"Wyborcza" okrutnie gra ciężko rannym i rozsiewa o nim plotki. Lech Wałęsa: "syn wie, że życie zawdzięcza Bogu"

Nie ma chyba rzeczy, której dziennikarze "Gazety Wyborczej" nie zrobią w imię walki z przeciwnikiem politycznym. Nie uszanują nawet ludzkiego cierpienia, które aż prosi się o modlitwę a przynajmniej chwilę skupienia.W czasie gdy poseł do Parlamentu Europejskiego Jarosław Wałęsa (PO) ciężko walczy o życie, "Wyborcza" wyciąga rzekomą zbrodnię PiS z roku 2007. Na pierwszej stronie Wojciech Czuchnowski snuje opowieść o naradach na których planowano dopaść Wałęsę - starego przez młodego. Rzecz oczywiście nie do sprawdzenia i nie do zweryfikowania. Zapewne jak wiele podobnych wymyślona. Ale nie to jest najważniejsze. Najgorzej bowiem, że przy okazji "GW" rozpowszechnia na cały kraj informację o podejrzeniu iż Jarosław Wałęsa był powiązany z jakimś trójmiejskim gangsterem.

Nikt nigdy o tym nigdzie nie napisał, nie powiedział. Nigdzie to nie padło. Nikt nie znał tej plotki. Ale teraz - każdy wie. A ciężko chory człowiek, o ile jest świadomy, ma na głowie kolejny problem. Jak można być aż tak bezwzględnym? Jak można widząc falę współczucia dla ofiary tragicznego wypadku myśleć jak by tu jej użyć politycznie?

A przecież sytuacja jest nadal poważna. Lech Wałęsa powiedział dziś, że jego syn Jarosław, który na początku września uległ ciężkiemu wypadkowi, jadąc na motocyklu, ma świadomość, że zawdzięcza swoje życie Bogu. Według b. prezydenta samego zderzenia z samochodem na drodze europoseł PO nie pamięta.

Do końca nie zdaje sobie sprawy z tego, co się stało, bo jest młody, wierzy. Jednocześnie widzi, że miał szczęście, że Pan Bóg mu darował (życie). Z pełną nadzieją patrzy w przyszłość

- powiedział w środę na konferencji prasowej w Gdańsku Lech Wałęsa, pytany o kondycję psychiczną syna, przebywającego w szpitalu w Warszawie.

B. prezydent dodał, że Jarosław Wałęsa jest w pełni świadomy i rozmawia normalnie; potrafi też wybrać palcami numer telefonu.

Kości ma straszliwie zmasakrowane. Szczęście, że głowa nietknięta i szczęście, że środek cały - nerki, serce, wątroba. Dość szybko się regeneruje, kości się zrastają. Jedno złamanie jak boli, a tu 37 złamań - to nieprawdopodobny ból. Nie ma środków, żeby to opanować, więc rzeczywiście cierpi bardzo

- powiedział Lech Wałęsa.

Jak podkreślił, jego syn miał dużo szczęścia.

Pan Bóg przedłużył mu życie (...) Jak się popatrzy na wypadek, że to się tak skończyło, to tylko cud mógł go uratować

- ocenił.

B. prezydent jest przekonany, że tego wypadku nie sposób było uniknąć. Dodał, że nawet gdyby jego syn jechał z prędkością 10 km/h to i tak zderzyłby się z samochodem.

Nie było żadnych szans

- podkreślił.

Lech Wałęsa dodał, że syna czeka długa rehabilitacja, w warszawskim szpitalu pozostanie jeszcze prawdopodobnie ok. 1-2 tygodni, a potem leczenie będzie kontynuowane w pobliżu domu.

Czy wtedy Wojciech Czuchnowski popędzi do rekonwalescenta z prośbą o komentarz do kolejnej zbrodni PiS? Podobno "GW" wspiera Lecha Wałęsę. Jeśli tak, to chroń nas Boże przed takimi sojusznikami...

Do wypadku Jarosława Wałęsy, europosła PO, syna byłego prezydenta Lecha Wałęsy, doszło 2 września. Wałęsa jechał na motorze, zderzył się w Stropkowie pod Sierpcem (Mazowieckie) z toyotą rav4. Trafił do szpitala w Płocku, jeszcze tego samego dnia wieczorem przetransportowano go śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do warszawskiego szpitala przy ulicy Szaserów.

Wałęsa podczas wypadku doznał niezwykle ciężkiego urazu, głównie w obrębie układu kostnego - złamane miał m.in.: obie kości udowe, miednicę, oba przedramiona, żebra oraz uszkodzony kręgosłup.

Według wstępnych ustaleń płockiej prokuratury, która bada okoliczności wypadku, do zderzenia doszło, gdy stojąca na poboczu toyota włączała się do ruchu.

 

wu-ka, PAP