Najchętniej wróciłbym do rozmów z mediami dopiero wtedy, gdy film będzie gotowy. Ale to specyficzna produkcja – jak żadna inna współfinansowana przez tysiące ludzi, przyszłych widzów. Wiem, że należy im się informacja, na jakim jesteśmy etapie - mówi w rozmowie z Jackiem i Michałem Karnowskimi w Tygodniku „wSieci” Antoni Krauze, reżyser filmu „Smoleńsk”.
Najważniejsze jest to, że w roku 2013 udało się zrealizować pierwsze zdjęcia. Ruszyliśmy, co dodaje sił do dalszej pracy i buduje świadomość, że nie ma odwrotu. Także dlatego, mówiąc żartobliwie, że wydaliśmy już pieniądze zebrane od darczyńców, więc nie możemy zrezygnować. Lubię takie kotwice uniemożliwiające odwrót bez względu na trudności, kłody rzucane pod nogi i postępowanie czynników, od których jesteśmy zależni
- opowiada reżyser. Krauze tłumaczy także, dlaczego twórcy filmu zdecydowali się zwrócić o dotację do PISF.
Początkowo nie ukrywałem swojego sceptycyzmu, czy warto zwracać się do PISF, ale Maciej Pawlicki oraz szefujący Fundacji Smoleńsk 2010 Jan Polkowski i Bronisław Wildstein byli odmiennego zdania. Z wielu stron docierały do mnie sygnały, że nie powinniśmy z tego rezygnować. PISF jest instytucją publiczną, naszą wspólną. Robimy film na bardzo ważny temat. Przychyliłem się więc do zdania wymienionych panów, że nie ma powodu, by na dotację z tego źródła mogły liczyć jedynie tytuły prezentujące inną wrażliwość
- mówi Krauze.
Robię to, co powinien zrobić rzetelny dziennikarz, co chce zrobić moja bohaterka. Mieszkanie tonie w materiałach, jakie udało mi się zdobyć. I rzeczywiście rozmawiam, z kim mogę, odbyłem setki rozmów
- mówi twórca „Smoleńska”, opowiada także, że wśród jego rozmówców był śp. chor. Remigiusz Muś, który był w załodze Jaka-40 i którego relacja zadawała kłam wersji oficjalnej.
To była bardzo poruszająca rozmowa. Nie rozumiem, dlaczego jego wersję po prostu pominięto. Jakby jej nie było
- dziwi się Krauze i podkreśla, że pilot nie sprawiał wrażenia człowieka, który może popełnić samobójstwo?
A gdzie tam. Kompletnie nie. Bystry facet, znany wśród przyjaciół z fenomenalnej pamięci. Dlatego jego świadectwo o tym, jakie komendy i informacje podawali Rosjanie załodze tupolewa, miało i ma tak wielką wartość. W to samobójstwo nie wierzy chyba nikt. Zresztą, w mojej ocenie, na serio nikt też nie wierzy w oficjalną wersję wydarzeń przedstawioną przez MAK i komisję Millera. One tak bardzo obrażają logikę – tak wnioski, jak i sposób dochodzenia do nich – że sądzę, iż ludzie występujący w jej imieniu zdają sobie sprawę, że kłamią
- opowiada Antoni Krauze, który nie obawia się, że padnie zarzut, iż „Smoleńsk” pogłębi podziały w Polsce, już i tak rozrywanej tematem tragedii.
Będzie odwrotnie. Ten film, jak go widzę, otworzy możliwość spokojnej rozmowy o tym, co dzieli nas, Polaków, w sprawie smoleńskiej, co naprawdę stało się 10 kwietnia 2010 r. i co potem stało się z nami. Podobnie jak „Człowiek z marmuru” pozwoli odpowiedzieć na pytanie, dlaczego są tematy, o których nie można mówić, nie można robić filmów. To ma być powrót do źródeł. A dla ludzi dobrej woli taka uczciwa rozmowa zawsze jest czymś dobrym, oczyszczającym
- opowiada reżyser, według którego klimat w Poslce wokół sprawy Smoleńska ulega poprawie.
Coś zaczyna się zmieniać. To, jak zostanie potraktowany nasz film, da odpowiedź na pytanie, czy to wrażenie jest słuszne
- mówi Antoni Krauze.
CAŁA ROZMOWA W TYGODNIKU wSieci. Najnowszy numer już w kioskach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/183000-antoni-krauze-w-tygodniku-wsieci-cos-zaczyna-sie-zmieniac-to-jak-zostanie-potraktowany-nasz-film-da-odpowiedz-na-pytanie-czy-to-wrazenie-jest-sluszne