Po dwóch latach od przejęcia rządów przez Prawo i Sprawiedliwość obóz opozycyjny jest w rozsypce. A jeśli nie rozsypce, to z pewnością wyraźnym kryzysie: tożsamościowym, zaufania i próby skonstruowania szkicu planu na najbliższą przyszłość. Ale to nie tylko ogólny marazm; po dwóch latach rządów ekipy „dobrej zmiany” po stronie opozycji (zwłaszcza tej związanej mentalnie z szeroko rozumianą III RP) pojawiają się pierwsze gorzkie refleksje. Refleksje dotyczące straconego czasu.
Aby lepiej zrozumieć problem, warto zajrzeć do artykułów, można rzec, programowych, tworzonych regularnie przez duet Mariusz Janicki - Wiesław Władyka na łamach „Polityki”. To tam, dość szczerze i bez owijania w bawełnę, stawiane są tezy szersze niż doraźny spór o tę czy inną decyzję rządu. Tak też jest w najnowszym numerze tego tygodnika.
Nastał czas, kiedy przewaga systemu liberalnej demokracji nad innymi przestała być - przynajmniej dla wielu grup społecznych - oczywista
— diagnozują publicyści sympatyzujący z „totalną opozycją”.
I dodają, otwierając się zupełnie i opuszczając gardę bardzo nisko:
Jeszcze w 2016 r. wydawało się stronie opozycyjnej, że PiS to eksces, awaria systemu, jacyś kosmici, którzy w wyniku podstępu i manipulacji najechali zieloną wyspę; trzeba ich tylko przepędzić, pozamiatać i przywrócić porządek. Na koniec 2017 r. sytuacja wygląda inaczej. Kosmici się osiedlili, przywieźli wiele prezentów, brutalność i kurioza im się wybacza, bo tak już mają, ale w sumie da się z nimi żyć
— czytamy.
Dalej padają kolejne zdania o „bezsilności”, „bezradności” i „porażce” obozu antyrządowego. O tym, że postawienie na totalny sprzeciw nie przyniosło żadnego rezultatu; a jeśli już, to przeciwny od zamierzonego.
To ciekawa i prawdziwa refleksja. Potwierdzająca intuicję wielu ludzi prawicy, że w wielu środowiskach: zawodowych, korporacyjnych, czasem po prostu towarzyskich czy politycznych dość powszechne było przekonanie, że rządy PiS to tylko wypadek przy pracy. Epizod miał skończyć się widowiskowo i przynajmniej tak szybko jak w roku 2007, czyli mniej więcej w czasie, który dziś mamy. To stąd sprzeciw wobec PiS przypominał do tej pory bardziej zryw niż pracę obliczoną na długofalowe efekty, to dlatego taką, a nie inną formułę miał Komitet Obrony Demokracji z marszami, które już, już miały obalić rząd. To taką atmosferę grozy i przesilenia miały wprowadzić działania w stylu grudniowej okupacji Sejmu, czarnych marszów czy nakręcanych do granic emocji protestów przy reformie sądownictwa. Dziś za pretekst do takiego „przesilenia” ma posłużyć tragiczny wybór Piotra S., który zdecydował się na samopodpalenie, a później zmarł.
Cała para wokół tych wysiłków poszła - jak dotąd - w gwizdek. Polacy pozostają generalnie niewzruszeni, poparcie dla PiS jest stabilne. I stąd co bardziej trzeźwo myślący po stronie opozycji szukają wyjścia z tego klinczu, w którym PiS tak naprawdę nie musi robić zbyt wiele, tylko wskazywać na PO czy N i dać mówić jej przedstawicielom (w tym także medialnym, artystycznym i środowiskowym). Wspomniani wcześniej Janicki i Władyka wydają się to rozumieć i nawołują do elastyczności i zmiany taktyki.
Choć nie wszędzie to poczucie stało się powszechne. Zamieszanie wokół reformy wymiaru sprawiedliwości i pewien klincz przy wprowadzaniu zmian (niezależnie od jej istoty) podziałał na wyobraźnię polityków opozycji. Już teraz dość otwarcie mówią o nadziei, że to wewnętrzna blokada w obozie „dobrej zmiany” (prezydent vs. PiS) zablokuje zmiany lub chociaż ich głębokość.
To jednak jeden z niewielu przypadków, gdzie stan gry wygląda inaczej. W większości środowisk nastąpiło wyrównanie szans i wyprostowanie reguł gry. To nie jest już forsowana wbrew wszystkiemu rewolucja, ale raczej otwarty i w miarę uczciwy, normalny spór o to, czy wizja wprowadzanych zmian jest dobra, czy zła. Paradoksalnie obozowi rządzącemu często pomagają ci, którzy sprzyjają totalnej opozycji. Jak choćby Krajowa Rada Sądownictwa, której ostatni ruch w sprawie asesorów odbije się czkawką i nabije punktów Prawu i Sprawiedliwości, a nie tym, którzy nie chcą zmian w sądownictwie.
Konstelacja polityczna, jaka z mozołem, czasem z trudem powstaje nad Wisłą odwzorowuje wreszcie „stan posiadania” w społeczeństwie. Polacy o wrażliwości konserwatywnej, o innych niż dotychczas obowiązujące poglądach i myśleniu mają wreszcie realny głos. W mediach (choć bywa niemiłosiernie parciany), w kolejnych korporacjach i środowiskach. Nie zawsze (jeszcze?) jest to w pełni profesjonalne, ale powtórzę: jest o wiele bardziej uczciwie niż jeszcze w roku 2015, gdy mniej więcej połowa Polaków była wyrzucona gdzieś na margines debaty publicznej.
Taki stan gry może nie podobać się dziennikarzom „Polityki” czy gwiazdom mediów przyzwyczajonych przez dwie dekady do reguł, które obowiązywały. Kluczowe pytania są jednak zupełnie inne: po pierwsze, czy przechylony świat braku równowagi A.D. 2015 nie ma szans powrotu (na to się nie zanosi), a po drugie: jak korygować wady politycznego świata, który instaluje się w Polsce, a który - nie ukrywajmy - ma też wady, które z tygodnia na tydzień będą bardziej zauważalne przez Polaków. Politycy, którzy znajdą odpowiedzi na te pytania (niezależnie, czy dziś należący do PiS, czy opozycji) będą liczącymi się graczami na arenie politycznej w naszym kraju za 2-3 lata. A może nawet już w drugiej kadencji PiS, na której zaistnienie wiele dziś wskazuje. Dobre sondaże nie powinny usypiać również polityków „dobrej zmiany”. A chyba zbyt często tak się właśnie dzieje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/365509-kosmici-zainstalowali-sie-na-stale-oboz-iii-rp-powoli-zaczyna-rozumiec-ze-ta-wladza-jest-na-dluzej-reguly-gry-zaczynaja-byc-uczciwe