Opera o Grodzkiej? Skąd to oburzenie? Tak po prostu wygląda wariatkowo

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Lot nad kukułczym gniazdem
Lot nad kukułczym gniazdem

Pisaliśmy już kilkakrotnie o tym, że mająca poważne problemy finansowe Warszawska Opera Kameralna wystawia operę opartą na biografii Anny Grodzkiej. Oburzenie wyrazili moje koleżanki i koledzy nie tylko z portalu wpolityce.pl. W innym mediach konserwatywnych również można było przeczytać cały zestaw argumentów przeciwko fanaberii instytucji utrzymywanej przez bankrutujące województwo. Czy się zgadzam z głosami polskiej prawicy? Czy podzielam głosy przestrzegające Polaków przed lewackim kursem, jaki obrały rządzące Polską władze? Oczywiście, że tak. Dlaczego więc dopiero teraz postanowiłem zająć się kuriozalnym pomysłem dyrektora opery Jerzego Lacha i byłego dziennikarza „Gazety Wyborczej” Piotra Pacewicza, który pisze utwór?

Powodem jest chyba przekonanie, iż taki jest naturalny kierunek zmian w zdychającym i przeżartym nihilizmem społeczeństwie. Elity krajów Europy Zachodniej już dawno odeszły od wartości, które zbudowały potęgę naszej cywilizacji. Pisałem wielokrotnie o przykładach rozkładu jaki lewica zaaplikowała naszemu światu. Ostatnim są słowa guru ateistów prof. Richarda Dawkinsa o „lekkiej pedofilii.”


Nie możemy potępiać ludzi za rasizm w XIX czy XVIII wieku, tak, jak potępiamy za niego dzisiaj nowoczesnego człowieka. Podobnie nie mogę potępić zachowań ludzi z przed kilkudziesięciu lat, nawet jeśli dzisiaj bym je potępiał.


mówił samozwańczy opozycjonista Pana Boga, który zapewne trochę inaczej podchodzi do pedofilii mężczyzn z sutannach. Daleko posunięta tolerancja dla takich słów nad wyraz mocno dowodzi do jakiej ściany dochodzi dziś „wojna światów”.  W świetle zdezelowania moralnego zachodnich społeczeństw opera o transseksualnym pośle od politycznych jokerów z Ruchu Palikota naprawdę nie robi specjalnego wrażenia. Dosyć butne słowa Lacha, który oświadczył, iż nikt nie będzie dyktował, o czym ma być sztuka, „bo tożsamość płciowa to ważny problem” dowodzą zresztą tego jak silnie lewicowym elitom udało się zainfekować umysły ludzi kultury. Napisano o tym tomy ważnych książek, przy których moja argumentacja może się wydać płytka. Odsyłam więc do ich lektury.

Słuszne oburzenie na decyzje dyrektora opery blednie również przy liście innych durnowatych wydatków, które koncesjonuje nasza władza. Czym jest kilka srebrników przy kosztującej 4 miliony złotych kampanii na temat fotoradarów? Czym jest podpompowanie kieszeni twórców jakiś potwornych operowych bredni w kontekście tego, że Ministerstwo Rozwoju Regionalnego wydało 184 tys. zł na współfinansowanie odcinków „M jak miłość”? Takich przykładów jest bardzo wiele, o czym na tym portalu nie raz pisaliśmy. Przyglądając się dofinansowywanym z pieniędzy podatników lewicowym organizacjom na zachodzie również trudno czuć oburzenie z powodu opery o Grodzkiej. 

Czy w takim razie nie powinniśmy reagować na szaleństwo lewackich psujów naszego kraju? „Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu”- mówi Randal McMurphy w „Locie nad kukułczym gniazdem”. Ja jeszcze potrafię po prostu wyszydzić dziwaków, którzy swoimi barbarzyńskimi, zacofanymi pomysłami chcą dokonać „pierekowki dusz”. Coraz rzadziej mi się to jednak udaje zrobić. Mam bowiem świadomość, że wojna ze zmanierowanymi przedstawicielami "elyt" skończy się fatalnie dla każdego z nas. Skoro my ( jako przedstawiciele cywilizacji zachodniej) straciliśmy poczucie istoty wspierania własnych tradycji i rodziny, oraz podejmujemy w ogóle dyskusje z takim szaleństwem jak realizacja za pieniądze podatników opery o transseksualistach, to nie dziwmy się, że nasze miejsce zajmą ludzie o żarliwej wierze, jakże innej od tej, która zbudowała Europę.


Skoro daliśmy się sprowadzić na ten poziom walki, to nie dziwmy się też, że jesteśmy bezradni w starciu z głęboko wierzącymi ludźmi, którym zależy na własnej kulturze i dziedzictwie religijnym. Historia lubi się powtarzać i, pisząc brutalnie, obawiam się, że skończmy jak libertyni z Imperium Rzymskiego, rozjechani przez barbarzyńców. Niestety dziś to my jesteśmy barbarzyńcami, których zabawy w tolerowanie największych kretynizmów zostaną zakończone przez jakąś formę europejskiego szariatu. Dopóki nie zrozumiemy, że do tego nas prowadzi akceptowanie fanaberii wypranej z wyższych wartości lewicy, nie powstrzymamy zetknięcia z naszą nemezis.


Gdy usłyszałem pierwszy raz o pomyśle wystawienia opery o, przyjmijmy ich nowomowę na potrzeby tekstu, posłance Grodzkiej, przypomniał mi się inny cytat z arcydzieła Kena Kesseya.  „Jest tu tak przyjemnie (...) że tylko wariat mógłby chcieć stąd uciec.”- mówi rzecznik prasowy o szpitalu psychiatrycznym. To samo mówi nam dzisiejsza lewica. Nieprawdaż? Czy mamy więc poddać się jak 90 proc pacjentów siostry Ratched? Czy może niczym Randal McMurphy, który po nieudanej próbie wyrwania „głazu” z podłogi powiemy, że przynajmniej próbowaliśmy podjąć walkę. Czy poczekamy aż nasi następcy obalą wariatów nami rządzących? A może już teraz stawimy śmiało czoła temu sztucznemu światu. Wyjście jest tylko jedno. Czas wypluć tabletkę, jaką nam na siłę wkładają do ust, i pokazać kto jest prawdziwym wariatem w tej krainie.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych