Piotr Cywiński dla wPolityce.pl: Jestem dumny, że jestem Polakiem! Mimo Janickich, Markowskich i im podobnych...

„Jestem dumny, że jestem Niemcem!” - gdy trzy lata temu Oliver Harris wykrzyczał na estradzie to zdanie, runęła na niego lawina ekip telewizyjnych. Do jednego z wywiadów ustawiono go na tle gmachu Reichstagu. Niemców zaintrygowało, że oto ich dumnym rodakiem okazał się tzw. Afrodeutscher, czarnoskóry facet z Berlina-Kreuzbergu. Ten niemłody, bo prawie czterdziestoletni raper sprowokował ogólnokrajową debatę o stosunku młodych Niemców do przeszłości, tradycji, własnego narodu, polityki i poczucia patriotyzmu.

Gdy w 1954 r. reprezentacja RFN wywalczyła piłkarskie mistrzostwo świata, szaleństwa radości na ulicach nie było. Choć Zachodnie Niemcy istniały od pięciu lat, pozostawały pod kontrolą amerykańskich, brytyjskich i francuskich żołnierzy. Wówczas „duma z bycia Niemcem” mogła skojarzyć się jedynie z nazistowską ideologią aryjskiej „rasy panów”. Niemcy mięli świadomość jak byli znienawidzeni, a znamię po rozpętanej przez nich wojnie było tak głębokie, że nawet w czasach cudu gospodarczego wstydzili się naklejać na swych volkswagenach nalepki z literą „D”. Powszechna manifestacja narodowej przynależności pojawiła się dopiero podczas piłkarskich mistrzostw w 2006r., już w zjednoczonych Niemczech. Czarno-czerwono-złote barwy pojawiły się niemal w każdym oknie, na samochodach, na twarzach kibiców, a nawet na piersiach i pośladkach niemieckich turystek na Majorce.

Niemiecki mundial był dla gospodarzy piłkarskich rozgrywek niczym zbiorowa terapia z ich historycznych kompleksów. Można rzec, jeszcze nigdy w dziejach RFN tak niewielu nie dokonało tak wiele, jak jedenastka Jürgena Klinsmanna. Ale nawet wtedy tylko nieliczni ośmielali się mówić o dumie z bycia Niemcem. Takie zdania wybrzmiewały tylko z ulicznych pochodów neonazistów i ze sztambucha skrajnej prawicy. Zanim raper Harris wytatuował sobie na torsie napis „Deutschland”, swoje przeżył; kiedyś na meczu jego ulubionej Herthy ktoś zawołał do niego: „Czarnuchu, spier… do domu!”. Harris nie był dłużny: „Zamknąć ryje, skurwysyny!”, wykrzyczał, ale później przez parę lat oglądał piłkarzy wyłącznie w telewizji. Gdy się otrząsnął, napisał swój hit, który odtworzono nawet podczas jednej z imprez w Urzędzie Kanclerskim. „Nie pisałem tego jako obcokrajowiec, lecz jako Niemiec” - tłumaczył - „gdybym nie był czarny, pewnie by mnie nazwali neonazistą…” Hasło Harrisa: „Jesteś Niemcem, bądź dumny!” przewinęło się przez wszystkie co ważniejsze media, a w całej republice rozgorzała dyskusja, co to znaczy być dumnym, że jest się Niemcem?

Mówisz, Niemcy to gówno, a Niemki to syf, zrób Niemcom przysługę i zamknij za sobą drzwi. Jestem dumny, że jestem Niemcem, wiem, że brzmi to jak wariacka opcja, ale ja jestem patriotą i tkwi we mnie narodowej świadomości zdrowa porcja

- rapował Harris. Tym, dla których niemieckość jest jak śmierdzące jajo, a patriotyzm wywołuje obrzydzenie, polecił:

wyświadcz Niemcom przysługę i wynieś się, jeśli nie wiesz, gdzie jest lotnisko, ja tam zawiozę cię!...

Niemcy mięli, mają i będą mieć powody do historycznego kaca. Po nazistowskim fanatyzmie z okresu panowania „wuja Dolfiego” odzyskiwanie dumy narodowej jest procesem trudnym i żmudnym. My, Polacy, takiego bagażu nie mamy, choć i nam zdarzały się zawstydzające epizody, jak w każdym społeczeństwie, bo nie ma narodu świętych. Okazuje się jednak, że i u nas polskość ma być śmierdzącym jajem, a patriotyzm powinien wywoływać odruch wymiotny. Ma go już poseł Janusz Palikot, który nie tak dawno kazał nam wyrzec się polskości. Palikotów ci u nas dostatek, także w spódnicach, jak np. literaturoznawczymi Elżbieta Janicka, która z „Kamieni na szaniec”, że zacytuję za „Gazetą Wyborczą”:

wyłowiła antysemityzm przedwojennych formacji harcerskich, a z analizy języka powieści - prawdopodobny homoseksualizm pary głównych bohaterów: Tadeusza Zawadzkiego, pseudonim „Zośka” i Jana Bytnara, pseudonim „Rudy”.

Cały etos walki wyzwoleńczej to po prostu mitomania, albo bezgraniczne frajerstwo i głupota Polaków, czego nieco wcześniej dowodził inny „autorytet”, Radosław Markowski:

Gdyby mnie spytano, co trzeba było zrobić w 1939 r., gdy nas zaatakowano z dwóch stron: ano poddać się rozsądnie”.

Nie będę już wspominał takich budowniczych naszej nowej tożsamości narodowej jak Jan Tomasz Gross, socjolog z wykształcenia i historyk-amator, który z dyskredytującego Polaków serialu treblinkowych „Złotych żniw”, „Sąsiadów” z Jedwabnego i „Strachu” o pogromie kieleckim zrobił sobie źródło stałych dochodów. Miał notabene godnych naśladowców, jak tygodnik „Przykrój”, który ze dwa lata temu opublikował cover story pt. „My, Polacy, zabójcy Żydów”, z płonącą gwiazdą Dawida na tle biało-czerwonej flagi na okładce. Tekst, w którym obarczeni zostaliśmy zbiorową współwiną za getta, obozy koncentracyjne i komory gazowe...

Gdyby niemiecki reżyser Philipp Kadelbach wiedział przed nakręceniem serialu „Naszych matek, naszych ojców” z wątkiem polskich antysemitów, zwyrodnialców i złodziei z Armii Krajowej o istnieniu Janickiej czy Markowskiego, pewnie zatrudniłby ich w rolach konsultantów. Nic straconego, może jeszcze coś nakręci o zagubionych w Polsce, bohaterskich Niemcach i polskich pedałach-nacjonalistach z Szarych Szeregów...

Zeszmacić, zdeptać i pozbawić wszelkiego poczucia godności, bo przecież Polacy to degeneraci, których może jedynie uzdrowić kuracja wstrząsowa lub odmóżdżenie:

Cechy charakterystyczne polskiego społeczeństwa, to alkoholizm, nieuczciwość, brak tolerancji względem inaczej myślących, nieposzanowanie pracy, zarówno cudzej jak i własnej

- charakteryzował swój naród pisarz-apologeta etyki Andrzej Szczypiorski, moralizator-kanalia brylująca na salonach wolnej już Polski i zjednoczonych Niemiec, szpicel bez skrupułów, który pomógł zamontować podsłuchy i sprzedał bezpiece nawet własnych rodziców.

Cóż, pisać i mówić każdy może. W myśl piosenki Jerzego Stuhra: „nie ma takiej rury na świecie, której nie można odetkać”... Powstańczy heroizm, to Scheisse, bohaterami są ci, którzy mordowali patriotów dla dobra narodu oczywiście, któremu zafundowali stalinowską konstytucję, a potem wpisali w nią przewodnią rolę własnej partii i Związku Radzieckiego. Brytyjski autor „Powstania `44”, Norman Davies, który pisał:

Gdybym jako chłopak znalazł się w 1944 roku w Warszawie, to z całą pewnością byłbym wstąpił do Armii Krajowej,

niech się teraz wstydzi i szybko pisze suplement. Współczesny wzorzec patriotyzmu, to eksminister „Miro” Drzewiecki, dla którego „Polska to dziki kraj”, i jego małżonka na gościnnych występach w USA. W tym kontekście aż boję się przyznać, że ja jestem patriotą i jestem dumny z Polski. Mimo Janickich, Markowskich i im podobnych.

Pozostaje tylko nadzieja, że może im wszystkim chociaż poseł John Godson, jak niemiecki Harris, coś zaśpiewa dla uzdrowienia...

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych