Za kilkanaście dni rozpoczną się prace na gdańskim cmentarzu, na którym historycy spodziewają się znalezienia szczątków Danuty „Inki” Siedzikówny. Informuje o tym „Gość Niedzielny”, który przypomina sylwetkę legendarnej sanitariuszki 5. Brygady Wileńskiej AK i rekonstruuje ostatnie chwile jej życia.
Siostry Helena i Jadwiga Mikołajewskie już nie żyją. Jednak ich wspomnienia związane z Danką przetrwały – pisze Jan Hołubowicz o towarzyszkach Siedzikówny z wileńskiej kosnpiracji. Zadbały o to wnuki kobiet aresztowanych krótko po Dance (pierwsza została skazana na dwa lata więzienia, druga – na sześć).
Trafiły do tego samego więzienia co „Inka”. Zanim zostały wypuszczone, babcia Helena widziała jeszcze raz Danutę. Zapamiętała jej siną od bicia twarz. Wówczas, a było to około tygodnia po aresztowaniu, „Inka”, stanąwszy w zakratowanym oknie, położyła porozumiewawczo palec na ustach, czym zakomunikowała, że niczego nie zdradziła przesłuchującym ją ubekom
— opowiadają wnuczki Mikołajewskich w rozmowie z „GN”.
Autor reportażu opisuje kazamaty Aresztu Śledczego w Gdańsku, gdzie „Inka” spędzała ostatnie godziny życia:
Kluczymy kilkanaście minut (…) W końcu docieramy do stalinowskiej katowni. Składają się na nią trzy cele. Wejścia do każdej z nich strzeże para żelaznych drzwi. Pomieszczenia są małe i ponure. Dowiaduję się, że podłogi były zalewane wodą, więc osadzeni musieli spać na siedząco. Znajduję też karcer. Ma niewiele więcej niż metr wysokości i kilkadziesiąt centymetrów szerokości.
I cytuje znawcę historii gdańskiego Aresztu Śledczego, Waldemara Kowalskiego z Muzeum II Wojny Światowej:
Prawdopodobnie Danuta Siedzikówna była brutalnie bita i poniżana. Rozbierano ją do naga, a następnie do celi wpuszczano żony ubeków, którzy zginęli niedawno w akcjach przeciwko leśnym oddziałom. Być może „Inka” została zgwałcona. Mimo to nie dała się złamać i nie zdradziła swoich przyjaciół z konspiracji. Chociaż bardzo chciała żyć, nie poprosiła Bieruta o ułaskawienie.
Najcenniejszą wydaje się relacja Alojzego Nowickiego, zastępcy naczelnika aresztu w latach 46-47.
Doskonale pamiętam tę dziewczynę. Widziałem jak ją rozstrzeliwują. (…) Nie mieliśmy żadnego wpływu na decyzję o wyroku śmierci, a jej pobyt w areszcie nadzorowali wysocy funkcjonariusze UB. (…) Pluton egzekucyjny składał się z 10 młodych chłopaków. Kiedy padł rozkaz wykonania wyroku, żaden z nich nie odważył się strzelić w kierunku dziewczyny. Nie została trafiona, mimo to upadła na ziemię. Oficer dobił ją z bliskiej odległości.
Tuż przed tą chwilą krzyknęła: „Niech żyje Łupaszko!”
Nowicki twierdzi, że nie miał wpływu na wykonanie egzekucji. Pytany, gdzie „Inka” została pochowana, mówi o dwóch miejscach. M.in. o cmentarzu w pobliżu więzienia. Właśnie tam – na garnizonowej nekropolii, w czerwcu zostaną rozpoczęte prace ekshumacyjne pod kierownictwem prof. Krzysztofa Szwagrzyka. Historycy liczą na to, że „Inka” została obok, albo nawet w tej samej mogile co Feliks „Zagończyk” Selmanowicz, żołnierz „Łupaszki”, rozstrzelany razem z Siedzikówną.
Niedawno odnalezione dokumenty wskazują, że właśnie tam UB-ecy mogli zakopać Selmanowicza.
W „Gościu Niedzielnym” także nigdy wcześniej niepublikowane zdjęcie Danuty Siedzikówny z 1944 roku.
znp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/199748-dowodca-plutonu-podszedl-by-ja-dobic-wtedy-ona-krzyknela-niech-zyje-lupaszko-za-kilkanascie-dni-rozpoczynaja-sie-poszukiwania-inki