Unijny "Jarząbek" robi co może, by mieć o czym zameldować Brukseli. 10 przykładów politycznej przemocy Donalda Tuska

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP / L. Szymański
fot. PAP / L. Szymański

A jednak można! Wystarczy jasno postawić sprawę, twardo przedłożyć argumenty i nie ustępować z przyjętej pozycji negocjacyjnej. Komisja Europejska - wbrew temu, co od lat próbuje nam wmówić rząd Tuska - potrafi przychylić się do wniosku silnych negocjatorów.

 

Kilka tygodni temu media poinformowały, że projekt słowackiej 2-eurowej monety z wizerunkami świętych Cyryla i Metodego musi zostać zmieniony. Komisja Europejska zaleciła usunięcie aureol znad głów i krzyży z ornatów, argumentując potrzebą zachowania zasady "neutralności religijnej", ponieważ moneta pójdzie w obieg do wszystkich krajów eurolandu. Naród słowacki podniósł wrzawę. Zasypał rząd listami i petycjami. Alarmował też media, stanowczo żądając, by rząd nie ustępował Brukseli. Głos zabrał także episkopat, nazywając brukselski proceder hańbą" i "brakiem respektowania chrześcijańskich tradycji Europy". O dziwo, słowacki rząd nie potępił Kościoła za wtrącanie się w politykę. Co więcej, wsłuchał się w głos narodu i złożył powtórnie projekt w niezmienionej wersji. Komisja Europejska decyzję uszanowała, a wszystkie kraje członkowskie zaaprobowały. Moneta zostanie wybita w przyszłym roku z okazji 1150. rocznicy przybycia świętych Cyryla i Metodego na Morawy.

Piękna historia z pięknym finałem. Możemy pozazdrościć Słowakom! Pozazdrościć obywatelskiej postawy, nieugiętości i determinacji narodu oraz odpowiedzialności władzy za służebne wobec obywateli pełnienie funkcji publicznych.

I pomyśleć, że tak niewiele brakuje Polakom, by przyjąć na forum Unii równie mocną postawę. Mamy własną tradycję, ogromne poczucie obywatelskości, mamy determinację do zabiegania o własne interesy, potrafimy jednoczyć się w narodowych inicjatywach i podejmować konkretne działania. Organizujemy się w marszach, protestach, projektach obywatelskich, petycjach i manifestacjach. Nawet wspieramy z własnych środków niezależne media, by mieć dostęp do rzetelnych informacji. Brakuje tylko jednego: rządu, który dotrzymuje złożonej publicznie przysięgi, w której zobowiązał się, że "dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli" będą dla niego "najwyższym nakazem".

Mimo, że do Kancelarii Sejmu wpłynęła rekordowa liczba skarg, protestów i listów, żadna ze spraw nie została załatwiona zgodnie z wolą obywateli. Szkodliwe i niebezpieczne w skutkach decyzje rządu maskowane są wyreżyserowanym uśmiechem premiera i jego ministrów, szydzących przy każdej okazji z liczebnej bezsilności opozycji.

Prawie 2,5 miliona podpisów w proteście przeciwko wykluczeniu TV Trwam z multipleksu znalazło się w koszu. Petycja w sprawie referendum emerytalnego, podpisana przez ponad 2 miliony Polaków, także. Możemy protestować, manifestować, pikietować. Wszystko to nie ma najmniejszego znaczenia, bo pozbawieni honoru politykierzy, który dorwali się do władzy przy pomocy manipulacji i propagandy, ani myślą o wypełnianiu obowiązków. W zamian za to podejmują setki szkodliwych i niebezpiecznych dla Polski decyzji, podporządkowując ją decyzjom Unii, bez wiedzy obywateli.

Donald Tusk - unijny "Jarząbek Wacław, trener drugiej klasy" - robi co może, by regularnie mieć o czym zameldować Brukseli. Zbareizowana przez Platformę rzeczywistość przygniata nas coraz bardziej swoją trywialną lekkością i nachalnym euroentuzjazmem. Każda kolejna decyzja zaciska pętlę na suwerenności gospodarczej Polski i wolności obywateli. Jakie są skutki tej  przemocy politycznej Tuska? Kilka przykładów:

 

1. Nieoczekiwane przyspieszenie prac nad ratyfikacją „paktu fiskalnego” nie pozostawia złudzeń, że Platforma chce jak najszybciej, w przedświątecznej atmosferze podjąć kluczowe decyzje. W nagłym trybie zwołano posiedzenia sejmowych komisji spraw zagranicznych, finansów i UE, na 5 dni przed Wigilią. Jeśli pakt zostanie ratyfikowany, urzędnicy eurolandu przejmą kontrolę nad budżetem Polski.

2. Tusk wykazuje też coraz większą determinację w przystąpieniu Polski do strefy euro. Wbrew opiniom ekonomistów, wbrew sytuacji gospodarczej Europy i nastrojom panującym w eurostrefie, ciągnie nas tam na siłę, by załatwić własne interesy. Wiadomo, że poczynione zostały w tej sprawie uzgodnienia bez konsultacji w Polsce.

3. To nie jedyna sprawa, do której wdrożenia premier zobowiązał się na własną rękę. W ten sam sposób załatwił wydłużenie wieku emerytalnego. Na zalecenia zawarte w "Białej Księdze" zgodził się jako pierwszy, choć inne kraje z niego nie skorzystały. Dodatkowo na propagandową kampanię telewizyjną rząd wydał 3 miliony złotych.

4. Traktowanie zaleceń jako nakazów to charakterystyczna cecha premiera Jarząbka. Nie dyskutował w sprawie ACTA. Stwierdził, że procedury są nieubłagane i nawet wielotysięczne manifestacje uliczne nie są w stanie wpłynąć na zmianę stanowiska. Dopiero, gdy przyszedł czas podpisania dokumentu przez Niemcy, okazało się kto naprawdę ma wpływ na decyzje polskiego premiera.

5. Uległość Tuska widoczna jest doskonale na przykładzie przyjęcia, oprotestowanej przez wiele środowisk, na czele z ministrem sprawiedliwości i Konferencją Episkopatu Polski, Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. W tej kwestii też jesteśmy prekursorami. Na podpisanie tego szkodliwego dokumentu zgodziła się dotychczas tylko Turcja. Trzeba jasno powiedzieć, że z punktu widzenia prawa taki dokument nie jest Polsce do niczego potrzebny. 2 lata temu wprowadziliśmy ustawę o zwalczaniu przemocy w rodzinie, dającą pełen wachlarz narzędzi do walki z tym problemem.  W Konwencji chodzi jednak o coś zupełnie innego. Poprzez wprowadzenie genderowej definicji płci oraz zapis nakazujący edukację w duchu ideologii gender, Konwencja uderza w fundamenty polskiego społeczeństwa - w małżeństwo i rodzinę. Jeśli zostanie ratyfikowana, potężnie uszczupli nasz budżet, gdyż koszty jej wdrożenia szacowane są na 200 milionów zł.

6. Sprawa ma się podobnie w kwestii przegłosowania niszczącej polskie rolnictwo nowelizacji ustawy o nasiennictwie, dopuszczającej uprawy GMO. Od początku wejścia Polski do UE widoczna była nasilająca się presja, by produkować u nas żywność na bazie organizmów genetycznie modyfikowanych. Presji tej uległa koalicja PO-PSL, mimo że do końca zapewniała o czystości swoich intencji. Przegłosowana ustawa służy jedynie interesom wielkich międzynarodowych korporacji i bezwzględnie niszczy polską wieś.

7. Bierność rządu i brak chęci negocjacji na forum unijnym doprowadziła do ruiny polskich rybaków. Polska przyjęła narzucone przez Unię wyśrubowane kwoty połowowe i z urzędniczą nadgorliwością wykonywała kontrole. W efekcie, w ciągu ostatnich 5 lat, 790 polskich łodzi kontrolowano prawie 11 tys. razy. W tym samym czasie, Dania skontrolowała swoją niemal 3-tysięczną flotę zaledwie 1719 razy, a Szwecja, która dysponuje 1390 statkami, przeprowadziła 1580 kontroli. To samo prawo, te same limity, a jednak zrozumienie sprawy nieporównywalne. Polska rządzona przez premiera Jarząbka musi się przecież wykazać z respektowania unijnych przepisów. Wykazuje się też wysokością kar, którymi obciąża rybaków. Nie trzeba dodawać, że i tej w kwestii nie ma sobie równych. W dwóch przypadkach kary sięgnęły blisko 300 tys. zł. Bankructwo grozi aż 70 armatorom.

8. Przestrzeń morska kryje w sobie jeszcze wiele tajemnic, związanych z unijnymi przepisami. Przyjęta we wrześniu przez PE dyrektywa siarkowa, wprowadzająca obowiązek 10-krotnego obniżenia norm emisji siarki przez statki zawijające do europejskich portów, jest dla armatorów zabójcza. Protesty nie przyniosły rezultatów. Jakie będą jej skutki? Rocznie za eksploatację jednego statku armatorzy będą płacić dodatkowo około 8 milionów dolarów, czyli 20 tys. dolarów więcej każdego dnia. Dla większości z nich jest to równoznaczne z likwidacją działalności. Mimo, że mieli w Parlamencie Europejskim wsparcie wszystkich deputowanych PiS, posłowie PO i PSL poparli dyrektywę. Tak właśnie wygląda polityka morska rządu. Widać, że po likwidacji stoczni, konsekwentnie oddaje pole Niemcom i krajom skandynawskim.

9. Jak zapowiadają eksperci, wejście w życie jednolitego patentu europejskiego zniszczy małe i średnie przedsiębiorstwa. Biorąc pod uwagę, że to one odpowiadają za ponad 60 proc. całkowitego zatrudnienia w Polsce, już można przewidywać jej skutki. Eksperci twierdzą, że wprowadzenie jednolitego patentu narazi firmy na straty kilku miliardów rocznie. Wraz z wejściem przepisów w życie, zaczną nas obowiązywać patenty, o których istnieniu nie mamy nawet pojęcia. Tylko w ciągu ostatniego roku w Unii zarejestrowano ponad 62 tys. jednolitych patentów, w Polsce zarejestrowano tylko co dziesiąty. Niebawem okaże się więc, że zostaniemy zmuszeni do płacenia opłat licencyjnych od rozwiązań, które stosujemy od lat, ale które nie zostały przez nas zarejestrowane w UE.

10. Indolencja rządu odbije się także na palaczach i całym polskim przemyśle tytoniowym. Jeśli nie wykorzystamy w przyszłym tygodniu ostatniej szansy, może nam grozić wdrożenie dyrektywy zakazującej produkcji papierosów smakowych, w tym mentoli, oraz wycofanie ze sprzedaży papierosy slim. Polska straci na tym najbardziej. Co szósty wypalany w Polsce papieros to mentol, co stanowi aż 10 mld sztuk rocznie z produkowanych 60 mld. Dla porównania w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech sprzedaje się ich mniej niż 3 mld. Najboleśniej zmiany legislacyjne odczują polscy plantatorzy tytoniu. Liczba plantacji i wielkość upraw daje Polsce drugie miejsce w Europie. W 14,5 tys. gospodarstw rolnych pracuje aż 60 tys. ludzi. Sześć polskich fabryk tytoniowych zatrudnia 5,5 tys. osób, produkując rocznie 150,4 mld sztuk papierosów. Na eksport wędruje ponad 60 proc. Zaostrzenie Nowe przepisy znacznie ograniczą produkcję. Z pewnością ożywią też działalność szarej strefy, a Polska, jako sąsiad krajów nieobjętych zakazem znowu ucierpi najbardziej. Zdaniem ekspertów, budżet straci na wprowadzeniu dyrektywy ok. 9 mld zł.

 

Przykłady można by mnożyć. Jesteśmy rolowani, mamieni, zadłużani, sprzedawani, oszukiwani i przekazywani w ręce bliżej nieokreślonych ciał decyzyjnych. Rząd Tuska ma nas za sterowną, bezmyślną masę, którą wystarczy postraszyć "podpalającym Polskę Kaczyńskim", by przestała narzekać na dyskomfort. Indolencję unijnego Jarząbka powinniśmy rozpatrywać w kategoriach permanentnego działania na szkodę państwa. Niestety media poświęcają 90 procent czasu absurdalnej, pozamerytorycznej, histerycznej krytyce opozycji.

Wypuszczenie w takiej sytuacji świątecznego spotu z hasłem "usiądźmy przy wspólnym stole, bo przecież tak naprawdę mamy tylko siebie" jest zwyczajną kpiną z Polaków. Czemu ma służyć ta telewizyjna propaganda, pojawiająca się kilkadziesiąt razy dziennie w pasmach reklamowych wszystkich głównych stacji TV? Z życzeniami świątecznymi premier występuje zwykle w stosownym czasie. Teraz uśmiecha się do narodu w blasku choinki na dwa tygodnie przed wigilią. Czyżby PR-owi doradcy byli aż tak naiwni i chcieli tą marną reklamówką, wyemitowaną w rocznicę stanu wojennego, odpowiedzieć na marsz organizowany przez PiS? Tandetne, choć pewnie bardzo kosztowne, zagranie. Najlepszą odpowiedzią są alternatywne wersje świątecznego spotu premiera, zrealizowane przez internautów.

 

 

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych