Nie wiem, kto wmieszał świętego Fermina w ten zwyczaj, ale fakt faktem, w hiszpańskiej Pampelunie rok w rok odbywają się tzw. gonitwy z bykami. Znaczy, zgraja bezmózgowców miasta wyskakuje na ulicach tego przed oszalałymi z przerażenia zwierzętami, żeby popisać się odwagą i w ostatniej chwili zrobić unik przed ich rogami. Nie będę ukrywał, że osobiście mam w tym bezgraniczną przyjemność, gdy byk trafi takiego durnia w najczulsze miejsce. W każdym razie nie w rozum, bo przecież uczestnicy tych imprez czegoś takiego po prostu nie mają. W tym roku, jak doniosły agencje, byki trafiły ich dziewiętnastu, ale jest szansa, że do niedzieli, gdyż tyle trwa ta hiszpańska „fiesta”, uda im się trafić jeszcze paru. Modlę się do św. Fermina, patrona tych, których dopadły choroby reumatyczne, obrzęki itp., oby było ich jak najwięcej, zanim byki dobiegną do areny, gdzie dokończą żywota z rąk torreadorów. On sam, św. Fermin, też zresztą źle skończył, gdyż podobno rodacy ścięli go w więzieniu.
Rok temu już w pierwszej gonitwie w Pampelunie byki dosięgły trzynastu delikwentów, w tym naszego rodaka, w to-to właśnie. Ów trzydziestolatek ma, co chciał. Przeżył najpiękniejszy dzień w życiu mężczyzny - nie z powodu byka, dlatego, że teraz ma święty spokój, gdyż kobiety nie są mu już do niczego potrzebne. Że kpię z nieszczęścia? Owszem. Nie mam ja dla tego bęcwała i jemu podobnych ani krztyny współczucia. Bo, po pierwsze, swej męskości mogą dowodzić w inny sposób, a po drugie, gonitwy w Pampelunie nie są dla mnie „tradycją”, lecz tradycyjnym, tolerowanym barbarzyństwem. Dokładnie w tym samym czasie nasi parlamentarzyści podtrzymali zakaz uboju rytualnego. Czyli rządowy projekt upadł. W kwestii formalnej, za sprawą m.in. 38 posłów PO, którzy go nie poparli. No, muszę przyznać, że tego się nie spodziewałem. Nigdy bym nie przypuszczał, że w szóstym roku destrukcji i pozoranctwa w wydaniu ekipy premiera Donalda Tuska będę miał okazję, żeby za coś pochwalić członków jego partii. Ludowcy z PSL kolegów koalicjantów zapewne nie pochwalą, ale na rogi też nie wezmą, gdyż bez protezy paletformersów mogliby - nomen omen - wracać z ul. Wiejskiej na wieś.
Wiem, wiem, co do tzw. uboju rytualnego zdania są podzielone. Szanuję cudze poglądy, co nie znaczy, że nie mam własnych. Dla mnie cierpienie zwierząt niczym się nie różni od cierpienia człowieka, poza tym, że ten drugi tego pierwszego nie odczuwa. Ubój rytualny, w którym zwierzę powinno jak najdłużej żyć, aż wykapie z niego ostatnia kropla krwi, jest zwielokrotnieniem tego cierpienia, zadawanego w imię religijnych dogmatów. Na tej samej zasadzie nie akceptuję okaleczania dziewcząt i chłopców - obrzezania i klitoridektomii, wykonywanych przez dorosłych na nie mogących decydować za siebie, małych, ludzkich istotach. Jakim prawem? Jeśli ktoś będzie chciał to zrobić w imię „wiary” czy „tradycji”, po osiągnięciu pełnoletniości nikt mu tego zabroni.
Od człowieka, istoty rozumnej, wymagam postawy humanitarnej, który to termin oznacza poszanowanie godności i oszczędzanie cierpień, bynajmniej nie tylko w odniesieniu do nas, homo sapiens. Zwłaszcza, że ludzkość chyba nieco posunęła się w rozwoju od czasu paleolitu młodszego. Niestety, jak się okazuje, nie wszędzie. Gonitwy wciąż trwają, nie tylko na bruku ulic w Pampelunie, lecz także na wypolerowanych parkietach polityki. Cieszę się, że tę w naszym Sejmie tym razem wygrał człowiek.
Od redakcji: Przepraszamy Czytelników za chwilowe zniknięcie tego tekstu z portalu. Było to wynikiem błędu technicznego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/161769-rogi-humanizmu-w-pampelunie-kibicuje-bykom-ale-ciesze-sie-ze-w-warszawie-wygral-czlowiek