Protasiewicz zachował się tak jak kacyk z bantustanu: pyszny, arogancki, wyalienowany, przekonany, że wszystkim można handlować, łącznie z godnością i honorem

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. bild.de
fot. bild.de

Przygody dzielnego europosła Jacka Protasiewicza byłyby tylko śmieszne, choć na pewno nie na miarę przygód dzielnego wojaka Szwejka, gdyby nie odsłaniały prawdy o mentalności ludzi obecnej władzy. Przedstawienie Jacka Protasiewicza na lotnisku we Frankfurcie zostało odegrane 25 lutego wieczorem. Przez całą następną dobę „artysta” Protasiewicz nawet słowem nie pisnął o tym, co się zdarzyło. Odezwał się dopiero po tym, gdy sprawę opisał największy niemiecki dziennik „Bild” (2,5 mln sprzedaży i około 12 mln czytelników).

Gdy sprawa się „rypła”, Protasiewcz pobiegł po pomoc do swego niemieckiego kolegi Hansa-Gerta Pötteringa, europosła CDU, a wcześniej przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. I Pöttering miał mu pomóc zminimalizować straty. Europoseł PO opowiadał też, że próbuje się dostać do szefa PE Martina Schulza (SPD). Na zwołanej 27 lutego konferencji prasowej Protasiewicz wymachiwał paszportem dyplomatycznym i opowiadał jak to niemieccy funkcjonariusze naruszyli jego immunitet. Innymi słowy, przez trzy dni mieliśmy grę na utrwalenie wizerunku Protasiewicza jako osoby nietykalnej, dyplomatycznej świętej krowy.

Europoseł PO paszportem dyplomatycznym i swoim statusem wiceprzewodniczącego PE machał niemieckim celnikom i policjantom, ale nie zrobiło to na nich żadnego wrażenia. To musiało bardzo zdziwić Jacka Protasiewicza, bo w Polsce status świętej krowy jest generalnie respektowany. Tym bardziej że po wygranej wojnie o rządy w PO na Dolnym Śląsku Protasiewicz zachowywał się niczym udzielny książę. Okazało się, że to, co działa w Polsce czy ogólniej państwach postkomunistycznych (nie mówiąc o bantustanach), na zachodzie Europy jest jednak wciąż uważane za rodzaj barbarzyństwa.

To, że Jacek Protasiewicz nawet nie przypuszczał, iż niemieckie służby (niezależnie od tego, jakie akty arogancji wobec Polaków i nie tylko mają one na sumieniu) niespecjalnie respektują barbarzyńskie nawyki, świadczy jak mocno „odleciał”. Przecież to, że zwrócił się po pomoc do ważnych niemieckich polityków w PE miało spowodować, żeby znalazł się jakiś dobry wujek w niemieckich władzach wykonawczych. I ten dobry wujek miałby wpłynąć na celników, policjantów i prokuratorów, żeby zamietli sprawę pod dywan. Tak bowiem dzieje się w bantustanach i tak najczęściej dzieje się w Polsce. Oczywiście nikt tego otwarcie nie przyzna, ale dość łatwo zrekonstruować te rachuby i taki sposób myślenia.

Polscy partyjni bonzowie, przyzwyczajeni do standardów z bantustanów, uważają zapewne, że na Zachodzie ważni przedstawiciele władz wykonawczych mogą manipulować prokuraturą, policjantami czy celnikami, żeby bonzów w rodzaju Protasiewicza nie spotkała żadna krzywda. Władza wykonawcza na Zachodzie też ma oczywiście swoje grzechy, ale jednak daleko jej do standardów bantustanu czy Polski, w której świetnie się obecnie mają różne kliki i różni bonzowie.

Przecież w Niemczech czy Francji świętą krową nie jest nawet prezydent republiki. O tym świadczy ustąpienie przed połową kadencji prezydenta Niemiec Christiana Wulffa, gdy pojawiły się zarzuty o korzystanie z materialnej pomocy przyjaciół. O tym świadczy też to, że po zakończeniu urzędowania prezydent Francji Jacques Chirac stanął przed sądem z oskarżenia o korupcję (rzecz dotyczyła czasów, gdy był merem Paryża). I Chirac został w 2011 r. skazany.

Partyjni koledzy Protasiewicza najpierw zamilkli, nie wiedząc, co postanowi główny boss. Ale gdy Protasiewicz zaserwował Polakom całą serię niebywałych wręcz kompromitacji, boss pogroził swemu do niedawna ulubieńcowi. A potem już poszło, czyli uznano, że Protasiewicz to tylko wrzód na zdrowym ciele PO, zresztą wcale nie taki groźny, bo czy można wierzyć Niemcom. Sam Protasiewicz uderzył w narodowe i patriotyczne tony w stylu: „biją mnie Niemcy, a nikt mnie nie broni”. Co było o tyle groteskowe, że wcześniej takie tony u innych były bezwzględnie wyśmiewane i piętnowane jako przejaw szowinizmu, antyniemieckiej szajby i generalnie ksenofobii.

Politycy rządzącej PO próbują teraz wmówić Polakom, że Protasiewicz miał po prostu słabszy moment. Popełnił błąd, no bo jednak padły słowa „Heil Hitler” i „Auschwitz”, ale to tylko incydent. Problemem jest to, że nie mamy do czynienia z incydentem, lecz zasadą. Protasiewiczów jest wielu: pełnych pychy, arogancji, wyalienowanych z rzeczywistości i przekonanych, że jak w „Folwarku zwierzęcym” Orwella - są równi i równiejsi. Ale nie łudźmy się. Protasiewicz został jakoś tam ukarany, ale partia zrobi wszystko, żeby zminimalizować straty. Będzie więc próbować coś przehandlować, byleby sprawę szybko wyciszyć. Bo w tym towarzystwie, żywcem z bantustanu, wszystko jest do przehandlowania, łącznie z godnością i honorem.


Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych