasna. Zaś uwolnienie imege’u Nowoczesnej od ciężaru Ryszarda Petru, ciągnącego partię w dół od czasu słynnej wyprawy do Lizbony (w samym środku kampanii o trwającym rzekomo ostatecznym boju przeciw faszystowskiej nawale), dodatkowo może wzmocnić ten efekt
Po drugie zaś zwycięstwo Lubnauer doda w ogóle skrzydeł nurtowi feministycznemu. Ze względu na fakt opisany powyżej – na to, że jest ona nie tyle pierwszą polską polityczką na poważnie, ile pierwszą polską polityczną liderką na poważnie.
To wszystko razem nie zmieni podstawowego faktu – polskie społeczeństwo stało się nie mniej, tylko bardziej tradycjonalne (w sensie nie tyle chęci do kulturowych kontrrewolucji, ile niechęci do zmiany status quo w tej dziedzinie). Dlatego fenomen Lubnauer będzie, sądzę, mieć ograniczony zasięg. Tym niemniej należy go dostrzec, i nie należy go lekceważyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/368807-czynnik-lubnauer-czyli-pierwsza-prawdziwa-liderka-w-polskiej-polityce