Zachód interesuje się Ukrainą, bo Ukraińcy pomocy zażądali. W 2010 roku Putin był premierowi bliższy niż prezydent RP i bliższy niż Zachód

fot. PAP/Leszek Szymański
fot. PAP/Leszek Szymański

Putin nie potrzebuje dziś żadnej komisji. Nie potrzebuje dziś żadnej Anodiny. Sam ogłasza jak jest i wszyscy mają w te brednie wierzyć. Urządził jedną konferencję prasową z wyćwiczonymi przez jego służby osobnikami grających rolę dziennikarzy, pewnie – po jakimś czasie – zorganizuje następne.

Reakcja Zachodu na wyczyny rosyjskiego satrapy jest jednak zupełnie inna niż w kwietniu 2010 roku. Teraz wszyscy doskonale wiedzą, że Putin łże ile wlezie, tak samo oceniają występy rozmaitych Ławrowów. Wciąż nic z tej wiedzy nie wynika, bo trudno uznać odwołanie uczestnictwa w jakimś kolejnym posiedzeniu, nawet o tym znaczeniu, co spotkanie w ramach grupy G, jako karę, którą Kreml specjalnie by się przejął.

Zachód jednak zmuszony został do jasnego przedstawienia swego stanowiska w sprawie Ukrainy, bo Ukraińcy poprzez swój parlament i swój tymczasowy rząd wezwał Amerykę i Europę do interwencji.

W sprawie smoleńskiej tragedii nikt w Brukseli, Berlinie, Paryżu, Waszyngtonie nie kiwnął palcem. Oczywiście z wygody, dla której teraz straszą jedynie Moskwę jakimś G. Ale nie tylko. Kto będzie się na siłę pchał w konflikt z Rosją, skoro rząd w Warszawie ogłasza, że wszystko jest cacy, a Putin naszym przyjacielem jest? I nam współczuje.

Najszczersze wyrazy tego współczucia ułożyła precyzyjnie, na polecenie swego pryncypała,  Anodina, a rząd Donalda Tuska te pokrzepiające uwagi przyjął jako dar szczególnej wartości.Zachód doskonale wiedział, a teraz, po przedstawieniu zwanym konferencją prasową prezydenta Rosji, wie z jeszcze większą pewnością, że rosyjski raport w sprawie Smoleńska jest jedną wielką brednią. Na szczęście dla zachodnich przywódców nikt z nich nie musiał wówczas nawet przez chwilę zastanowić się co robić.

Ten komfort stworzyli im Komorowski z Tuskiem nie prosząc o nic. Nawet o prawidłową identyfikację zwłok polskich generałów, czyli bardzo wysokich rangą żołnierzy NATO. Tusk jeździ dziś po Europie i o wzywa do reakcji. Wątpić jednak należy, czy Ukraińcy chcieliby mieć takiego przywódcę. Po której stronie barykady stanąłby w Kijowie? Czy byłby na Majdanie? Moje przypuszczenia są przygnębiające.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych