„Gazeta Wyborcza” wojnę z reformą edukacji zaczęła po wakacjach z grubej rury. Powierzając wezwanie do solidarności z protestującymi nauczycielami publicystce Krytyki Politycznej Agacie Diduszko-Zyglewskiej.
Ta zaś mimochodem tylko wspomina, że chodzi o zagrożone miejsca pracy (obawy przed tym skądinąd rozumiem). Koncentruje się na wielkim starciu ideologicznym. „Nie będę was dręczyć detalami desantu na szkołę „żołnierzy wyklętych”, poetów niepokornych, ONR-owskich aktywistów, dzieci poczętych, bo treść podstaw programowych skrupulatnie analizowano już na tych łamach” – oznajmia w tekście wykrzyczanym w tonie wiecowego przemówienia. Po czym próbuje jednak spierać się o fakty. Znaczna część tego sporu dotyczy nauczania historii.
W tym ujęciu mieszczą się: Polska jako Chrystus narodów, chwała oręża polskiego, przedmurze chrześcijaństwa, kaganek oświaty, Polak mały, kamienie na szaniec, potop szwedzki, „Panorama racławicka” i Cud nad Wisłą. Nie mieszczą się: polscy i ukraińscy chłopi pańszczyźniani jako niewolnicy polskiej szlachty i biskupów, Jedwabne i Kielce, udział Kościoła w targowicy, pytanie o sens 200 tysięcy ofiar cywilnych powstania warszawskiego, emancypacja kobiet, polska wielokulturowość, przejmowanie przez Polaków żydowskiego mienia, strach Sprawiedliwych przed sąsiadami, polscy uchodźcy uzyskujący pomoc w Iranie i Niemczech i cud Unii Europejskiej
— to jej podsumowanie nowych podstaw programowych.
Tekst wskazuje na to, że Wyborcza zamawiając u tej pani komentarz redakcyjny na drugiej stronie przechodzi na pozycje stricte lewackie. Każdą treść można sprowadzić do karykaturalnych haseł. Ta lista rzeczy do odrzucenia to w istocie żądanie aby nie rozmawiać o polskiej historii ani kulturze.
Naprawdę redakcja z Czerskiej chce aby nie mówić w polskiej szkole o wojnie z bolszewikami w 1920 roku? „Polska jako Chrystus Narodów” – mamy nie mówić o romantyzmie? Co ma oznaczać kpina z „kaganka oświaty”. Niezgodę na rozmowę o polskim pozytywizmie? Można tak pytać o punkt po punkcie.
To manifest barbarzyństwa i intelektualnego niechlujstwa osoby, dla której cały dyskurs o spuściźnie Polaków układa się w ciąg grepsów, memów. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby osoby z taką wrażliwością miały w Polsce wpływ na edukację młodych Polaków. Jak rozumiem ten wpływ to dziś program Adama Michnika i dawnego młodopolaka Jarosława Kurskiego.
Jeszcze ciekawsza jest analiza rzekomych pominięć polskiej szkoły. Składa się ta lista w dużej mierze z nieprawd, ale charakterystycznych.
Nie ma w nowym programie „cudu Unii Europejskiej”? Czytam podstawę programową nowej podstawówki. Ostatni punkt wieńczący klasę ósmą brzmi „Uczeń wyjaśnia przyczyny i znaczenie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku”. Jest więc mowa o Unii. Nie ma mowy o „cudzie”. Szkoła ma zadekretować, że to „cud”? Na tym ma polegać tyle razy postulowana przez lewicę nauka „krytycznego myślenia”, uwzględniania różnych spojrzeń i ocen? I gdzie tu miejsce na samodzielne wnioski nauczyciela i ucznia? Proponuje się nam propagandę w stanie czystym.
Brak „niewoli polskich i ukraińskich chłopów”. W podstawie dla klasy piątej czytamy: „uczeń opisuje model polskiego życia gospodarczego w XVI wieku, uwzględniając działalność gospodarczą polskiej szlachty i rolę chłopów”. W tym mieści się ewolucja sytuacji tychże chłopów. W przyczynach powstania Chmielnickiego znajdzie się miejsce na opis relacji z ludem ukraińskim.
Że powinno być więcej? W projekcie podstawy programowej dla szkół ponadpodstawowych mamy więcej: „Uczeń ocenia polską specyfikę w zakresie rozwiązań ustrojowych, struktury społecznej i modelu życia gospodarczego na tle europejskim”. Potem z kolei „uczeń charakteryzuje proces oligarchizacji życia politycznego Rzeczpospolitej.” Wreszcie zaś „Uczeń wyjaśnia przyczyny kryzysów wewnętrznych oraz załamania gospodarczego Rzeczpospolitej w XVII w., ocenia poziom rozwoju gospodarczego poszczególnych obszarów Rzeczpospolitej pod koniec XVII wieku na tle europejskim.” Dalej jest mowa o „polskiej specyfice w zakresie rozwiązań ustrojowych, struktury społecznej i modelu życia gospodarczego”. Wreszcie zaś wyszczególnia się pojęcie „sarmatyzmu”.
Każdy normalny nauczyciel opisze w oparciu o te punkty w szkole podstawowej bardziej pobieżnie, w liceum czy technikum szczegółowiej, polski model stosunków społecznych, łącznie z pańszczyzną. I porówna ze stosunkami choćby na zachodzie Europy. O co więc chodzi pani Diduszko-Zyglewskiej? O brak retoryki, o nieobecność słowa „niewola”. W szkole stalinowskiej ta pani czułaby się świetnie. Tam retoryki tego typu było pod dostatkiem.
Nie ma w szkole dyskusji o sensie Powstania Warszawskiego? Ależ jest opis „przyczyn Powstania”. I znów recenzentka chce odpowiednim brzmieniem kolejnego punktu przesądzić, w którą stronę te lekcje mają pójść. A co z wolnością nauczania? Ma ją zastąpić ideologia „Krytyki Politycznej.
Nad szkołą wisi cień zaborczej rozmiłowanej w inżynierii społecznej lewicy. Na tym tle obecne podstawy programowe, nawet jeśli można je złapać na błędach, są wzorem neutralności i uczciwości intelektualnej.
To szkielet – do wypełnienia przez dobrych nauczycieli, o różnych zapewne poglądach. Tak było zawsze. Usiłowałem sobie wyobrazić profesora Włodzimierza Suleję przygotowującego te podstawy programowe w roli politruka. On po prostu takiej roli odegrać nie potrafi.
Potrafi za to Agata Diduszko-Zyglewska. Polska szkoła obejdzie się na razie bez jej politruckich instrukcji zapisanych w „Wyborczej”. Na szczęście.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/356385-kto-chce-ideologicznej-szkoly-politruczka-z-krytyki-politycznej-w-akcji