Taktyka „salami” działa. Dwie lesbijki z dzieckiem na okładce „Newsweeka”. Walka o adopcję dla gejów rozpoczęta

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fragment okładki najnowszego "Newsweeka"
Fragment okładki najnowszego "Newsweeka"

Nie jest tajemnicą, że środowiska gejowskie od dawna stosują metodę "salami" w walce o uzyskanie dla siebie przywilejów. W niemal każdym kraju, gdzie udało im się doprowadzić do adopcji dzieci przez pary homoseksualne, gejowska propaganda wyglądała dokładnie tak samo. Najpierw więc starano się przyzwyczaić społeczeństwo do obecności gejów w przestrzeni publicznej. Następnie przyszedł czas na postulat legalizacji związku partnerskiego. Później środowiska gejowskie zapragnęły legalizacji „małżeństw gejowskich”. Końcową fazą ich marksistowsko-freudowskiej rewolucji jest prawo do adopcji dzieci. Warto przypomnieć sobie słowa czołowych przedstawicieli środowisk gejowskich w Polsce, którzy przekonywali, że chcą jedynie „odwiedzać partnera w szpitalu i dziedziczyć po sobie”. Dziś widzimy ile warte były te zapewnienia.

Polskie środowiska gejowskie idą jednak na skróty i bez żadnych oporów pomijają półśrodki w walce o prawo do wychowywania dzieci. Robert Biedroń wyjaśniał nawet jak można obchodzić polskie prawo.

„Zazwyczaj droga do rodzicielstwa wygląda tak, że para gejów, czy lesbijek umawia się, że ktoś urodzi im dziecko i później oni je adoptują. Znam wiele takich par i to jest coraz bardziej powszechne” -

mówił niedawno najsłynniejszy gej na Wiejskiej. Można się było spodziewać, że rewolucjoniści w polskich mediach podłapią tezy Biedronia. Z pomocą przyszedł mu więc Tomasz Lis, który tydzień temu w haniebny sposób obraził przeciwników in vitro, a teraz bombarduje nas łopatologiczną gejowską propagandą.

„W Polsce dane są różne: jedne mówią o 50 tysiącach, inne o 15. Jedno jest pewne: z reguły się ukrywają. Jola z Asią na placu zabaw za rękę nie trzymają się nigdy. Ale i tak wszyscy na nie patrzą. - Bo Ninka nie wie jeszcze, że nie powinna głośno mówić w piaskownicy o świecie, który jest dla niej najbliższy – wyjaśnia Jola. - Mówi: „mama” i „druga mama”. I właśnie wtedy wszyscy patrzą. - Bardzo chciałyśmy żyć uczciwie – wyjaśnia Asia, która Ninę urodziła. - Nie chciałyśmy, żeby Jola była dla Niny „ciocią”. - Wierzyłyśmy, że nam akurat się to uda – dodaje Jola. - Gówno się udało. Właśnie zmieniły córce przedszkole. Dyrektora placówki nic do dziecka nie miała. Tylko rodzice zagrozili, że albo Ninka, albo ich dzieci. Sprawa została przesądzona po uroczystym dniu taty, na którym zjawiła się Jola, bo Asia akurat była w delegacji. Wyjeżdża dość często. - Za każdym razem umieram z przerażenia – przyznaje Jola. Bo gdyby Nince się coś stało, to byłby kłopot. Dziecko ma jechać do szpitala, a gdzie jest jego matka? Jak nic to sprawa dla służb społecznych, może nawet policji, prokuratury. - Nasz sposób na życie? Jak najmniej mówić o sobie - tłumaczą zgodnie”-

czytamy w patetycznych fragmentach tekstu z „Newsweeka” opublikowanych w jednym z serwisów internetowych.  Znów mamy więc jasną narrację: to polskie, zacofane, katolicki społeczeństwo gnębi pary lesbijek i homoseksualistów, którzy są takimi samymi rodzicami jak inni. Autorka tekstu Renata Kim zarzuca nawet krytykom jej tezy, że ci nie rozumieją, iż te dwie kobiety mogą kochać dziecko, zaś pogląd, że dziecko potrzebuje ojca i matkę jest niedojrzały. Nie zamierzam w ogóle polemizować z tą tezą. Nie przeczę, że lesbijki, które ujawniły się jako kochające matki, rzeczywiście czują do chłopca głęboką miłość. Jednak ten fakt nie jest argumentem za legalizacją „małżeństw gejowskich” i przyznaniem im prawa do adopcji dzieci. Nawet jeżeli odrzucimy chrześcijańskie, judaistyczne czy islamskie normy moralne, to i tak przyznawanie prawa homoseksualistom do adopcji dzieci okazuje się być niezwykle niebezpieczne. Wiele ostatnich badań pokazuje, że rzeczywistość w gejowskich „rodzinach” nie jest tak różowa jak opisuje „Newsweek”. Niedawne  badania przeprowadzone przez naukowców z amerykańskiego Uniwersytetu Texas w Austin jasno pokazały, że dzieci z tradycyjnych rodzin są znacznie szczęśliwsze i zdrowsze niż te wychowane przez pary jednopłciowe. Mark Regenrsu z uniwersytetu w Teksasie przeprowadził jedno z badań na grupie blisko 3 tys. losowo wybranych dorosłych Amerykanów. Zgodnie z tzw. złotym standardem, obejmującym 40 kategorii różnych zachowań emocjonalnych i społecznych, analizował postępowanie wybranych osób. U grupy osób, wychowywanych przez homoseksualistów, odkryto aż 24 rodzaje negatywnych skutków wychowania. Autor projektu badawczego doszedł do wniosku, że 12 proc. dzieci wychowanych przez matkę lesbijkę i 24 proc. tych, którymi opiekował się ojciec gej przyznawało, że myślało ostatnio o popełnieniu samobójstwa. 40 proc. wychowanych przez matkę lesbijkę i 25 proc. wychowanych przez ojca geja miało romans w czasie małżeństwa lub wspólnego mieszkania z partnerem. 20 proc. wychowywanych przez matkę lesbijkę i 25 proc. przez ojca geja podawało, że nabawiło się infekcji przenoszonych drogą płciową. Odsetek takich przypadków w odniesieniu do dzieci z rodzin tradycyjnych wyniósł 8 proc. 61 proc. wychowanych przez matkę lesbijkę i 71 proc. wychowanych przez ojca geja określało siebie jako „całkowicie heteroseksualnych”. Do takiej tożsamości przyznawało się natomiast 90 proc. tych wychowanych w pełnej biologicznej rodzinie. Również niedawno w periodyku „Social Research Science” znalazła się analiza prof. Loren Marks z uniwersytetu w Luizjanie. Profesor krytycznie odniosła się do raportu Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologicznego nt. homoseksualnych rodziców, chętnie cytowanego przez środowiska LGTB. Raport stwierdza m.in., że nie ma różnicy między wychowywaniem dzieci przez normalne pary a pary homoseksualne. Prof. Marks skrytykowała raport APA m.in. za to, że swoją analizę przeprowadziła na niereprezentatywnej próbie. Do badań wybrano niewielką grupę dzieci wychowywanych przez zamożne i dobrze wykształcone białe lesbijki.

Wobec takich badań ( a nie są one odosobnione) trudno przejść zupełnie obojętnie obok okładki lisowskiego pisma. Niestety środowiska gejowskie zakrzykują coraz częściej naukowców, którzy polemizują z ich propagandowymi tezami, opartymi na emocjonalnym przekazie. Trudno nie zauważyć, że stygmatyzujące określenie "homofob" od dawna jest używane wobec naukowców, którzy obiektywnie starają się zbadać "rodziny" gejowskie. Łatka homofoba uniemożliwia w wielu przypadkach kontynuowanie kariery. 

Okładka „Newsweeka” rozpoczęła w Polsce walkę o prawo do adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Walka ta będzie niezwykle długa i bolesna, bowiem opiera się na skrajnie emocjonalnej narracji. Trudno zaprzeczyć, że argument o tym, iż homoseksualiści wychowują w Polsce dzieci i prawo im tego nie zabrania jest mocny. Jak można bowiem walczyć z tą procedurą? Zabronić dwóm kobietom mieszkać ze sobą? Inwigilować środowiska gejowskie i wysyłać policję do ich domów? W takim wypadku Polska zamieniłaby się w kraj totalitarny. Czy jednak możliwość obchodzenia polskiego prawa oznacza, że należy je zmieniać? W świetle wielu ostatnich badań dotyczących dzieci wychowywanych przez pary jednopłciowe trudno twierdząco odpowiedzieć na to pytanie.

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych