"Ja już nie mam siły sam walczyć z tym wszystkim... jakby Grzegorz, Mirek trochę pomogli" To już dwa lata od wybuchu afery

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP
fot. PAP

Dokładnie dwa lata temu wybuchła największa i - jak się przez pewien czas wydawało - realnie zabójcza dla partii władzy afera. 1 października 2009 roku "Rzeczpospolita" opublikowała fragmenty stenogramów podsłuchanych przez CBA rozmów najważniejszych polityków PO z biznesmenami, którym zależało na odpowiednim kształcie tworzonej właśnie ustawy hazardowej.

Kolejne miesiące pokazały, że Mirosław Drzewiecki, Zbigniew Chlebowski, a także Grzegorz Schetyna dobrze znali Ryszarda Sobiesiaka (przestępcę skazanego za korupcję), spotykali się z nim prywatnie i sporo dla niego załatwiali (Chlebowski i Drzewiecki, na rzeczywistą pomoc ze strony Schetyny nie poznaliśmy dowodów, wiemy jedynie o nie do końca wyjaśnionych spotkaniach - jak to słynne przy kiosku na lotnisku).

Dowiedzieliśmy się też, że Sobiesiak miał stały kontakt z szarą eminencją w ministerstwie sportu, szefem gabinetu politycznego ministra Marcinem Rosołem. Młody polityk (czy raczej wpływowy urzędnik) był niemal na każde zawołanie Sobiesiaka. Bez wytchnienia angażował się m.in. w pomoc dla jego córki przy operacji usadowienia jej w zarządzie Totalizatora Sportowego.

Odpryskiem tej sprawy była tzw. spółdzielnia pracy Marcina Rosoła, czyli zakrojone na szeroką skalę załatwianie pracy dla bliższych i dalszych znajomych przez asystenta Drzewieckiego.

Były też spotkania na cmentarzu, dwuznaczne rozmowy telefoniczne i rzecz kluczowa - pismo sygnowane przez ministra sportu w którym rezygnował on - zgodnie z życzeniem Sobiesiaka i Jana Koska - z dopłat od automatów do gier (wpływy miały być przeznaczone na budowę II etapu Narodowego Centrum Sportu). Kształtu tego pisma nikt nie potrafił wytłumaczyć. Komisja śledcza i prokuratura przyjęły wersję o błędzie urzędników. Tyle, że pismo dokument przechodził przez tyle departamentów, głów i rąk najważniejszych i najbardziej kompetentnych urzędników ministerstwa, że w zwykłą pomyłkę może uwierzyć tylko ktoś skrajnie naiwny.

Kogo afera hazardowa zabolała najbardziej?
Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego i ... Mariusza Kamińskiego. Ten pierwszy próbuje jeszcze wrócić do parlamentu w senackich wyborach, drugi zostawił politykę i wydaje się, że poświęci się tylko biznesowi, odpoczynkowi na Florydzie i grze w golfa. Szef CBA przekonał się, jak smakuje yemsta Donalda Tuska. Za ujawnienie afery zapłacił odwołaniem ze stanowiska.

Wciąż nie wiadomo, dlaczego po wybuchu afery z rządu musieli odejść Grzegorz Schetyna i wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld. Przecież nic na nich nie znaleziono...

A komisja śledcza? Stała się pośmiewiskiem, dzięki zaangażowaniu Mirosława Sekuły (który dla partyjnych kolegów gotów był na najgorszą kompromitację, który na każdym posiedzeniu torpedował prace śledczych, któy wreszcie zadawał pytania krzesłom, byle tylko uwolnić od następnej rundy przesłuchania Zbigniewa Chlebowskiego), jego dwóch kolegów z Platformy i ich uroczego pomagiera, jak nazwać należy Franciszka Stefaniuka - posła ludowców sprawiającego wrażenie kompletnego niezrozumienia materii, którą miał się zajmować, a przy każdym ważnym głosowaniu podnoszącego rękę w tym samym momencie, co koalicjanci.

Prace komisji na kilka miesięcy przerwała katastrofa w Smoleńsku i tragiczna śmierć Zbigniewa Wassermanna. Sprawa nieco przycichła. Później Bartosz Arłukowicz - który dzięki tej komisji na dobre zaistniał w polityce - swoją wiarygodność utopił dla ministerialnego fotela i dobrego miejsca na wyborczej liście PO. Gdy rozmawiałem z nim w lutym (jeszcze był w klubie SLD) najbardziej żałował tego, że komisja zakończyła prace w momencie, w którym dochodziła do ciekawych wniosków i odebrała ważne zeznania. Kilka tygodni po tej rozmowie był już w Platformie i o aferze hazardowej zapomniał.

Kto jeszcze pamięta o wykluczeniu posłów PiS z komisji, cyrku ze zwolnieniami lekarskimi Drzewieckiego, rozszerzaniu przez posłów listy świadków do granic absurdu, tylko dlatego, że w uchwale powołującej komisję udało się przepchnąć przez Sejm wersję o badaniu spraw hazardowych w trzech kadencjach? Kto dziś pamięta, jak przed rokiem przyjmowano raport komisji, wewnętrznie sprzeczny, do którego sam jego autor składał zdania odrębne? I kto pamięta (albo raczej kto wie?), jak wyglądało utajnione posiedzenie Sejmu organizowane w piątkową noc przed długim weekendem ze Wszystkich Świętych, na którym Mirosław Sekuła łamiąc prawo o komisjach śledczych wybiórczo przedstawiał dane z tajnych załączników do zdań odrębnych zgłoszonych przez posłów opozycji?

W Sejmie śledztwo hazardowe zamordowano w biały dzień i bez żadnych rękawiczek. Wystarczyła arytmetyka. Posłowie Platformy przy wsparciu PSL byli w stanie przegłosować dosłownie wszystko, byle tylko nie zwijać znad przyjaciół ochronnego parasola.

Prokuratura zrobiła to dużo ciszej. Umorzyła wątek nieprawidłowości i płatnej protekcji przy pracach nad ustawą oraz nadużywania władzy przez polityków PO i Marcina Rosoła. Umorzyła też wątek przecieku o akcji CBA (ostrzeżenia biznesmenów i polityków, że Biuro się nimi interesuje), który - według Mariusza Kamińskiego - wyszedł z kancelarii premiera.

Chyba jedyne śledztwo, jakie w sprawie afery hazardowej jest jeszcze prowadzone, dotyczy ujawnienia zawartości skrzynki mailowej Marcina Rosoła m.in. przez niżej podpisanego. 

To, co zrobiono z aferą hazardową jest jednym z największych sukcesów (którymi nie można się pochwalić) premiera i jego sejmowej drużyny w całej kadencji. Platforma udowodniła, że do zneutralizowania najbardziej niewygodnych faktów nie trzeba specjalnie wyrafinowanych metod.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych