Włodzimierz Cimoszewicz znowu zmarnował okazję, żeby siedzieć cicho, kiedy mowa jest o demokracji

fot.youtube.pl
fot.youtube.pl

Najlepiej istotę rzeczy wyraziła Irena Lasota:

Gdyby Kaczyńscy byli podobni do Putina, to Michnik znalazłby się tam, gdzie jest w tej chwili Anna Politkowska.

Można powiedzieć – delikwent trafiony i zatopiony. To najcelniejsza analogia, którą można odnieść do smętnych bredni Włodzimierza Cimoszewicza, że Jarosław Kaczyński „robi to samo, co Putin”.

To samo bowiem co towarzysz Putin, to robił jego rówieśnik towarzysz Cimoszewicz przez dwadzieścia lat aktywnego członkostwa w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Tak się bowiem składa, że mniej więcej w tych samych latach towarzysz Putin działał aktywnie w Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, która była wzorem i mentorem PZPR. Obaj wyznawcy komunistycznej idei pozostawali w tych totalniackich sitwach aż do ich rozwiązania, również w tym samym niemal czasie, tacy byli wierni morderczej ideologii. Gdyby ich ukochane partie się nie rozwiązały, byliby zapewne wierni aż po dziś dzień.

A służył Cimoszewicz tak skwapliwie, że partia komunistyczna zrobiła go sekretarzem organizacji na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie pracował po studiach, a takie wyróżnienie wymagało wyjątkowych zasług. Aż strach się domyślać jak wyjątkowych. To zresztą jeszcze jedno podobieństwo kariery Cimoszewicza i Putina. Ten ostatni już na studiach został dostrzeżony przez agentów KGB jako kandydat do tej „zaszczytnej” służby i po ukończeniu studiów w roku 1975 tam trafił.

Także młody Cimoszewicz musiał szybko wpaść w oko peerelowskiej Służbie Bezpieczeństwa i już w 1980 roku został zarejestrowany przez Wydział II Departamentu I MSW jako kontakt operacyjny o pseudonimie Carex. I co ciekawe, a nawet znamienne - kiedy bezpieka Cimoszewicza rejestrowała, to w tym samym roku ta sama bezpieka Michnika zamykała. Zadziwiająca zbieżność, która jest oczywiście przypadkowa, lecz wiele mówi o formacie i charakterze człowieka. Jakoś się kariery obu towarzyszy przeplatały, nawet premierami zostali w podobnym czasie, Cimoszewicz w 1996, Putin w 1999 roku.

Szefem władzy wykonawczej, a nawet ustawodawczej jest pan Kaczyński, a nie mianowani przez niego marszałkowie, premierzy. To niezwykle niepokojące

—wciska Polakom ciemnotę o rzekomej wszechwładzy Kaczyńskiego zatroskany państwowiec Cimoszewicz.

Dokładnie ten sam towarzysz Cimoszewicz, który robił karierę w PZPR w tym samym czasie, kiedy szefem władzy ustawodawczej, wykonawczej, sądowniczej oraz każdej innej był Pierwszy Sekretarz PZPR towarzysz Jaruzelski, sowiecki namiestnik w Polsce. I wtedy jakoś to Cimoszewiczowi nie przeszkadzało. Dlatego dzisiaj można śmiało powiedzieć, że zmarnował kolejną okazję, żeby siedzieć cicho, kiedy ludzie o niezależnych umysłach rozmawiają o demokracji.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych