Do debaty publicznej na dobre i całkiem serio wkroczyła polityka supozycji. Interpretowana do granic absurdu narracja wariantowej przypuszczalności, która pochłonęła media i polityków, ma nam udowodnić jedno: ABW czuwa i musimy pozwolić, by czuwała jeszcze bardziej!
Od niespełna tygodnia słychać głośny krzyk: zamach bombowy Brunona K. udaremniony. Jeśli któryś z obywateli, nie zdołał nadać właściwej rangi zapewnieniom o zagwarantowanej mu przez służby obietnicy bezpiecznego snu , pomogły mu w tym media.
To miało być morze ognia i krwi
- ogłosił z całą powagą jeden z portali. Atmosfera grozy narastała z minuty na minutę. "Super Express" przedstawił nawet szczegółową wizualizację udaremnionych skutków działań Brunona K.
To mógł być najkrwawszy zamach terrorystyczny w historii Polski
- pisał SE.
Gdyby doszło do tego zamachu, mielibyśmy do czynienia z ewenementem na skalę światową. Sejm w takim wypadku niestety nie jest miejscem bezpiecznym
- mówił dziś poseł Artur Dębski z RP.
Patetyczny ton wariantowej przypuszczalności przyjął także szef MSW Jacek Cichocki, który z dumą podkreślił, że "po raz pierwszy w wolnej Polsce postawiono zarzut z art. 128 o zamiarze siłowego usunięcia konstytucyjnych organów RP". Zapowiedział już, że sukcesem podzieli się na forum międzynarodowym. Informacja o powstrzymaniu Brunona K. zostanie przedstawiona na jednej z sesji spotkania ministrów spraw wewnętrznych grupy G-6 w Londynie.
Zapowiada się więc wyjątkowo ciekawa i mrożąca krew w żyłach opowieść. Z zapartym tchem uczestnicy grupy słuchać będą o tym, jak to 45-letni naukowiec, specjalizujący się w badaniu materiałów wybuchowych, wykładający chemię na wyższej uczelni, planował zamach na Sejm, na prezydenta i premiera RP. Zamierzał to zrobić poprzez zdetonowanie na terenie Sejmu 4-tonowego ładunku wybuchowego, który miałby wwieźć busem o dopuszczalnej masie całkowitej 3,5 t. Wprawdzie materiału wybuchowego - jak potwierdził prokurator Wrona - Brunon K. nie zdołał jeszcze zebrać, a w jego mieszkaniu nie znaleziono trotylu, ale uderzenie miało nastąpić w dniu obrad na temat budżetu. Służby odkryły za to pęk kabla, baterię, starą nokię i kilka innych gadżetów przechowywanych w pudełku po butach. "Zestaw Adama Słodowego" przedstawiony został na konferencji prasowej prokuratury jako absolutnie poważny dowód na przestępczą działalność naukowca. Wiedza ta była potwierdzona przez agentów ABW, którzy prześwietlali Brunona K. od roku. Efektem ich działań było dotarcie do informacji, że chemik przewodził czteroosobowej grupie, która miała mu pomóc w zamachu. Wszystkie zostały przesłuchane jedynie w charakterze świadków, a dwoje z nich to - według nieoficjalnych informacji - agenci ABW.
Co ciekawe, choć inwigilacja chemika trwała od roku, na rzekomy pomysł zamachu wpadł dopiero w lipcu. Skąd ta profetyczna wiedza tajniaków? Nie ujawniono.
Do planowania zamachu Brunon K. się nie przyznał. Nie znaleziono też 4 ton trotylu, które miał zdetonować w zamachu. Prokurator Wrona ze spokojem oświadczył, że chemik dopiero ZAMIERZAŁ go zgromadzić. Część zebranych (w ilości nieujawnionej) udało się znaleźć "w miejscach wytypowanych do przeszukania przez ABW. Nie był to dom. Część materiałów zabezpieczono również w miejscu jego pracy" - ujawnił Wrona. Czyżby więc agenci ABW, jako uczestnicy grupy zbrojnej, zajmowali się także gromadzeniem trotylu w miejscach, które później wskazali?
Innym dowodem były filmy należące do Brunona K. na których przeprowadzał próby detonacji. Tyle tylko, że realizował je nawet 10 lat temu, w czasie, gdy przeprowadzał badania naukowe nad materiałami wybuchowymi. Prokuratura podkreśla, że jeden z filmów nagrany został we wrześniu tego roku. Ciekawe, że gdy Kamil Sipowicz, tłumaczył prokuraturze, że znajdujące się w jego domu narkotyki mają charakter "materiałów badawczych", ta przyjęła wyjaśnienia za wiarygodne. W sprawie naukowca-chemika specjalizującego się w materiałach wybuchowych, argumentu tego nie przyjmowała.
Jak na razie, podejrzany o planowanie zamachu przyznał się tylko do prowadzenia szkoleń z przeprowadzania wybuchów. Nie wiadomo jednak jakiego rodzaju to szkolenia i o jakie wybuchy chodzi.
Wśród tysięcy znaków zapytania, wiadome jest jedno. Brunon K. kierował się motywami "nacjonalistycznymi, ksenofobicznymi i antysemickimi". Do działania popchnęła go „aktualna sytuacja gospodarcza i społeczna" w Polsce i przekonanie, że zmierza ona złą stronę. Miały o tym świadczyć jego wpisy na forach internetowych i portalach społecznościowych.
Śledząc działalność internautów na rozmaitych forach internetowych nie mam wątpliwości, że jego poglądy - przynajmniej te wyrażone - podzielają tysiące osób. Oby nie znaleźli się wśród nich fani Adama Słodowego, posiadający w domu nielegalne przedmioty czy też myśliwi, posiadający zezwolenie na broń. Oby nie było wśród nich narodowców, uczestników marszów w obronie wolności słowa, czy marszów niepodległości. O nich wiadomo z góry, że motywy ksenofobiczne czy nawet faszystowskie są w stanie posunąć ich do najbardziej szalonych czynów.
Łapanka prawicowców zaczyna powoli wchodzić w fazę wykonania. Śledzona będzie wnikliwie działalność prawicy w mediach elektronicznych. Wolność słowa, która przeniosła się do sieci, zacznie być limitowana w imię potrzeby złagodzenia nastrojów społecznych. Na razie przygotowywany jest grunt.
Sprawa Brunona K. jest idealną pokazówką, mającą przekonać opinię publiczną do konieczności podejmowania przez władzę najbardziej radykalnych działań. Podbija to m.in. narastające straszenie faszyzmem i odradzającym się antysemityzmem. W normalnych warunkach, służby przypatrywałyby się wnikliwie podejrzanemu i wkroczyły dopiero w chwili, gdy ten przechodziłby z etapu planowania do realizacji. Tutaj zakończono na etapie wczesnych przygotowań, obawiając się być może, że etap kolejny może nie zaistnieć. Dlaczego tak szybko? Trzeba przecież było mieć uzasadnienie na przeprowadzenie policyjnych prowokacji w Święto Niepodległości. Konieczne było zawalczenie o wewnętrzne interesy, coraz bardziej kruszejącej ABW. Potrzebny był też jakikolwiek sukces rządowi, wobec którego jawną niechęć wyraża już zdecydowana większość Polaków. Trzeba też było czymś przykryć zbliżające się negocjacyjne fiasko na unijnym szczycie.
Porwano się więc na przedwczesne ujawnienie ledwie rodzącej się operacji, uruchamiając machinę polityki przypuszczeń. To klasyczna sytuacja, opisana doskonale przez Vladimira Volkoffa w "Montażu:
Postanawia pan sterroryzować jakieś społeczeństwo. Inscenizuje pan pojedynczy akt terroryzmu. Prasa konserwatywna z oburzeniem potępia ten akt. Ale im głośniejsze potępienie, tym bardziej potępia się rozgłos i znaczenie tego czynu, co jest dla nas korzystne
- pisze Volkoff, wyjaśniając w jaki sposób należy wcześniej przygotować opinię publiczną, poprzez "podawanie tendencyjnych informacji".
Vademecum podaje dziesięć przepisów na tendencyjną informację. (...) Nieprawda niedająca się zweryfikować, mieszanka prawdy i fałszu, deformacja prawdy, zmiana kontekstu, zacieranie i jego odmiany, wybrane fakty, komentarz podtrzymywany, ilustracja, generalizacja, nierówne części, części równe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/145278-polityka-supozycji-w-natarciu-czy-po-akcji-ocalenia-polski-przed-brunonem-k-abw-rozpracowuje-juz-kola-mysliwskie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.