Bez odnowy ducha narodu jaka miała miejsce na Węgrzech i w Kolumbii, Polska nie podźwignie się z zapaści

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Wikipedia
Fot. Wikipedia

Po ostatnich wyborach najczęściej padające stwierdzenie zarówno ze strony przywództwa PiS jak i dużej części jego wyborców jest wyrażenie nadziei, że wkrótce pojawi się tzw. wariant węgierski. Ideą tej myśli jest oczekiwanie, że w wyniku czekających nas turbulencji ekonomicznych i społecznych kolejny rząd Platformy Obywatelskiej upadnie podobnie jak upadł socjalistyczny rząd na Węgrzech, a na jego miejsce rozczarowane społeczeństwo wybierze czekających za ścianą konserwatystów, czyli w tym wypadku Prawo i Sprawiedliwość. To jednak nie wystarczy do zmian w Polsce. Zwolennicy tej teorii zdają się pomijać bardzo ważną kwestię. Na Węgrzech wygrana Orbana nie miałaby nigdy miejsca gdyby nie wielka zmiana mentalności Węgrów, której podstawowym czynnikiem jest powrót zlaicyzowanego narodu na ścieżkę wiary.

Kolumbijskie i Węgierskie świadectwo

To właśnie szerokie nawrócenie społeczeństwa oraz zawierzenie swojej ojczyzny Bogu było głównym katalizatorem zmian w pogrążonych w kryzysie Węgrzech, nie zaś tak mocno przeceniany kryzys i zdemaskowanie kłamstwa premiera Gyurcsány-ego. Zdarzyło się to w kraju bardzo zlaicyzowanym. Tamtejszy kościół został niemal doszczętnie zniszczony i przejęty przez tajnych współpracowników bezpieki okupacyjnych władz komunistycznych. Wpływ tajnych służb był tak potężny, że nawet  urzędujący do 2002 roku prymas Węgier był tajnym współpracownikiem komunistycznych służb, podobnie zresztą jak i wszyscy węgierscy biskupi biorący udział w obradach Soboru Watykańskiego II.

W obliczu wielkiego kryzysu społecznego w jakim znalazły się Węgry niedawno obrany kardynał Erdö  wraz z episkopatem Ogłosił rok 2006 Rokiem Odnowy Duchowej Narodu i wezwał wszystkich do krucjaty modlitewnej w intencji ojczyzny. Co ciekawe była to spóźniona odpowiedź na proroctwo z 1947 roku wygłoszone przez kardynała Josefa Mindszentiego. Przekazał on narodowi następujące słowa:

Jeżeli znajdzie się milion Węgrów którzy będą  modlić się za ojczyznę to będzie spokojny o jej los.

Co ciekawe właśnie w 2006 roku jego słowa zaczęły się wypełniać. Ponad milion Węgrów, zadeklarowało że będzie modlić się o odnowę moralną narodu, co stało się początkiem wielkiej przemiany społecznej.

Po ponad 60 latach od słów męczeńskiego prymasa (był torturowany i więziony)Węgrzy wydają się odzyskiwać utraconą godność niegdyś wielkiego narodu. Cztery lata po rozpoczęciu krucjaty - 11 kwietnia 2010 roku, czyli w dzień po naszej tragedii narodowej, miały miejsce wybory, w których zwyciężył obóz patriotyczny prowadzony przez Victora Orbana. Jednym z pierwszych działań nowego parlamentu była zmiana konstytucji, w której pojawił się zapis o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci oraz odniesienia do chrześcijańskich korzeni państwa. Obecnie kraj wydaje się wychodzić z kryzysu, a sam Orban jest wciąż niezwykle popularny.

Nie bez znaczenia dla tych przemian jest również postawa samego przywódcy zwycięskiego ugrupowania. Victor Orban, będący wiernym Kalwińskiego Kościoła Reformowanego często przyznaje się do wielkiego wpływu jaki wywierał na jego działalności papieża Jan Paweł II. W swoich wystąpieniach nie boi się również bezpośrednio nawiązywać do swojej wiary. W książce -„Ojczyzna jest jedna” tak opisuje swoją osobę:

 

Jestem kim jestem. Ja na przykład urodziłem się jako mężczyzna, Węgier i dziecko Boga. Z tego faktu wynikają skutki. Jestem odpowiedzialny za swoją rodzinę, za jedność podzielonego granicami narodu, pracuję nad jego zjednoczeniem ponad granicami państwowymi, ale muszę pracować nie tylko dla kraju, ale również dla Królestwa Bożego.


Tego typu postawy i deklaracje nie są obecnie w modzie na europejskich salonach, nie są natomiast niczym nadzwyczajnym na przykład w Stanach Zjednoczonych. Niezbyt ceniony przez media Georg W. Bush na pytanie o jego największy autorytet w myśleniu o polityce, bez wahania stwierdził, że jest nim Jezus Chrystus. Generalnie wiara za wielką wodą wydaje się znacznie żywsza niż u nas. Tam ciągle na porządku dziennym są publiczne deklaracje wiary czy spektakularne i nagłaśniane przez media nawrócenia. Właśnie wielka i zarazem prosta wiara przeciętnego Amerykanina wydaje się przekładać na poczucie własnej wartości i wielką energię przedstawicieli tego wciąż młodego narodu. Mimo deklaracji Barracka Obamy, że Ameryka już nie jest krajem chrześcijańskim, prosta wiara przeciętnego Amerykanina wydaje się mieć wciąż silne fundamenty.

Jeszcze bardziej wymownie wygląda sytuacja w Kolumbii, którą mogliśmy ujrzeć w znakomitym dokumencie Dominika Tarczyńskiego „Kolumbia - świadectwo dla świata.” W filmie tym, który został stworzony przez, co tu dużo mówić również głęboko wierzącego człowieka (jest on prezesem Stowarzyszenia Wspólnota Katolików - Charyzmatycy), możemy zobaczyć jak żywa  jest wiara w tym tak doświadczonym przez przemoc narodzie. Niesamowite wrażenie robią świadectwa wiary członków kolumbijskiego rządu. Bez żadnego skrępowania deklarują z iście misjonarską pasją swoją wiarę w Dziewicę Maryję i Jej sprawczą rolę w kraju. Sam ówcześnie rządzący prezydent - Alvaro Uribe (jego kadencja zakończyła się o dziwo również w kwietniu 2010 roku) wyznaje przed kamerami, że jest tylko grzesznym człowiekiem, oznajmiając również, że regularnie modli się na różańcu. Co więcej, władze Kolumbii oficjalnie zawierzyły swój kraj opiece Matki Boskiej. Od tego momentu można datować wychodzenie tego narodu z wielkiego  kryzysu. Nieporównywalnie głębszego od tego, który miał miejsce chociażby na Węgrzech.

Warto przypomnieć, że od lat w Kolumbii toczyły się walki z marksistowskimi rebeliantami, a ośrodki miejskie znajdowały pod częściową kontrolą narkotykowych karteli. Obecnie nie dość, że siły rebeliantów zostały niemal rozbite, porwania udało się ograniczyć o 90 procent, a liczba zabójstw spadła niemal o połowę to odnotowywany jest tam również spektakularny wzrost gospodarczy. Coraz lepsza opinia tego kraju na światowych rynkach przyczyniła się również do kilkukrotnego wzrostu zagranicznych inwestycji oraz eksportu. Na dokładkę warto dodać że Kolumbia podpisała traktaty o uczestnictwie w strefach wolnego handlu między innymi ze Stanami Zjednoczonymi, Kanadą.

Co oprócz głębokich przemian gospodarczych i szczerych świadectw prezydenta, przedstawicieli rządu, sił zbrojnych oraz mieszkańców Kolumbii uderza w w obrazie jej społeczeństwa, to widoczna zmiana mentalności wyrażająca się w coraz większej dumie ze swojego kraju i panującej religii. Najczęściej podkreślaną cechą narodu kolumbijskiego jest jednak pewność siebie i  to właśnie ona wydaje się największym owocem wielkiego nawrócenia i niemal oficjalnego  oraz strukturalnego otwarcia się na Boga.  Hasło -” Pewność siebie” zresztą stanowiło główny filar programu ówcześnie urzędującego prezydenta, co obrazowo przedstawia w filmie Tarczyńśkiego.


Polscy politycy religijni ale niewierzący?


Jak wygląda kwestia siły ducha społeczeństwa polskiego? Otóż Polacy wydają się coraz bardziej zakompleksionym narodem, co pokazują między innymi najnowsze badania socjologiczne. W badaniach dotyczących dumy z narodowości przeprowadzonych przez National Opinion Research Center na zlecenie Uniwersytetu w Chicago, okazało się, że Polacy znajdują się w ostatniej dziesiątce badanych narodów. Nie lepiej wypadamy w badaniach przeprowadzanych przez rodzimy CBOS.  Wynika z nich, że oceniamy siebie jako mniej wykształconą, mniej uczciwą i kulturalną nację niż inni europejczycy. Przekłada się to na coraz mniejsze aspiracja do odgrywania znaczącej roli w Europie.

Jeżeli chodzi o religijność to nasz kraj, mimo iż wiarę w Chrystusa deklaruje ponad 90% społeczeństwa, wydaje się bardzo zeświecczony. Czy religijność lub też katolickość jest równoznaczna z prawdziwą wiarą. W przypadku Polski chyba jednak nie. Szczególnie to widać w świecie polityki, który jest znakomitym zwierciadłem społeczeństwa. Wśród wiodących ugrupowań politycznych można zauważyć dwie dominujące tendencje. Pierwszą postawę, reprezentowaną przez PO, bardzo obrazowo przedstawia obecnie trzecia osoba w kraju, niedawno mianowana marszałek sejmu - Ewa Kopacz, mówiąc:

Jestem przekonana o tym, że w sytuacji,  w której nasze przekonania, z którymi na co dzień żyjemy, chodzimy do pracy, mieszkamy ze swoimi najbliższymi, zostawimy w przedpokoju urzędu, który obejmujemy.


Podobne stanowisko wyraził również  prezydent Komorowski twierdząc, iż wiara jest sprawą prywatną. Choć obydwoje mienią się publicznie katolikami widać ich wielki dystans do kwestii wiary.  Na dokładkę nie tak dawno Donald Tusk stwierdził, że nie będzie klękał przed księżmi. Cokolwiek by te słowa znaczyły liczą się czyny, a nie deklaracje, a partia ta rzeczywiście w swoich działaniach coraz bardziej oddala się od nauczania Kościoła.  Takim papierkiem lakmusowym było niedawne głosowania w sprawie odrzucenia obywatelskiego projektu mającego całkowicie chronić życie nienarodzonych. Zdecydowana większość posłów PO głosowała (zgodnie z dyscypliną poselską narzuconą przez klub) przeciwko całkowitej ochronie życia. Platforma wyraża również swoją przychylną postawą wobec in vitro jak i wobec związków partnerskich.

Bardzo ciekawie kwestię powiązania  sfery wiary i polityki przedstawił Jarosław Gowin w wywiadzie przeprowadzonym przez kwartalnik Fronda:

Polityka to rzecz moralnie, niesłychanie ryzykowna. Jeśli ktoś tęskni za bezgrzesznością niech się trzyma od niej z daleka. Ale niech się też wtedy nie okłamuje stojąc z boku, oddaje je w władanie szatana.


Jednak ten mieniący się konserwatystą polityk Platformy stwierdził podczas debaty dotyczącej in vitro że Polska jest krajem wolnym wyznaniowo - dlatego prawo nie może być stanowione wyłącznie w oparciu o zasady katolickie i nie obchodzi go, czy projekt jest po linii nauczania Kościoła, czy nie. Jak widać więc sprawa ta w przypadku PO wydaje się klarowna – Kościół, według partii rządzącej powinien być wyraźnie oddzielony od Państwa, a kwestie wiary powinny pozostać sprawą prywatną, co jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła Katolickiego, który propaguje ciągły apostolat.

Nieco bardziej skomplikowanie wygląda kwestia stosunku do wiary Prawa i Sprawiedliwości, gdzie wydaje się od czasu do czasu pobrzmiewać idea sojuszu tronu z ołtarzem. Ostatnio w kwestiach obyczajowych i światopoglądowych PiS idzie ramię w ramię z nauczaniem Kościoła Katolickiego. Dowodem na to było głosowanie nad wymienionym już projektem obywatelskim, w którym Prawo i Sprawiedliwość opowiedziało się za bezwzględną obroną życia poczętego. Podobnie wygląda kwestia in vitro i tzw. związków partnerskich, o których PiS nie zamierza w przeciwieństwie do PO debatować. Choć bez wątpienia PiS jest zdecydowanie bliższe nauczaniu kościoła niż coraz bardziej bezideowa Platforma to wydaje się, że Kościół, jak i sama religia jak wydaje się w oczach wielu posłów tej partii na czele z Jarosławem Kaczyńskim pełni rolę jedynie kulturotwórczą.

Dla  polityków tego ugrupowania katolicyzm ma spajać społeczeństwo, będąc jednym z jego fundamentów. Nie słychać natomiast z ich strony żadnych wyraźnych deklaracji wiary. Ta postawa sojuszu z kościołem nie koniecznie mająca cokolwiek wspólnego z żywą wiarą wyraźna była podczas ostatniego sporu o miejsce krzyża w sejmie, kiedy to Jarosław Kaczyński stwierdził,że obecność krzyża jest nieodzowna i określił ją jako po prostu pewną tradycję. Tę kulturotwórczą misję kościoła wyraził słowami:

To jest najbardziej życzliwa człowiekowi kultura na świecie i nie ma żadnego powodu, żeby symbol tego nastawienia - czyli krzyż - miał być eliminowany dlatego, że grupa jakichś ludzi o szalonych przekonaniach sobie tego życzy.


Dodatkowo potwierdził również swoją katolickość wnosząc projekt broniący krzyża następującymi słowami:

My nie mamy powodu wstydzić się tego, że jesteśmy katolikami, że jesteśmy narodem w ogromnej większości katolickim. (...) Każdy naród ma swoją tradycję i jeżeli ktoś chce ją likwidować, to po prostu chce likwidować naród.


Tak więc szef największej partii opozycyjnej zadeklarował się wyraźnie jako katolik. Warto jednak zastanowić się czy jest to deklaracja podobna do tej jaką mogliśmy usłyszeć na przykład z ust premiera Węgier i byłych prezydentów Stanów Zjednoczonych i Kolumbii. Chyba nie. Tu tkwi sedno problemu. W Polsce politykom brakuje misjonarskiego zacięcia i wizjonerstwa na miarę tamtejszych przywódców, które to mogłyby pociągnąć za sobą cały naród.

 

Zapomniane objawienia i odzyskana tożsamość

Mówi się, że mamy takie elity jacy sami jesteśmy. Czy mimo tego, że bycie chrześcijanami deklaruje większość społeczeństwa, nasza wiara jest w aż tak wątpliwym stanie? Czy pozostaje tylko pustą deklaracją, za którą nie idą konkretne czyny? To właśnie brak wyrazistej wiary w Boga może stanowić największy hamulec nie tylko w rozwoju poszczególnych Polaków ale i całego kraju. W ślad za prawdziwą wiarą idą zawsze konkretne postawy i wartości, takie jak uczciwość, bezinteresowność czy też wzajemne zaufanie.  Stanowią one  niezaprzeczalny kapitał społeczny, który wydaje się coraz bardziej tracimy.


Czy można znaleźć na to remedium? Otóż podstawowym motorem przemiany społecznej podobnie jak na Węgrzech wydaje się szeroki ruch społeczny głównie o chrześcijańskim charakterze. Pierwiosnkiem takiej odnowy duchowej wydaje się powstała w czerwcu tego roku na wzór węgierski krucjata modlitewna w intencji ojczyzny http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl. Kolejną bardzo cenną inicjatywą jest skierowana do młodzieży – krucjata młodych http://www.mt1033.pl, która przeprowadza bardzo ciekawą akcję – Nie wstydzę się Jezusa.

Polsce zdecydowanie potrzebne są zmiany na miarę Kolumbii i Węgier. Pomijając jednak ich  transcendentalny wymiar mamy nikłe szanse powtórzyć węgierski czy też kolumbijski scenariusz. W Kolumbii podobnie jak w dawnej Rzeczypospolitej zdano się na Maryjne objawienia. Jednak wydaje się, że Polacy zapomnieli o wielkiej roli Matki Bożej w naszej historii. To właśnie na początku XVII wieku miały miejsce objawienia, w których Najświętsza Maryja Panna kazała nazywać się Królową Polski.

Co ciekawe objawiania te miał nie Polak lecz włoski jezuita Gulio Mancinelli. W 1656 roku, w w okresie największych zmagań Rzeczpospolitej zarówno ze Szwecją, jak i z Moskwą król Jan Kazimierz zdecydował wypełnić je ogłaszając Najświętszą Maryję Pannę Królową Polski. Od tego momentu kraj niemal w całości zajęty przez najeźdźców zaczął wychodzić z wielkiego kryzysu.  Polska została uratowana choć czasy były znacznie trudniejsze niż obecnie, co prawda tożsamość nie była tak zagrożona.
Nie należy zapominać również o wielkiej modlitwie narodu podczas wojny toczonej z bolszewicką Rosją oraz o początku przemian w okupowanej przez komunistów Polsce, które zapoczątkowała wielka peregrynacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Kontynuacją tej wielkiej odnowy zniewolonego narodu były pielgrzymki Jana Pawła II, które stały się katalizatorem największego na świecie ruchu społecznego jakim była Solidarność.
W całym procesie niezwykle ważne są również silne media nie tylko o charakterze konserwatywnym, ale stricte katolickim na miarę dawnego Rycerza Niepokalanej. Do takiej roli obecnie pretenduje Radio Maryja i telewizja Trwam, ale bez miejsca na multipleksie (którego o dziwo zabrakło) oraz nieco nowocześniejszej ramówki (szczególnie telewizyjnej) media te nie przekroczą nigdy 10% zasięgu. Widać w nich jednak coraz większą otwartość na nowe środowiska, czego przejawem jest stała obecność takich osobowości z prawego skrzydła jak: profesor  Andrzej Zybertowicz czy profesor Zdzisław Krasnodębski. Tygodniki i gazety katolickie też mają nieporównywalnie mniejszy zasięg w porównaniu z przedwojennymi mediami Kolbiańskimi. Niebagatelna rola w procesie odnowy narodu przypada  naszemu episkopatowi, który oprócz pojedynczych hierarchów wydaje się być bierny wobec powolnej degradacji społecznej. Na Węgrzech to właśnie episkopat odegrał kluczową rolę w przemianie społecznej.

Nadchodzi jednak szansa na wielką przemianę naszego narodu. Być może to właśnie nadchodzący rok będzie czasem transformacji naszych sumień. W związku z 50 rocznicą Soboru Watykańskiego II  Benedykta XVI ogłosił 2012 Rokiem Wiary. Warto  w tym kontekście przypomnieć przesłanie tego soboru:

Każdy wyznawca wiary w Chrystusa jest zobowiązany ją głosić.

Praca wydaje się więc przed całym społeczeństwem naprawdę tytaniczna, ale wbrew wrażeniu po ostatnich wyborach widać zalążki nowej koniunktury na odbudowę moralną narodu. Nie da się tego zrobić bez wiary w to, że to właśnie Bóg jest prawdziwym Panem historii. Wiara w to przesłanie odróżnia narody wierzące od tych jedynie deklarujących wiarę, być może właśnie tym różnimy się od Węgrów, czy też Kolumbijczyków, co może warto by zmienić...

Bez odnowy ducha narodu jaka miała miejsce na Węgrzech i w Kolumbii, Polska nie podźwignie się z zapaści.

Po ostatnich wyborach najczęściej padające stwierdzenie zarówno ze strony przywództwa PiS jak i dużej części jego wyborców jest wyrażenie nadziei, że wkrótce pojawi się tzw. wariant węgierski. Ideą tej myśli jest oczekiwanie, że w wyniku czekających nas turbulencji ekonomicznych i społecznych kolejny rząd Platformy Obywatelskiej upadnie podobnie jak upadł socjalistyczny rząd na Węgrzech, a na jego miejsce rozczarowane społeczeństwo wybierze czekających za ścianą konserwatystów, czyli w tym wypadku Prawo i Sprawiedliwość. To jednak nie wystarczy do zmian w Polsce. Zwolennicy tej teorii zdają się pomijać bardzo ważną kwestię. Na Węgrzech wygrana Orbana nie miałaby nigdy miejsca gdyby nie wielka zmiana mentalności Węgrów, której podstawowym czynnikiem jest powrót zlaicyzowanego narodu na ścieżkę wiary.

 

Kolumbijskie i Węgierskie świadectwo

To właśnie szerokie nawrócenie społeczeństwa oraz zawierzenie swojej ojczyzny Bogu było głównym katalizatorem zmian w pogrążonych w kryzysie Węgrzech, nie zaś tak mocno przeceniany kryzys i zdemaskowanie kłamstwa premiera Gyurcsány-ego. Zdarzyło się to w kraju bardzo zlaicyzowanym. Tamtejszy kościół został niemal doszczętnie zniszczony i przejęty przez tajnych współpracowników bezpieki okupacyjnych władz komunistycznych. Wpływ tajnych służb był tak potężny, że nawet urzędujący do 2002 roku prymas Węgier był tajnym współpracownikiem komunistycznych służb, podobnie zresztą jak i wszyscy węgierscy biskupi biorący udział w obradach Soboru Watykańskiego II.

 

W obliczu wielkiego kryzysu społecznego w jakim znalazły się Węgry niedawno obrany kardynał Erdö wraz z episkopatem Ogłosił rok 2006 Rokiem Odnowy Duchowej Narodu i wezwał wszystkich do krucjaty modlitewnej w intencji ojczyzny. Co ciekawe była to spóźniona odpowiedź na proroctwo z 1947 roku wygłoszone przez kardynała Josefa Mindszentiego. Przekazał on narodowi następujące słowa:

„Jeżeli znajdzie się milion Węgrów którzy będą modlić się za ojczyznę to będzie spokojny o jej los.”

Co ciekawe właśnie w 2006 roku jego słowa zaczęły się wypełniać. Ponad milion Węgrów, zadeklarowało że będzie modlić się o odnowę moralną narodu, co stało się początkiem wielkiej przemiany społecznej.

 

Po ponad 60 latach od słów męczeńskiego prymasa (był torturowany i więziony)Węgrzy wydają się odzyskiwać utraconą godność niegdyś wielkiego narodu. Cztery lata po rozpoczęciu krucjaty - 11 kwietnia 2010 roku, czyli w dzień po naszej tragedii narodowej, miały miejsce wybory, w których zwyciężył obóz patriotyczny prowadzony przez Victora Orbana. Jednym z pierwszych działań nowego parlamentu była zmiana konstytucji, w której pojawił się zapis o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci oraz odniesienia do chrześcijańskich korzeni państwa. Obecnie kraj wydaje się wychodzić z kryzysu, a sam Orban jest wciąż niezwykle popularny.

 

Nie bez znaczenia dla tych przemian jest również postawa samego przywódcy zwycięskiego ugrupowania. Victor Orban, będący wiernym Kalwińskiego Kościoła Reformowanego często przyznaje się do wielkiego wpływu jaki wywierał na jego działalności papieża Jan Paweł II. W swoich wystąpieniach nie boi się również bezpośrednio nawiązywać do swojej wiary. W książce -„Ojczyzna jest jedna” tak opisuje swoją osobę:

„Jestem kim jestem. Ja na przykład urodziłem się jako mężczyzna, Węgier i dziecko Boga. Z tego faktu wynikają skutki. Jestem odpowiedzialny za swoją rodzinę, za jedność podzielonego granicami narodu, pracuję nad jego zjednoczeniem ponad granicami państwowymi, ale muszę pracować nie tylko dla kraju, ale również dla Królestwa Bożego.”

Tego typu postawy i deklaracje nie są obecnie w modzie na europejskich salonach, nie są natomiast niczym nadzwyczajnym na przykład w Stanach Zjednoczonych. Niezbyt ceniony przez media Georg W. Bush na pytanie o jego największy autorytet w myśleniu o polityce, bez wahania stwierdził, że jest nim Jezus Chrystus. Generalnie wiara za wielką wodą wydaje się znacznie żywsza niż u nas. Tam ciągle na porządku dziennym są publiczne deklaracje wiary czy spektakularne i nagłaśniane przez media nawrócenia. Właśnie wielka i zarazem prosta wiara przeciętnego Amerykanina wydaje się przekładać na poczucie własnej wartości i wielką energię przedstawicieli tego wciąż młodego narodu. Mimo deklaracji Barracka Obamy, że Ameryka już nie jest krajem chrześcijańskim, prosta wiara przeciętnego Amerykanina wydaje się mieć wciąż silne fundamenty.

 

Jeszcze bardziej wymownie wygląda sytuacja w Kolumbii, którą mogliśmy ujrzeć w znakomitym dokumencie Dominika Tarczyńskiego „Kolumbia - przesłanie dla świata.” W filmie tym, który został stworzony przez, co tu dużo mówić również głęboko wierzącego człowieka (jest on prezesem Stowarzyszenia Wspólnota Katolików - Charyzmatycy), możemy zobaczyć jak żywa jest wiara w tym tak doświadczonym przez przemoc narodzie. Niesamowite wrażenie robią świadectwa wiary członków kolumbijskiego rządu. Bez żadnego skrępowania deklarują z iście misjonarską pasją swoją wiarę w Dziewicę Maryję i Jej sprawczą rolę w kraju. Sam ówcześnie rządzący prezydent - Alvaro Uribe (jego kadencja zakończyła się o dziwo również w kwietniu 2010 roku) wyznaje przed kamerami, że jest tylko grzesznym człowiekiem, oznajmiając również, że regularnie modli się na różańcu. Co więcej, władze Kolumbii oficjalnie zawierzyły swój kraj opiece Matki Boskiej. Od tego momentu można datować wychodzenie tego narodu z wielkiego kryzysu. Nieporównywalnie głębszego od tego, który miał miejsce chociażby na Węgrzech.

 

Warto przypomnieć, że od lat w Kolumbii toczyły się walki z marksistowskimi rebeliantami, a ośrodki miejskie znajdowały pod częściową kontrolą narkotykowych karteli. Obecnie nie dość, że siły rebeliantów zostały niemal rozbite, porwania udało się ograniczyć o 90 procent, a liczba zabójstw spadła niemal o połowę to odnotowywany jest tam również spektakularny wzrost gospodarczy. Coraz lepsza opinia tego kraju na światowych rynkach przyczyniła się również do kilkukrotnego wzrostu zagranicznych inwestycji oraz eksportu. Na dokładkę warto dodać że Kolumbia podpisała traktaty o uczestnictwie w strefach wolnego handlu między innymi ze Stanami Zjednoczonymi, Kanadą.

 

Co oprócz głębokich przemian gospodarczych i szczerych świadectw prezydenta, przedstawicieli rządu, sił zbrojnych oraz mieszkańców Kolumbii uderza w w obrazie jej społeczeństwa, to widoczna zmiana mentalności wyrażająca się w coraz większej dumie ze swojego kraju i panującej religii. Najczęściej podkreślaną cechą narodu kolumbijskiego jest jednak pewność siebie i to właśnie ona wydaje się największym owocem wielkiego nawrócenia i niemal oficjalnego oraz strukturalnego otwarcia się na Boga. Hasło -” Pewność siebie” zresztą stanowiło główny filar programu ówcześnie urzędującego prezydenta, co obrazowo przedstawia w filmie Tarczyńśkiego.

 

Polscy politycy religijni ale niewierzący?

Jak wygląda kwestia siły ducha społeczeństwa polskiego? Otóż Polacy wydają się coraz bardziej zakompleksionym narodem, co pokazują między innymi najnowsze badania socjologiczne. W badaniach dotyczących dumy z narodowości przeprowadzonych przez National Opinion Research Center na zlecenie Uniwersytetu w Chicago, okazało się, że Polacy znajdują się w ostatniej dziesiątce badanych narodów. Nie lepiej wypadamy w badaniach przeprowadzanych przez rodzimy CBOS. Wynika z nich, że oceniamy siebie jako mniej wykształconą, mniej uczciwą i kulturalną nację niż inni europejczycy. Przekłada się to na coraz mniejsze aspiracja do odgrywania znaczącej roli w Europie.

 

Jeżeli chodzi o religijność to nasz kraj, mimo iż wiarę w Chrystusa deklaruje ponad 90% społeczeństwa, wydaje się bardzo zeświecczony. Czy religijność lub też katolickość jest równoznaczna z prawdziwą wiarą. W przypadku Polski chyba jednak nie. Szczególnie to widać w świecie polityki, który jest znakomitym zwierciadłem społeczeństwa. Wśród wiodących ugrupowań politycznych można zauważyć dwie dominujące tendencje. Pierwszą postawę, reprezentowaną przez PO, bardzo obrazowo przedstawia obecnie trzecia osoba w kraju, niedawno mianowana marszałek sejmu - Ewa Kopacz, mówiąc:

„Jestem przekonana o tym, że w sytuacji, w której nasze przekonania, z którymi na co dzień żyjemy, chodzimy do pracy, mieszkamy ze swoimi najbliższymi, zostawimy w przedpokoju urzędu, który obejmujemy”.

Podobne stanowisko wyraził również prezydent Komorowski twierdząc, iż wiara jest sprawą prywatną. Choć obydwoje mienią się publicznie katolikami widać ich wielki dystans do kwestii wiary. Na dokładkę nie tak dawno Donald Tusk stwierdził, że nie będzie klękał przed księżmi. Cokolwiek by te słowa znaczyły liczą się czyny, a nie deklaracje, a partia ta rzeczywiście w swoich działaniach coraz bardziej oddala się od nauczania Kościoła. Takim papierkiem lakmusowym było niedawne głosowania w sprawie odrzucenia obywatelskiego projektu mającego całkowicie chronić życie nienarodzonych. Zdecydowana większość posłów PO głosowała (zgodnie z dyscypliną poselską narzuconą przez klub) przeciwko całkowitej ochronie życia. Platforma wyraża również swoją przychylną postawą wobec in vitro jak i wobec związków partnerskich.

 

Bardzo ciekawie kwestię powiązania sfery wiary i polityki przedstawił Jarosław Gowin w wywiadzie przeprowadzonym przez kwartalnik Fronda:

„Polityka to rzecz moralnie, niesłychanie ryzykowna. Jeśli ktoś tęskni za bezgrzesznością niech się trzyma od niej z daleka. Ale niech się też wtedy nie okłamuje stojąc z boku, oddaje je w władanie szatana.”

Jednak ten mieniący się konserwatystą polityk Platformy stwierdził podczas debaty dotyczącej in vitro że Polska jest krajem wolnym wyznaniowo - dlatego prawo nie może być stanowione wyłącznie w oparciu o zasady katolickie i nie obchodzi go, czy projekt jest po linii nauczania Kościoła, czy nie. Jak widać więc sprawa ta w przypadku PO wydaje się klarowna – Kościół, według partii rządzącej powinien być wyraźnie oddzielony od Państwa, a kwestie wiary powinny pozostać sprawą prywatną, co jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła Katolickiego, który propaguje ciągły apostolat.

 

Nieco bardziej skomplikowanie wygląda kwestia stosunku do wiary Prawa i Sprawiedliwości, gdzie wydaje się od czasu do czasu pobrzmiewać idea sojuszu tronu z ołtarzem. Ostatnio w kwestiach obyczajowych i światopoglądowych PiS idzie ramię w ramię z nauczaniem Kościoła Katolickiego. Dowodem na to było głosowanie nad wymienionym już projektem obywatelskim, w którym Prawo i Sprawiedliwość opowiedziało się za bezwzględną obroną życia poczętego. Podobnie wygląda kwestia in vitro i tzw. związków partnerskich, o których PiS nie zamierza w przeciwieństwie do PO debatować. Choć bez wątpienia PiS jest zdecydowanie bliższe nauczaniu kościoła niż coraz bardziej bezideowa Platforma to wydaje się, że Kościół, jak i sama religia jak wydaje się w oczach wielu posłów tej partii na czele z Jarosławem Kaczyńskim pełni rolę jedynie kulturotwórczą. Dla polityków tego ugrupowania katolicyzm ma spajać społeczeństwo, będąc jednym z jego fundamentów. Nie słychać natomiast z ich strony żadnych wyraźnych deklaracji wiary. Ta postawa sojuszu z kościołem nie koniecznie mająca cokolwiek wspólnego z żywą wiarą wyraźna była podczas ostatniego sporu o miejsce krzyża w sejmie, kiedy to Jarosław Kaczyński stwierdził,że obecność krzyża jest nieodzowna i określił ją jako po prostu pewną tradycję. Tę kulturotwórczą misję kościoła wyraził słowami:

„To jest najbardziej życzliwa człowiekowi kultura na świecie i nie ma żadnego powodu, żeby symbol tego nastawienia - czyli krzyż - miał być eliminowany dlatego, że grupa jakichś ludzi o szalonych przekonaniach sobie tego życzy”

Dodatkowo potwierdził również swoją katolickość wnosząc projekt broniący krzyża następującymi słowami:

„My nie mamy powodu wstydzić się tego, że jesteśmy katolikami, że jesteśmy narodem w ogromnej większości katolickim. (...) Każdy naród ma swoją tradycję i jeżeli ktoś chce ją likwidować, to po prostu chce likwidować naród”

Tak więc szef największej partii opozycyjnej zadeklarował się wyraźnie jako katolik. Warto jednak zastanowić się czy jest to deklaracja podobna do tej jaką mogliśmy usłyszeć na przykład z ust premiera Węgier i byłych prezydentów Stanów Zjednoczonych i Kolumbii. Chyba nie. Tu tkwi sedno problemu. W Polsce politykom brakuje misjonarskiego zacięcia i wizjonerstwa na miarę tamtejszych przywódców, które to mogłyby pociągnąć za sobą cały naród.

Zapomniane objawienia i odzyskana tożsamość Mówi się, że mamy takie elity jacy sami jesteśmy. Czy mimo tego, że bycie chrześcijanami deklaruje większość społeczeństwa, nasza wiara jest w aż tak wątpliwym stanie? Czy pozostaje tylko pustą deklaracją, za którą nie idą konkretne czyny? To właśnie brak wyrazistej wiary w Boga może stanowić największy hamulec nie tylko w rozwoju poszczególnych Polaków ale i całego kraju. W ślad za prawdziwą wiarą idą zawsze konkretne postawy i wartości, takie jak uczciwość, bezinteresowność czy też wzajemne zaufanie. Stanowią one niezaprzeczalny kapitał społeczny, który wydaje się coraz bardziej tracimy.

Czy można znaleźć na to remedium? Otóż podstawowym motorem przemiany społecznej podobnie jak na Węgrzech wydaje się szeroki ruch społeczny głównie o chrześcijańskim charakterze. Pierwiosnkiem takiej odnowy duchowej wydaje się powstała w czerwcu tego roku na wzór węgierski krucjata modlitewna w intencji ojczyzny http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl/ . Kolejną bardzo cenną inicjatywą jest skierowana do młodzieży – krucjata młodych http://www.mt1033.pl/ , która przeprowadza bardzo ciekawą akcję – Nie wstydzę się Jezusa.

Polsce zdecydowanie potrzebne są zmiany na miarę Kolumbii i Węgier. Pomijając jednak ich transcendentalny wymiar mamy nikłe szanse powtórzyć węgierski czy też kolumbijski scenariusz. W Kolumbii podobnie jak w dawnej Rzeczypospolitej zdano się na Maryjne objawienia. Jednak wydaje się, że Polacy zapomnieli o wielkiej roli Matki Bożej w naszej historii. To właśnie na początku XVII wieku miały miejsce objawienia, w których Najświętsza Maryja Panna kazała nazywać się Królową Polski. Co ciekawe objawiania te miał nie Polak lecz włoski jezuita Gulio Mancinelli. W 1656 roku, w w okresie największych zmagań Rzeczpospolitej zarówno ze Szwecją, jak i z Moskwą król Jan Kazimierz zdecydował wypełnić je ogłaszając Najświętszą Maryję Pannę Królową Polski. Od tego momentu kraj niemal w całości zajęty przez najeźdźców zaczął wychodzić z wielkiego kryzysu. Polska została uratowana choć czasy były znacznie trudniejsze niż obecnie, co prawda tożsamość nie była tak zagrożona.

Nie należy zapominać również o wielkiej modlitwie narodu podczas wojny toczonej z bolszewicką Rosją oraz o początku przemian w okupowanej przez komunistów Polsce, które zapoczątkowała wielka peregrynacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Kontynuacją tej wielkiej odnowy zniewolonego narodu były pielgrzymki Jana Pawła II, które stały się katalizatorem największego na świecie ruchu społecznego jakim była Solidarność.

W całym procesie niezwykle ważne są również silne media nie tylko o charakterze konserwatywnym, ale stricte katolickim na miarę dawnego Rycerza Niepokalanej. Do takiej roli obecnie pretenduje Radio Maryja i telewizja Trwam, ale bez miejsca na multipleksie (którego o dziwo zabrakło) oraz nieco nowocześniejszej ramówki (szczególnie telewizyjnej) media te nie przekroczą nigdy 10% zasięgu. Widać w nich jednak coraz większą otwartość na nowe środowiska, czego przejawem jest stała obecność takich osobowości z prawego skrzydła jak: profesor Andrzej Zybertowicz czy profesor Zdzisław Krasnodębski. Tygodniki i gazety katolickie też mają nieporównywalnie mniejszy zasięg w porównaniu z przedwojennymi mediami Kolbiańskimi. Niebagatelna rola w procesie odnowy narodu przypada naszemu episkopatowi, który oprócz pojedynczych hierarchów wydaje się być bierny wobec powolnej degradacji społecznej. Na Węgrzech to właśnie episkopat odegrał kluczową rolę w przemianie społecznej.

Nadchodzi jednak szansa na wielką przemianę naszego narodu. Być może to właśnie nadchodzący rok będzie czasem transformacji naszych sumień. W związku z 50 rocznicą Soboru Watykańskiego II Benedykta XVI ogłosił 2012 Rokiem Wiary. Warto w tym kontekście przypomnieć przesłanie tego soboru: „Każdy wyznawca wiary w Chrystusa jest zobowiązany ją głosić.”

Praca wydaje się więc przed całym społeczeństwem naprawdę tytaniczna, ale wbrew wrażeniu po ostatnich wyborach widać zalążki nowej koniunktury na odbudowę moralną narodu. Nie da się tego zrobić bez wiary w to, że to właśnie Bóg jest prawdziwym Panem historii. Wiara w to przesłanie odróżnia narody wierzące od tych jedynie deklarujących wiarę, być może właśnie tym różnimy się od Węgrów, czy też Kolumbijczyków, co może warto by zmienić...

Andrzej Lachowski

Z zawodu marketingowiec. Prowadzi duży portal branżowy. Jest również inicjatorem listu otwartego do Prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz w sprawie budowy pomnika śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Apel zamieszczony jest na stronie www.pomnikdlaprezydenta.pl.

 

Proponuję jako ilustrację to zdjęcie http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Bogurodzica.jpg&filetimestamp=20051214024959

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych