Oficjalne komunikaty po kolejnym spotkaniu w sprawie reformy sądów strony prezydenckiej i pisowskiej (minister Paweł Mucha z posłem Stanisławem Piotrowiczem) znów brzmią tak samo: jesteśmy bliżej porozumienia. Mówił tym m.in. rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński.
A jak jest naprawdę?
Z moich ustaleń wyłania się pesymistyczny obraz. Do porozumienia w sprawie reformy sądów jest (niestety) równie daleko, jak było 24 lipca. I tak:
1. W kluczowej sprawie sposobu wybierania członków KRS przez parlament nie ma zgody ani nawet realnej perspektywy jej uzyskania. Strona prezydencka upiera się przy zasadzie, że wybór ten musi być dokonywany „wielopartyjnie”. Czyli samodzielnej większości Zjednoczonej Prawicy (przypomnijmy, że to też koalicja) nie uznaje za uprawnioną do dokonania takiego wyboru.
2. Z tego wynika żądanie by wyboru członków KRS Sejm dokonywał większością 3/5 głosów. Na to od dawna jest zgoda obozu Kaczyńskiego. Pytanie jednak, co zrobić gdy tej większości nie uda się znaleźć? Wybór przechodzi na Senat? To logiczne, ale tę izbę parlamentu strona prezydencka też uznaje za zbyt pisowską, by mogła wybierać członków KRS większością 3/5 głosów. Jest zatem klincz. I czwartkowe spotkanie nie posunęło dyskusji o krok.
3. Rozmawiano chwilę o pisowskiej propozycji, którą dla uproszczenia możemy nazwać „koszykową”. To znaczy przyjęciu założenia, że posłowie wybierają kandydatów na członków KRS, każdy klub np. po 9 („koszyki”), a Senat dokonuje ich wyboru, mając obowiązek brać ze wszystkich „koszyków”, choć oczywiście w różnych proporcjach, zależnie od siły klubu parlamentarnego. Ale prezydencki minister Paweł Mucha nie przyjął na razie tej propozycji. Wedle naszych informacji obiecał przygotować propozycję własną, na piśmie, na kolejne spotkanie.
4. Ustawa o Sądzie Najwyższym też nie jest uzgodniona, prezydent ma w tym temacie dużo wątpliwości.
A zatem - wciąż nie ma rozwiązania kluczowego sporu, dokładnie takiego samego, jaki mieliśmy 24 lipca, w dniu zawetowania ustaw. Prezydent nie chce, by kluczowe dla reform wybory personalne zapadały wyłącznie obecną większością parlamentarną, nawet jeśli - jak w Senacie - wynosi ponad 3/5. Z kolei liderzy Prawa i Sprawiedliwości mają poczucie, że radykalne podniesienie progów wymaganych przy wyborze składu KRS oznacza iż nie ma szans na osiągnięcie w KRS bezpiecznej większości gotowej przeprowadzać zdecydowane zmiany w sądownictwie. W takim układzie zmian lepiej nie robić, bo choć zostaną odtrąbione z hukiem, to zostaną w KRS zablokowane.
A czas biegnie i na horyzoncie rysuje się perspektywa dokonania ponownego wyboru członków KRS przez samych sędziów, na podstawie obecnie obowiązującej ustawy. Kadencje niektórych sędziów wygasają bowiem z początkiem przyszłego roku. Wtedy o radykalną zmianę będzie jeszcze trudniej.
Nie można dziś wskazać żadnego terminu, żadnego horyzontu czasowego w którym reformę sądownictwa można by wreszcie wprowadzić czy choćby przegłosować ustawę. A i sama procedura wyboru przez parlament sędziów - członków KRS, potrwa kilka miesięcy.
Innymi słowy - jak tak dalej pójdzie, jeśli prezydent nie zmieni zasadniczo postawy, możemy zacząć szykować się powoli na obchody pierwszej rocznicy prezydenckich wet.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/365446-weto-trwa-do-porozumienia-w-sprawie-reformy-sadow-jest-niestety-rownie-daleko-jak-bylo-24-lipca