Islam być dobry, krzyż być zły?

"Wolna szkoła, religia do kościoła" - pod tym hasłem Młodzi Socjaliści po raz kolejny rozpoczęli kampanię na rzecz świeckiej szkoły. Akcja polega na rozdawaniu uczniom ulotek przypominających m.in. o prawie wyboru etyki zamiast religii, ale także o tym, że można się domagać usunięcia symboli religijnych z eksponowanych miejsc w szkole.

Trudno dyskutować z sensownością pierwszego postulatu - niedobrze, kiedy uczeń nie chodzi ani na religię, ani na etykę tylko dlatego, że nie zapewniono mu wyboru (albo o takiej możliwości nie ma pojęcia). Trudno jednak zrozumieć wezwanie do okazywania nietolerancji wobec chrześcijańskiej większości, namawiając do żądania usuwania krzyży z klas (mowa co prawda o symbolach religijnych w ogóle, ale w praktyce wiadomo, że to właśnie symbol chrześcijaństwa wisi w większości szkolnych sal). Trudno zrozumieć, bo jeśli ktoś wyznaje inną religię, mógłby się postarać o umieszczenie drogiego sobie symbolu obok krzyża. A jeśli nie wierzy wcale - wtedy wypada uszanować konstytucyjne prawo do manifestowania przekonań religijnych, bez względu na to, czy chodzi o przekonania większości czy mniejszości.

Ciekawe skądinąnd, że wśród młodych lewicowców i lewaków to właśnie chrześcijaństwo wywołuje największą agresję. Ci sami ludzie, którzy walczą o świeckość przestrzeni publicznej, potrafią innego dnia nieść transparenty z hasłem "Stop islamofobii". I nie chodzi im bynajmniej o tolerancję wobec osiadłych u nas od wieków Tatarów, tylko przedstawicieli radykalnych nurtów islamu coraz liczniej przybywających w ostatnich latach do Polski (parę miesięcy temu głośna była sprawa budowy meczetu w Warszawie).

Oczywiście - w tej chwili protestującym Kościół katolicki kojarzy się z potężną instytucją, przynudzającą uciążliwymi zakazami i nakazami, mieszającą się do polityki. Skarżą się, że kto ujawni swoją niewiarę, jest dyskryminowany przez sklerykalizowane państwo (konia z rzędem temu, kto wskaże osobę, której odmówiono np. wydania paszportu czy udzielenia pomocy medycznej, bo urzędnik i lekarz dowiedzieli się, że obywatel nie chodzi do kościoła). Wyznawcy islamu jawią się natomiast jako niewielka, egzotyczna społeczność, żyjąca według swoich reguł, których nikomu nie chce narzucać. Ale czy to trafna diagnoza? Dopóki rzeczywiście stanowią w Europie mniejszość - tak. Ale kiedy proporcje się odwrócą - a za kilkadziesiąt lat wcale nie jest to wykluczone - czy będzie tak samo? Czy lewacy, którzy dziś atakują chrześcijaństwo, broniąc jednocześnie islamu, naprawdę sobie wyobrażają, że w kraju zdominowanym przez wyznawców Mahometa będzie możliwe urządzanie parad równości? Będą funkcjonowały gejowskie kluby? Feministki zrealizują swoje postulaty? A demonstracje przeciwko obecności religii w życiu publicznym - że będą możliwe? Że będzie możliwa "wolna szkoła"?

Ostatnio pewien znany warszawski ksiądz opowiadał o swojej rozmowie z jednym wyznawcą islamu mieszkającym u nas na stałe. Kapłan spytał go, dlaczego muzułmanie nie asymilują się z Europejczykami. -A z kim mamy się asymilować? Z poganami, którzy nie mają żadnych zasad? - odpowiedział pytaniem muzułmanin. Dlatego może warto - jeśli samemu nie chce się mieć zasad - zostawić w spokoju tych, którzy chcą się trzymać swoich. I pozwolić to uzewnętrzniać, nawet jeśli to irytuje. W ostatecznym rachunku naprawdę może się to okazać opłacalne.


inka

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych